Info
Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.Więcej o mnie.
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
Moje rowery
Wykresy roczne
+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w kategorii
100-150
Dystans całkowity: | 4817.41 km (w terenie 191.00 km; 3.96%) |
Czas w ruchu: | 209:13 |
Średnia prędkość: | 23.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.40 km/h |
Suma podjazdów: | 18177 m |
Liczba aktywności: | 43 |
Średnio na aktywność: | 112.03 km i 4h 51m |
Więcej statystyk |
- DST 103.45km
- Teren 5.00km
- Czas 05:03
- VAVG 20.49km/h
- VMAX 35.20km/h
- Temperatura 2.0°C
- Podjazdy 499m
- Aktywność Jazda na rowerze
Rapha Festive 500, dzień 8/8: Lublin Orbit
Niedziela, 31 grudnia 2017 · dodano: 21.10.2018 | Komentarze 0
Z rana wszędzie biało, ale padający deszcz szybko się ze śniegiem uporał. Jednak coś za coś, więc na ostatnią jazdę w tym roku wyruszyłem tuż przed zachodem słońca w lekkiej mżawce. Miałem jednak nadzieję, że opady szybko ustaną, bo kropiło bez specjalnego wigoru. Na wszelki wypadek postanowiłem nie zapuszczać się zbyt daleko i zrobić pętlę dookoła Lublina w pobliżu jego granic administracyjnych. Na orbitę wbiłem się na południowym krańcu Zalewu Zemborzyckiego i skierowałem się na zachód. Czołowy wiatr trochę dokazywał, ale dosyć szybko skręciłem na północ i od razu zrobiło się lepiej. Mimo, że wyraźnie prosiłem Gpsies, aby wyrysowało trasę po asfaltach, to i tak ślad wyprowadził mnie kilka razy na klepisko. Najgorzej było w Jakubowicach Konińskich, gdzie po zjechaniu w dolinę Ciemięgi wpakowałem się w tak grząskie błoto, że byłem zmuszony szukać objazdu. Mżawka ustała i mniej więcej od połowy trasy niebo zaczęło się szybko klarować. Księżyc był prawie w pełni i dzięki temu noc była w miarę jasna. Całe szczęście, bo przednia lampka skakała między trybami, co zwiastowało jej bliski kres. Doszło to tego, że jadąc przez oświetlona latarniami podlubelskie miejscowości wyłączałem własną lampkę. I tak kombinując zamknąłem pętlę docierając do oświetlonego zachodniego brzegu Zalewu. A stamtąd już bezstresowo DDR do domu. Pomimo początkowo kiepskiej pogody, przejażdżka bardzo udana nawet jeśli rower upaćkałem po same uszy. Pętla wymaga lekkich korekt eliminujących odcinki terenowe, ale gdy to nastąpi stanie się zapewne moją ulubioną stukilometrową trasą.Podsumowując, dzięki globalnemu ociepleniu, które zafundowało jesienną pogodę pod koniec grudnia, udało mi się odhaczyć Rapha Festive 500 bez zbytniego zarzynania się. I to pomimo rozpoczęcia bicia kilometrów z jednodniowym opóźnieniem ze względu na kiepską pogodę w Wigilię.
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
Noworoczne fajerwerki w Lublinie © chirality
- DST 121.73km
- Czas 05:28
- VAVG 22.27km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 655m
- Aktywność Jazda na rowerze
Rapha Festive 500, dzień 5/8: Puławy
Czwartek, 28 grudnia 2017 · dodano: 16.05.2018 | Komentarze 0
Pięknej pogody ciąg dalszy, bo dzisiaj było nawet kilka stopni cieplej, niż wczoraj. Jedynym mankamentem pozostawał mocny południowy wiatr, więc aby ograniczyć walkę z nim do minimum, postanowiłem pojechać gdzieś na zachód. I tym sposobem padło na Puławy. Z domu wyjechałem po dziesiątej i Lublin opuściłem slalomami po przebudowywanej właśnie ul. Nałęczowskiej. Zwykle jeżdżę na Kazimierz Dolny DW830 przez Nałęczów. Tym razem jednak odbiłem w Tomaszowicach w boczną drogę, co okazało się dobrą decyzją, bo ruch samochodowy był tam minimalny, a krajobrazy dla oka przyjemne. Do tego objechałem szerokim łukiem nieckę Nałęczowa, dzięki czemu nie musiałem się z niej wygrzebywać konkretnym podjazdem w okolicach Rogalowa. Mało tego, bo gdy w Karmanowicach powróciłem na DW830 i mentalnie szykowałem się na wspinaczkę, dostałem w pobliskim Celejowie przyjemny zjazd. Co prawda jakiś delikwent wyjeżdżający z podporządkowanej wymusił na mnie pierwszeństwo, ale w porę się zorientował i przez spory kawałek sunął obok mnie lewym pasem. Podobne wymuszenie dostałem w Bochotnicy, więc z ulgą wbiłem się na DDR wzdłuż Wisły prowadzącą do Puław. Nigdy wcześniej nie jechałem tą trasą i trochę szkoda, że nie biegnie ona szczytem wału, bo wtedy byłby jakiś widok na rzekę. Pomimo tego bardzo przyjemny odcinek. W Puławach strasznie tłoczno i trochę mi zajęło, nim się stamtąd wydostałem. Powrót początkowo DK12, ale w Końskowoli odbiłem na południe w boczne drogi. Chociaż momentami podły asfalt i doskwierający wiatr, to jednak pagórkowata trasa ciekawa, bo nie było wiadomo, co się czai za kolejnym wzniesieniem. Zarówno w drodze do Puław, jak i podczas powrotu kilka razy przecinałem remontowaną linię kolejową Warszawa-Lublin i mogłem podziwiać jej pełną kontrolowaną destrukcję. Przed Ługowem najechałem na leżącego w rowie pijanego rowerzystę. Ponieważ tuż przed zachodem słońca temperatura szybko leciała na twarz, nie mogłem delikwenta tak zostawić na nocleg. Obudziłem go, postawiłem do pionu razem z rowerem (epicko zmasakrowany napęd!) i zmusiłem do spaceru w kierunku najbliższych zabudowań. Facet z uporem maniaka nalegał na prowadzenie roweru od strony jezdni i nie udało mi się wybić mu tego z głowy. W lokalnych wiadomościach nic nie było o potrąceniu człowieka z rowerem, więc zakładam, że do domu dotarł. Za Wysokiem wjechałem w dolinę Ciemięgi, której meandry zaprowadziły mnie aż za Snopków. Tam odbiłem na południe i smagany wiatrem dotarłem bez przygód do Lublina. Podsumowując, niesezonowo łagodna aura sprawiła, że wyjazd okazał się nadspodziewanie przyjemny.- DST 143.41km
- Czas 06:59
- VAVG 20.54km/h
- VMAX 41.30km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 892m
- Aktywność Jazda na rowerze
Rapha Festive 500, dzień 2/8: Batorz
Poniedziałek, 25 grudnia 2017 · dodano: 02.04.2018 | Komentarze 0
Świąteczna końcówka grudnia to już tradycyjnie (2015 i 2016) próba przekręcenia 500 km w ramach Rapha Festive 500. Niby jest na to aż osiem dni, więc na papierze nie jest to jakieś wyjątkowe wyzwanie. Jednak pogoda, jak i ogólne zimowe rozleniwienie mogą realizację tego celu skutecznie utrudnić. Tak było i w tym roku, bo Wigilię będącą pierwszym oficjalnym dniem zliczania kilometrów musiałem odpuścić z powodu ciągłych opadów deszczu. W konsekwencji dzisiaj czułem się zobligowany, by pojechać gdzieś dalej. Ze względu na mroźny zachodni wiatr, chciałem trzymać się mniej więcej osi północ-południe i dlatego za cel przejażdżki wybrałem Batorz. Z domu wyjechałem przed południem z kierownicą obwieszoną po januszowemu torbami z fantami na cmentarz, na który wpadłem po drodze. Później już na lekko ruszyłem na wschód serwisówką drogi ekspresowej S12. Z wiatrem, więc przyjemnie. Początkowo na drogach było bardzo mokro po wczorajszych opadach deszczu, ale asfalty schły w oczach. W Wierzchowiskach skręciłem na południe i meandrująca droga pokazała mi, że jazda na zachód będzie w tych warunkach sporo kosztować. Doświadczyłem tego bardzo szybko, bo tuż po podłączeniu się na DW836. Czołowy wiatr, epicko zmaltretowana nawierzchnia (podobno najgorsza w województwie, a biorąc po uwagę ogólny stan dróg w Lubelskiem, mówi to samo za siebie) i do tego dłużący się podjazd. Na szczycie w Chmielu odbiłem ponownie na południe w idealny wręcz asfalt i od razu zrobiło się przyjemniej. O ile w czasie całego wyjazdu wiele razy uciekałem przed ambitnymi czworonogami, o tyle pierwsze spotkanie z przedstawicielem tego gatunku było nad wyraz pokojowe. Piesek dołączył do mnie w Lesie Piotrkowskim, a że najwyraźniej biegł w interesach do pobliskiej wsi, więc ten kawałek przemierzyliśmy razem. Czasami on prowadził, czasami ja. Odstał dopiero na lekkim podjeździe tuż przed zabudowaniami. W Żółkiewce skręciłem na zachód i rozpocząłem mozolną walkę z czołowym wiatrem. Za Wysokiem zaczęły się konkretne hopki, ale ostatnie kilometry przed Batorzem przyjemnie płaskie drogą meandrującą wśród wzgórz. Do opustoszałego miasteczka dotarłem równo z zachodem słońca i po krótkiej przerwie ruszyłem w dalszą drogę już przy pełnym oświetleniu. Jechało się bardzo ciężko, bo wzniesienia konkretne, a do tego siekający po skosie wiatr znajdował sposób, by uprzykrzać nawet podjazdy. Pocieszałem się jednak, że w Sulowie dotrę nieco poniżej źródła Bystrzycy i aż do samego Lublina będę się jej trzymał. Będzie więc płasko, nominalnie z górki i, po odbiciu na północ, z bocznym wiatrem. Po zapadnięciu zmroku w mijanych wioskach często nadziewałem się na grupki kolędników. Chociaż dziad w kamizelce odblaskowej wyglądałby mało wiarygodnie, to jednak nieoświetlone dziecko ubrane w worek po kartoflach stanowi realne zagrożenie dla innych użytkowników dróg. Po dotarciu do Sulowa odetchnąłem z ulgą i rzeczywiście dalsza podróż była o wiele przyjemniejsza. Jedyny zgrzyt nastąpił już na rogatkach Lublina, gdy wykonywałem lewoskręt w ul. Cienistą. Dobrze, że oglądałem się cały czas za siebie, to zdążyłem zauważyć, że jadący za mną delikwent zaczął mnie na skrzyżowaniu wyprzedzać. Porzuciłem swój manewr i dzięki temu skończyło się jedynie na strachu. Końcówka po DDR wzdłuż zachodniego brzegu Zalewu Zemborzyckiego i wylewającej się z niego Bystrzycy już zupełnie bez stresu. Podsumowując, trasa jak na końcówkę roku trochę za ambitna, bo dała mi solidnie w kość. Jednak tym większa radość z jej pokonania.- DST 107.43km
- Teren 30.00km
- Czas 05:08
- VAVG 20.93km/h
- VMAX 44.90km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 445m
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Krzczeń
Niedziela, 23 lipca 2017 · dodano: 28.07.2017 | Komentarze 0
W ramach kolejnego etapu objazdu lubelskich akwenów, postanowiłem dzisiaj dotrzeć do jeziora Krzczeń na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. No ale skoro stałem się posiadaczem górala z amortyzacją, chciałem wkomponować w ten wyjazd wiele odcinków terenowych. I dlatego dałem Gpsies wolną rękę w rozrysowaniu trasy pod rower górski. No i z tego zadania serwis wywiązał się znakomicie. Był szuter, kamienie, drogi polne, leśne ścieżki, betonowe płyty, kocie łby i pozbawione wszelkiej finezji wertepy. Tych ostatnich było najwięcej. Trafiła się również droga leśna, której nie było, więc musiałem trochę improwizować. Upalny dzień, ale do celu miałem sprzyjający wiatr, więc jechało się w miarę komfortowo. Na polach pojawiły się potężne kombajny pochłaniające rzepak, który dojrzały wygląda znacznie gorzej, niż podczas kwitnienia. Jezioro Krzczeń zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie – duży akwen z łatwym dostępem, co w tych rewirach nie jest normą (TUTAJ i TUTAJ), i niewielką liczbą turystów, z których większość stanowili wędkarze. Jezioro otoczone jest dobrze utrzymaną groblą, po której dało się je objechać po całości. Rozwalił mnie bocian, który spacerował sobie wśród grillujących wędkarzy, jakby był jednym z nich. Chciałem go obfotografować, ale na widok obcego szybko się zmył. Zrobiłem krótki postój nad kanałem Wieprz-Krzna przebiegającym po drugiej stronie grobli. Powrót do Lublina dosyć męczący i to nie tylko ze względu na wiatr. O ile w drodze nad jezioro trafiały się okazjonalnie błotniste fragmenty, o tyle na nawrocie było tego bez liku i im bliżej Lublina, tym tereny robiły się coraz bardziej grząskie. W konsekwencji do domu dotarłem upaćkany błotem na cacy. O rowerze nie wspomnę. Wyjazd generalnie udany, ale w niektóre rewiry zapuściłem się zbyt wcześnie po obfitych opadach deszczu.Podlubelskie wertepy © chirality
Podlubelskie wertepy © chirality
Leśny dukt © chirality
Jezioro Krzczeń © chirality
Jezioro Krzczeń © chirality
Obumarłe drzewa nad jeziorem Krzczeń © chirality
Jezior Krzczeń © chirality
Machina nad jeziorem Krzczeń © chirality
Nad kanałem Wieprz-Krzna © chirality
Jezioro Krzczeń © chirality
Rower w zaroślach © chirality
Przystań nad jeziorem Krzczeń © chirality
Bociany w locie © chirality
Bociany na łące © chirality
- DST 132.58km
- Teren 10.00km
- Czas 06:36
- VAVG 20.09km/h
- VMAX 39.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 349m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Zagłębocze
Niedziela, 2 kwietnia 2017 · dodano: 12.04.2017 | Komentarze 0
Ponieważ mój najdłuższy wyjazd w tym roku miał raptem 50 km, więc pewnie ciężko byłoby mi się zmusić do zrobienia dzisiaj całej setki. No ale skoro wielu rowerzystów na całym łez padole ruszyło na rower, by uczcić pamięć Mike'a Halla, który zginął podczas The Indian Pacific Wheel Race, postanowiłem się jednak zmobilizować. Mój Ride For Mike miał mnie zaprowadzić na Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie, by w ramach objazdu lubelskich jezior odwiedzić Zagłębocze. W trasę wyruszyłem w samo południe. Warunki idealne, bo chyba najcieplejszy dzień roku, słonecznie i do tego pomagający (do czasu...) wiatr. Zarówno w Lublinie, jak i na pojezierzu mijałem bardzo wielu rowerzystów zbitych w mniejsze lub większe grupki. Klasyczne zachłyśnięcie wiosną. Do ruin w Zawieprzycach dotarłem standardowym szlakiem przez Pliszczyn i Charlęż. Odpoczywało tam już kilka wycieczek rowerowych, więc po zrobieniu paru obowiązkowych zdjęć ruszyłem w dalszą drogę. W Ludwinie zazwyczaj wbijam się na DW820, ale tym razem objechałem odcinek do zjazdu na Kaniwolę lekkimi wertepami. Kiedyś wpakowałem się tam szosówką i od tego czasu omijałem ten kawałek szerokim łukiem. Nie dzisiaj. Na DDR w kierunku jeziora Piaseczno momentami niezły bajzel – potłuczone szkło i gruby żwir, ale zazwyczaj dawało się wyłuskać w tym jakąś w miarę normalną trajektorię. Ostatnie kilometry gruntówkami przez las. Na jego skraju mijałem ogrodzoną działkę w ogniu. Właścicielka postanowiła uświęconym zwyczajem dziadów i pradziadów wypalić trawę, ale nie przewidziała, że drzewa też są palne. Brak wyobraźni, biorąc pod uwagę, że kilka metrów dalej zaczynał się regularny las. Jakiś facet gasił te płonące drzewa wiadrem, a właściwie jego zawartością. Wszystko wydawało się pod kontrolą, więc ruszyłem w dalszą drogę i po kilku kilometrach dotarłem do celu. Zagłębocze jest bardzo kameralnym jeziorkiem, ale w przeciwieństwie do jeziora Bikcze albo Mytycze w pełni ujarzmionym – łatwy dostęp, ścieżki wzdłuż brzegu i sporo infrastruktury turystycznej. Ludzi niewielu, więc trochę się tam pokręciłem. Pomimo małych rozmiarów, jezioro generowało spore fale, które miarowo uderzały o brzeg. Wiedziałem, że wcześniej, czy później będę musiał się z powodującym je wiatrem zmierzyć. Ruszyłem w drogę powrotną i gdy w Nowym Orzechowie zacząłem skręcać na zachód, przygoda z wiatrem dopiero zaczynała się rozkręcać. Im bardziej skręcałem na południe, tym huk w uszach stawał się coraz bardziej intensywny. Pod Lubartowem przeciąłem DK19 (jakoś nie miałem ochoty zabrać się nią do Lublina) i po kilku kilometrach wbiłem się w Lasy Kozłowieckie, gdzie mogłem trochę zapomnieć o wietrze. Z lasu wyjechałem kilka minut przed zachodem słońca, więc była to najwyższa pora, aby zapuścić pełne oświetlenie. Przed miejscowością Pólko odbiłem na Jakubowice Konińskie i bez przygód, nie licząc wjechania facetowi na podwórko, dotarłem do Lublina. Bardzo przyjemny wyjazd – sprzyjająca aura, płasko i dystans, jak na początek kwietnia wystarczający, aby się ujechać, ale nie zatrzeć.Lubelskie boćki © chirality
Charlęż wczesną wiosną © chirality- (a tak wyglądał w innych porach roku)
Charlęż wczesną wiosną © chirality- (a tak wyglądał w innych porach roku)
Zawilce © chirality
Zakole Wieprza w Zawieprzycach © chirality
Spacer doliną Wieprza w Zawieprzycach © chirality
Tramwaj kowali bezskrzydłych © chirality
Kowal bezskrzydły w złoci żółtej © chirality
Wiosenne wypalanie dobytku © chirality
Bobrza robota nad jeziorem Zagłębocze © chirality
Drzewa nad jeziorem Zagłębocze © chirality
Zaskroniec nad jeziorem Zagłębocze © chirality
Jezioro Zagłębocze © chirality
Milion słońc w Zagłęboczu © chirality
Meandry pod Ostrowem Lubelskim © chirality
Bociany na gnieździe © chirality
Rowerzystki w słońcu © chirality
Zachód słońca pod Lasami Kozłowieckimi © chirality
Zachód słońca © chirality
- DST 101.51km
- Czas 06:16
- VAVG 16.20km/h
- VMAX 33.40km/h
- Temperatura 1.0°C
- Podjazdy 557m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Rapha Festive 500, dzień 6/8: Wysokie
Czwartek, 29 grudnia 2016 · dodano: 03.01.2017 | Komentarze 0
Ponieważ szalejące przez kilka dni silne północne wiatry odpuściły, więc mogłem się przejechać gdzieś poza osią wschód-zachód. Padło na standardową rundkę do Wysokiego. Wyjechałem trochę zbyt późno, więc zapowiadał się spory fragment jazdy po zmroku. Trasa do Wysokiego dosyć wyczerpująca, bo sporo podjazdów. Do tego gdzieś w okolicach Tarnawki zaczęła zamarzać tylna przerzutka, więc zmiany biegów odbywały się dosyć na chama z jednoczesną modlitwą o niezerwanie linki. W Wysokiem zrobiłem bardzo krótką przerwę, bo w takich warunkach postój to nic przyjemnego. Odcinek do Piotrkowa też dosyć pagórkowaty, a do tego jest on po całej długości remontowany, więc komfort z jazdy praktycznie żaden. Do tego kilka wyścigów z psami, które skutecznie podnosiły mi ciśnienie. Na szczęście do Piotrkowa dobiłem jeszcze przed konkretną ciemnicą. Dalsza jazda drogą z konkretnym poboczem już bez stresu. Ale i tak kawałek do skrętu w Mętowie dłużył się niemiłosiernie. Końcówka to już bardzo znajome śmiecia przez Prawiedniki i wzdłuż Zalewu, więc bliskość domu dodawała sił. Ujechałem się konkretnie. Jednak zima to nie jest dobra pora na takie eskapady.Zimowa Lubelszczyzna © chirality
Zimowa Lubelszczyzna © chirality
Zimowa Lubelszczyzna © chirality
- DST 103.88km
- Teren 10.00km
- Czas 06:20
- VAVG 16.40km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Podjazdy 394m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Rapha Festive 500, dzień 3/8: Jezioro Firlej
Poniedziałek, 26 grudnia 2016 · dodano: 03.01.2017 | Komentarze 0
Dosyć wysoka temperatura, jak na tę porę roku, ale bardzo wietrznie i mżysto. Odpucowałem rower, zmieniłem opony na zimowe i gdy tylko przestało padać ruszyłem w drogę. Niestety zaraz za Lublinem mżawka rozbujała się na dobre i towarzyszyła mi z krótkimi przerwami przez całą trasę. Mocny wiatr z zachodu miałem generalnie z flanki, ale momentami musiałem stawić mu czoła. Nad jezioro Firlej dotarłem bardzo standardową trasą i ze względu na ogólne przemoczenie i wychłodzenie nie zabawiłem tam długo. Początkowo zdziwił mnie brak jakichkolwiek fal, bo przy takim wietrze spodziewałem się nawet bałwanów. Dopiero gdy zobaczyłem łabędzia spacerującego po wodzie olśniło mnie, że jezioro jest skute lodem na amen. Okolica generalnie pusta, jedynie kilka osób z psami i jakiś góral kręcący kółka wzdłuż brzegu. Powrót do Kamionki tą samą trasą. Wyprzedziło mnie na tym odcinku jakieś dziewczę na szosówce, ale o siadaniu na kole nie było mowy. Aby zmienić trochę trasę, w Kamionce skierowałem się na Kozłówkę i rozciągające się w tamtej okolicy lasy. Momentami brnąłem w niezłym błocie, więc rower wyglądał coraz bardziej żałośnie. Kilka razy płoszyłem też stada saren, czy innych królików. Z kniei udało mi się wyrwać jeszcze przed ciemnicą i konkretnie ujechany doturlałem się do Lublina. Gdyby nie opady i wiatr wyjazd byłby przyjemny, a tak wyszło, jak wyszło.Jezioro Firlej w okowach lodu © chirality
Jezioro Firlej © chirality
Odbicia w jeziorze © chirality
- DST 123.61km
- Teren 20.00km
- Czas 06:46
- VAVG 18.27km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 829m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Kazimierskie wąwozy
Niedziela, 2 października 2016 · dodano: 08.10.2016 | Komentarze 0
W ostatni dzień przed zapowiadanym załamaniem pogody postanowiłem przejechać się do Kazimierza Dolnego i zaliczyć kilka okolicznych wąwozów, dopóki daje się to zrobić bez konieczności taplania się w błocie. Trasę wyznaczyłem bocznymi drogami, więc naturalną koleją rzeczy wpadło trochę szutrów i gruntów. Raz ślad zaprowadził mnie nawet na podwórko jakiegoś podlubelskiego farmera, ale obyło się bez ofiar. W okolicach Lublina trafiały się w obie strony spore fragmenty nowego asfaltu – widać, że infrastruktura drogowa się poprawia. W okolicy Rąblowa teren zaczął się fałdować i po pokonaniu kilku hopek dotarłem do Skowieszynka. Stamtąd przyjemny zjazd w kierunku Kazimierza i na pierwszy ogień gwiazda wśród wąwozów, czyli Korzeniowy Dół. Bardzo urokliwe miejsce, z korzeniami wielkich drzew oplatających lessowe ściany. Brałem go po całości z buta, bo chciałem porobić trochę zdjęć, a do tego w wąskiej rynnie było momentami tłoczno (wagoniki co raz dowoziły świeże grupki turystów z rynku). Później malowniczy zjazd i kolejny wąwóz, Niezabitowskich, rozciągający się po przeciwnej stronie ul. Doły. Krajobrazowo podobny do Korzeniowego Dołu, ale z mniejszą liczbą korzeni i, w konsekwencji, pozbawiony turystów. Ten starałem się podjechać, by przypomnieć sobie, jak to jest, gdy przednie koło odrywa się od gruntu. Na szczycie wzniesienia rozciągała się plantacja malin, których najwyraźniej nikt nie zbierał, bo krzaki aż się uginały od dojrzałych owoców. Zapach był tak intensywny, że aż nie chciało się stamtąd zjeżdżać. No, ale cyk Walenty, na bok sentymenty. Następnie udałem się pod miejscowy kirkut, obok którego często wcześniej przejeżdżałem, ale przy którym jakoś nigdy nie robiłem postoju. Mur wyłożony macewami, a za nim, wśród drzew, stare mogiły. Z cmentarza postanowiłem przebić się do Wąwozu Małachowskiego jakimś pomniejszym wąwozem, zamiast jechać tam ubitym traktem. Stromo i masa powalonych drzew. Pod jednym z nich musiałem przepychać rower na leżąco i sam przeciskać się na czworaka – niezła orka. Koniec końców dotarłem jednak do celu, z którego stromy zjazd zaprowadził mnie wprost na Rynek. Były tam jednak takie tłumy, że czym prędzej ulotniłem się kocimi łbami w kierunku Albrechtówki. Pośpiech był tym bardziej wskazany, że na niebie zaczynały pojawiać się pierwsze chmury, a prognozy wieszczyły na Lubelszczyźnie wieczorne opady. Po pokonaniu kamienistego podjazdu i malowniczego zjazdu znalazłem się przy mięćmierskim wiatraku ulokowanym na skarpie, z której rozciąga się piękny widok na Janowiec, Krowią Wyspę i przełom Wisły. Przed wjazdem tamże stał zamknięty szlaban i wisiała tabliczka informująca, że teren jest własnością prywatną. Nie było jednak żadnych zakazów, więc z czystym sumieniem się tam wpakowałem. Po okolicy szwendało się parę osób, a ja zająłem się robieniem zdjęć. Z urywków rozmów zrozumiałem, że wśród obecnych tam ludzi byli i właściciele tej posiadłości, którzy (co się im chwali) tolerują obecność obcych. Tabliczka przy wejściu ma jedynie uświadamiać przybyszom, że są tam gośćmi i że ten teren nie jest niczyi. Po opuszczeniu terenu wiatraka ruszyłem malowniczymi hopkami w kierunku Podgórza. W czasie tego wyjazdu spotkałem na trasie sporo górali zmagających się z grawitacją i teraz też mijałem jakąś grupę. Ostro pracowali na podjeździe i nie miałem serca, by im powiedzieć, że dalej będzie tylko gorzej. W Podgórzu zacząłem objeżdżać Skarpę Dobrską od południa i cieszyłem się, że nie musiałem się na nią wspinać. Jednocześnie wiatr, który do tej pory był moim utrapieniem, zaczął w końcu pomagać. W okolicach Niezabitowa zaliczyłem jedyny wyścig z psem tego dnia. Gdy mijałem jego zagrodę zauważyłem, że przeciska się z entuzjazmem wartym lepszej sprawy przez szczelinę pod furtką. Dało mi to kilka sekund na odpowiedni dobór przełożenia. Piesek nie miał szans, bo utrzymywałem go na bezpieczną odległość kilku metrów. Zbyt daleko, aby złapać kostkę, ale wystarczająco blisko, aby się nie zniechęcił. Co się Burek przebiegł po wsi, to jego. Od Wojciechowa jechałem już na pełnym oświetleniu, ale na bocznych drogach ruch był niewielki, więc zero stresu. Po krótkim odcinku w Starym Gaju i tarmoszeniu roweru przez tory, dotarłem do domu przed dwudziestą. Bardzo przyjemna wycieczka. Co prawda cały rower i sakwy pokryte lessem, jak i łańcuch rzężący ostatkiem sił, ale lepsze to, niż błoto.Kasztany © chirality
Bystra pod Zawadą © chirality
Monument w Rąblowie © chirality
Podkazimierski krajobraz © chirality
Kazimierskie Doły © chirality
Korzeniowy Dół © chirality
Korzeniowy Dół © chirality
Kopcie, kopcie © chirality
Korzeniowy Dół © chirality
Korzeniowy Dół © chirality
Korzeniowy Dół © chirality
Jesienne maliny © chirality
Kazimierski krajobraz © chirality
Macewy w Kazimierzu © chirality
No i pieniążków © chirality
Cmentarz żydowski w Kazimierzu © chirality
Stela nagrobna © chirality
Bezimienny wąwóz w Kazimierzu © chirality
Góra Trzech Krzyży © chirality
Rumowisko na Albrechtówce © chirality
Wiatrak w Mięćmierzu © chirality
Wiatrak w Mięćmierzu © chirality
Krowia Wyspa © chirality
Janowiec z Mięćmierza © chirality
Podmięćmierskie krajobrazy © chirality
Paralotnia © chirality
Skarpa Dobrska © chirality
Szyszki chmielu © chirality
Rezerwat Przyrody Skarpa Dobrska © chirality
- DST 104.25km
- Czas 03:22
- VAVG 30.97km/h
- VMAX 46.50km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 338m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki × 7
Piątek, 30 września 2016 · dodano: 05.10.2016 | Komentarze 0
Ponownie piękna pogoda, więc można się było przejechać na krótko. Po dwutygodniowej przerwie wsiadłem na szosówkę i pojechałem przekręcić tradycyjną setkę, czyli siedem pętli dookoła Zalewu. Już na początku niemiła niespodzianka, bo na zaporze zryty asfalt w przygotowaniu do przykrycia nową nawierzchnią. Niby dało się po tym jechać, ale co to za jazda. Po drugim kółku zacząłem jednak objeżdżać północny brzeg ul. Żeglarską. Nie dlatego, że klepisko na zaporze dało mi w kość, ale dlatego, że dopiero wtedy zauważyłem tam zakaz ruchu, który dotyczył również rowerów (sic!). Na początkowych kółkach nadziewałem się też na korki w Dąbrowie spowodowane ciężką maszynerią pracującą nad nową nitką DDR, ale potem i tam się uspokoiło. Podejrzewam, że na dniach będą tam lać asfalt. Jako rekompensatę za niedogodności infrastrukturalne dostawałem na zachodnim brzegu pomocny wiatr w plecy. Przejazd generalnie spokojny, jedynie na szóstym kółku jakiś delikwent wyjechał mi na czołówkę. Ostry zakręt, a zawodnik naginał skrajną lewą nawet nie patrząc przed siebie. Ledwo go objechałem chodnikiem. Ostatnie kółko już na pełnym oświetleniu, raczej z rozsądku, niż z konieczności, bo na wjeździe w ul. Osmolicką widziałem jeszcze połowę tarczy czerwonego Słońca nurkującego za horyzontem. Do tego ostatnia prosta na zachodnim brzegu przy światłach latarni. W domu zameldowałem się już regularną nocą. Bardzo przyjemny wyjazd dzięki pięknej pogodzie i względnym pustkom na trasie.- DST 112.18km
- Teren 15.00km
- Czas 05:23
- VAVG 20.84km/h
- VMAX 36.50km/h
- Temperatura 14.0°C
- Podjazdy 287m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Uściwierz
Niedziela, 25 września 2016 · dodano: 11.10.2016 | Komentarze 0
W ramach objazdu lubelskich jezior postanowiłem dotrzeć do jeziora Uściwierz, jednego z większych akwenów na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Wyjechałem po południu solidnie opatulony, bo na termometrze było zaledwie 14 stopni. Jednak w słońcu było tak ciepło, że szybko zacząłem się gotować. Zrzuciłem więc czym prędzej, co się dało i do celu jechałem już na krótko. Trasę wyznaczyłem tak, aby unikać głównych dróg, więc wpadło przy okazji trochę gruntów i szutrówek. W Świdniku kluczyłem po jakichś industrialnych kazamatach i po raz pierwszy trafiłem pod terminal miejscowego lotniska. W Mełgwi tablica elektroniczna na ważnym urzędzie pokazywała 20 stopni (jeszcze powyżej zera), ale dalej było już termicznie z górki, bo jechałem ku niebu, które było całkowicie przesłonięte chmurami. Mijając sielskie krajobrazy pojezierza, nawet nie wiedzieć kiedy, dotarłem do celu. Jezioro Uściwierz jest bardzo podobne do swojego zachodniego sąsiada, jeziora Bikcze, do którego próbowałem dotrzeć w zimie. Brzeg torfowo-bagienny z wysoką trzciną uniemożliwiające dostęp do lustra wody. Jest ono jednak intensywnie wykorzystywane przez wędkarzy, więc udało mi się znaleźć kilka zatoczek, z których wodę było jednak widać. Ścieżkę wzdłuż jeziora brałem generalnie z buta, bo leżało na niej sporo drzew powalonych podczas letnich wichur. Do tego strop utworzony z zachodzących na siebie krzaków był czasami tak nisko, że musiałem przemieszczać się w głębokim skłonie. Widać też było, że trasa nie jest zbytnio uczęszczana, bo rosły na niej pomarańczowe kozaki, które rwałem jak Reksio szynkę. Po opuszczeniu jeziora dotarłem przyjemnymi szutrami do Czarnego Lasu, w którym odbiłem nad Bikcze. W zimie jakiś autochton twierdził, że do tego jeziora można dotrzeć od wschodu i chciałem to sprawdzić. Nad brzegiem dostrzegłem kilka samochodów, zapewne wędkarzy, więc udałem się w ich kierunku. I rzeczywiście był tam wąski prześwit w trzcinie, przez który mogłem dostrzec taflę wody. Dzięki temu jezioro Bikcze mogłem formalnie uznać za odhaczone. Powrót do domu z wiatrem w plecy, ale i zapadającym zmrokiem. Przed drogowskazem na Kocią Górę przebiegł mi drogę lis. Nie był czarny, więc nie potraktowałem tego, jako zły omen. Jazda po bocznych drogach skończyła się w Łuszczowie, gdzie wbiłem się na DK82, na której panował bardzo intensywny ruch. Po kilku kilometrach dotarłem jednak do Turki, gdzie z ulgą opuściłem ten jazgot. Za Pliszczynem wjechałem do Lublina, ale potem przegapiłem jakiś skręt, wyjechałem ponownie z Lublina, wbiłem się znowu na DK82 i po raz kolejny wjechałem do Lublina. Końcówka utartym szlakiem wzdłuż Bystrzycy. Przyjemny wypad, ale mogłem wyjechać z domu dużo wcześniej i wtedy nie tułałbym się po ruchliwej krajówce nocą.Lotnisko Lublin w Świdniku © chirality
Czarny bez © chirality
Poleski krajobraz © chirality
Potrzebuję trzech © chirality
Lud Puchaczowa przeciwko Górnikowi Łęczna w Lublinie © chirality
Hałda w Bogdance © chirality
Historia Bogdanki w pigułce © chirality
Bogdanka © chirality
Chmury nad Polesiem © chirality
Jezioro Uściwierz © chirality
Jezioro Uściwierz © chirality
Jezioro Uściwierz © chirality
Wędkarz nad jeziorem Uściwierz © chirality
Zarośnięta ścieżka nad jeziorem Uściwierz © chirality
Leśny tunel nad jeziorem Uściwierz © chirality
Kozak pomarańczowy © chirality
Muchomor © chirality
Okolice Czarnego Lasu © chirality
Jezioro Bikcze © chirality
Światłość © chirality
Zbiór dyń © chirality
Długie cienie © chirality
Zachód słońca na Polesiu © chirality
Plantacja chmielu po zbiorach © chirality