Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 104.16km
  • Czas 04:05
  • VAVG 25.51km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 455m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Moja mała Golgota

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 0

Na forum Rowerowego Lublina wątek dotyczący jazdy pod górkę doprowadził mnie do bardzo profesjonalnie zrobionej bazy podjazdów. Baza żyje i każdy może pomóc w jej rozbudowie. Niestety, Lubelszczyzna jest jeszcze skromnie reprezentowana, ale moją uwagę zwrócił opis podjazdu w Kazimierzu Dolnym. Jestem z nim właściwie na ty, bo w zeszłym roku grawitacja zmusiła mnie do przebycia jego najgorszej część z buta. W sumie sam się o to prosiłem, bo w moim rowerze coś takiego jak młynek nie funkcjonowało. Podjazd jest stosunkowo krótki, ale jego nawierzchnia z epoki kamienia ciosanego irytuje na potęgę. Dzisiaj jest taki wyjątkowy dzień, że lekkie umartwienie ciała jest jak najbardziej na miejscu. Postanowiłem więc odwiedzić Kazimierz Dolny i trochę się upodlić. Czasu miałem niewiele, ale oszacowałem, że zdążę obrócić przed zmrokiem. Oszacowania wzięły w łeb, gdy tuż za Lublinem złapałem kapcia. Zazwyczaj nie wożę gadżetów do łatania, ale dzisiaj przezornie zabrałem skuwacz do łańcucha, a razem z nim kilka innych rzeczy jako balast. W Kazimierzu pustki, ale czuję, że to cisza przed burzą. Nieszczęsny podjazd okazał się mniej drenujący z sił, niż się spodziewałem. Co prawda, zjeżdżający w przeciwnym kierunku samochód zmusił mnie do pakowania się na jakiś nieprzyzwoity gradient, ale kilkumetrowe wypłaszczenie mniej więcej w połowie drogi pozwoliło nogom trochę odpocząć.
Powrót do Lublina zapomnianymi przez Boga i GDDKiA drogami lokalnymi pod porywisty wiatr, który z uporem maniaka nie popuszczał. Byłem tak pogrążony w rozmyślaniach, że nawet nie zauważyłem, iż omijam Wojciechów szerokim łukiem i jadę na Bełżyce. Od tej miejscowości na drogach krajobraz zaiste księżycowy (zapomniane przez Boga, ale nie przez GDDKiA), więc warto było się tamtędy turlać. W trasę wybrałem się bez oświetlenia, ale szczęśliwie dotarłem do domu przed regularną nocą. Wyjazd trochę na wariata, ale sprawił mi dużo radości.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.