Info
Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.Więcej o mnie.
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
Moje rowery
Wykresy roczne
+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w miesiącu
Styczeń, 2016
Dystans całkowity: | 229.72 km (w terenie 17.00 km; 7.40%) |
Czas w ruchu: | 13:25 |
Średnia prędkość: | 17.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 32.30 km/h |
Suma podjazdów: | 952 m |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 76.57 km i 4h 28m |
Więcej statystyk |
- DST 103.10km
- Teren 10.00km
- Czas 06:54
- VAVG 14.94km/h
- VMAX 31.20km/h
- Temperatura -5.0°C
- Podjazdy 296m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Bikcze
Sobota, 23 stycznia 2016 · dodano: 25.01.2016 | Komentarze 0
Piękna słoneczna pogoda i lekki, pięciostopniowy mróz zachęcały do dłuższego wyjazdu, szczególnie, że na następne dni zapowiadana jest odwilż. Postanowiłem więc wziąć na celownik jezioro Bikcze, jako kolejny etap inspekcji lubelskich akwenów. Przed wyjazdem zmieniłem opony na takie z bardziej wyrazistym bieżnikiem i z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że na slickach daleko bym nie zajechał. Na DDR wzdłuż Bystrzycy sporo rozjechanego śniegu posypanego miejscami piaskiem. Rower zachowywał się stabilnie, czułem pod kołami tarcie, co mnie cieszyło. Prawdziwie zimowe warunki zaczęły się jeszcze w Lublinie, zaledwie kilometr od pulsujących miejskim gwarem rewirów, ale po ubitym śniegu jechało się całkiem dobrze. Po kilku kilometrach gruntówkami wbiłem się na czarny asfalt i dobre warunki utrzymywały się mniej więcej do Sobianowic. Później zaczęły się pojawiać coraz częściej oblodzone fragmenty, których już nie dawało się tak łatwo objechać po czarnym. Często więc brałem lód pod koła i problemu nie było. Do czasu. Sielanka skończyła się za Charlężem, gdzie wjechałem na lodowisko. Jadę po tym lodzie i widzę, że zaczyna on nabierać nachylenia w kierunku prostopadłym do mojego kierunku jazdy. Zacząłem się zastanawiać, jak i czy powinienem to nowe zjawisko skorygować rowerem. Problem nie jest prosty, więc rozważałem go jeszcze wtedy, gdy już sunąłem tyłkiem po lodzie. Dobrze, że w pobliżu nie było żadnych samochodów, bo mogłoby być bardzo nieciekawie. Dopiero gdy podnosiłem siebie i rower zdałem sobie sprawę, jak niewiarygodnie śliski był ten lód. Rower niewiele przy upadku ucierpiał, bo musiałem jedynie poprawić tylne koło, które wysunęło się z widełek. Od tej pory starałem się jednak w miarę możliwości unikać kontaktu z lodem. Czasami nawet jechałem lewym pasem, gdy właśnie tam była jedyna czarna kreska asfaltu, a czasami brnąłem przez śnieg na poboczu. Zimowe krajobrazy rekompensowały jednak wszelkie niedogodności. Pierwszy konkretny postój zrobiłem na wzgórzu w Zawieprzycach – ładna panorama meandrującego Wieprza, którego w tych okolicach zasila nasza lubelska Bystrzyca. Jeszcze w Zawieprzycach wbiłem się w jakaś drogę, która na pewno nie łapała się na pierwszą piątkę w kolejności odśnieżania. Potem był z tym lepiej, ale aż do Ludwina zdarzały się oblodzone fragmenty. Później kilka kilometrów drogą wojewódzką w miarę przyzwoitych warunkach, chociaż ciężki ruch samochodowy był konkretny. Po skręcie na Piaseczno znowu zrobiło się biało, ale generalnie było widać na drodze cienką czarną kreskę. Na tym odcinku jest w szczerym polu kilkukilometrowa DDR i chociaż nie była odśnieżona, to postanowiłem się po niej przejechać. W okolicach jeziora Bikcze zacząłem improwizować, bo na moich mapach nie było żadnego dojazdu do samego lustra wody. Jakąś ścieżką dostałem się na okalającą jezioro groblę. Po jednej stronie grobli kanał, a po drugiej gęste chaszcze. Na świeżym śniegu masa tropów i śladów zwierząt i do tego jakieś nory, do których nie odważyłem się zaglądać. Według mojego GPS byłem ok. 200 metrów od wody, więc postanowiłem poruszać się groblą w poszukiwaniu ludzkich tropów wbijających się w chaszcze w kierunku jeziora. Udało mi się w końcu coś takiego znaleźć i lekkim prześwitem zacząłem się przedzierać w kierunku wody. Po kilkudziesięciu metrach ślady ludzkie się urwały w miejscu, w którym właściciel tych śladów popełnił był wycinkę młodych brzóz. Skoro jakiś tubylec nie zapuszczał się głębiej, więc i ja to sobie odpuściłem i to pomimo tego, że byłem jakieś 100 metrów od brzegu. Dookoła roślinność wybitnie bagienna, ale grunt zmarznięty na kość, więc z przemieszczaniem się nie było problemów. Jednak ewentualne załamanie się lodu na bagnach to nie moja bajka. Słońce chyliło się już ku zachodowi, więc trzeba się było zwijać. Polami dotarłem do jakiejś gruntówki w okolicach Rozpłucia. Pierwotnie planowałem powrót bocznymi drogami, ale na tyle miałem dosyć jazdy figurowej na lodzie, że postanowiłem przez Piaseczno dobić jednak do DW820 i bez kombinowania dotrzeć nią do Łęcznej i dalej do Lublina. Jeszcze koło jeziora pogadałem z jakimś miejscowym, którego pies wyprowadził na spacer, o możliwości dojścia do brzegu jeziora. Podobno w Czarnym Lesie jest ścieżka prowadząca prosto nad wodę, ale przebiega ona przez podwórko jakiegoś gospodarza (sic!). Na mapach satelitarnych rzeczywiście widać dróżkę, więc na pewno ten wariant przetestuję podczas zaliczania kolejnego okolicznego jeziora, bo tych tutaj dostatek. Co ciekawe, na mapach Garmina Bikcze nazwane jest Zagłęboczem pomimo tego, że inne Zagłębocze znajduje się jakieś 7 km na północ. A powrót do Lublina już na lampkach. Słońce spadło pod horyzont, ale w tym samym czasie wyskoczył spod niego Księżyc w pełni. Szkoda, że przez całą drogę miałem go lekko z tyłu. Gdy dobiłem do drogi wojewódzkiej wiedziałem, że czeka na mnie czarny asfalt aż do samego Lublina. Co prawda do Łęcznej pobocze było miejscami oblodzone i nie dało się jechać skrajną prawicą, ale ruch samochodowy był na tyle niewielki, że przez większość czasu mogłem spokojnie sunąć środkiem pasa i zjeżdżać jedynie na dźwięk zbliżających się pojazdów. Na świątecznie przystrojonym rynku w Łęcznej zrobiłem krótką przerwę, ale nie było sensu się rozsiadać, bo już zrobiło się odczuwalnie zimniej, niż za dnia. Droga do samego Lublina w dobrym stanie, jedynie miejscami musiałem przebijać się przez gryzący smog, bo niektórzy w taką pogodę palą w piecach byle czym. Pal licho smród, ale taka mgiełka drastycznie obniża widoczność na drodze. Najgorzej było z tym na rogatkach Lublina, więc przez chwilę myślałem, że zbłądziłem do Krakowa. W Łuszczowie odcinkowy pomiar prędkości i rzeczywiście ruch samochodowy jakoś nienaturalnie spowolniony. Przewidywałem, że po tym odcinku zacznie się sajgon, gdy kierowcy będą chcieli nadrobić stracony na przepisowej jeździe czas, ale żadnych szaleństw nie zaobserwowałem. Muszę jednak powiedzieć, że z ulgą dotarłem do DDR nad Bystrzycą, bo miałem już lekko dosyć towarzystwa samochodów. Nad rzeką gęsta mgła, że nożem kroić. Oczywiście nie mogło się obyć bez spotkania z rowerzystą jadącym bez jakiegokolwiek oświetlenia. Podsumowując, wyjazd męczący, ale bardzo przyjemny, bo szczególnie za dnia zima była jak z obrazka. Nieco psuły całokształt oblodzone fragmenty dróg, ale jak jest zima, to musi być i on.Skrzyżowanie w Lublinie © chirality
Ulica Orzechowa w Lublinie © chirality
Tunel pod S17 w Rudniku © chirality
Bystrzyca po zasileniu Ciemięgą w Sobianowicach © chirality
Lew przyprószony w Sobianowicach © chirality
Figurka religijna w Sobianowicach © chirality
Zimowy krajobraz w Charlężu © chirality
Czerwony szlak rowerowy Lublin-Wola Uhruska © chirality
Szklana pogoda na jezdni © chirality
Wieprz po spotkaniu z Bystrzycą w Zawieprzycach © chirality
Nadwieprzańskie klimaty © chirality
Polska w ruinie w Zawieprzycach © chirality
DDR w Uciekajce © chirality
Ściernisko zimą © chirality
Infrastruktura kanału wokół jeziora Bikcze © chirality
Brzezina nad Bikczem © chirality
Tropy nad Bikczem © chirality
Chaszcze okalające jezioro Bikcze © chirality
Drzewa upadłe nad Bikczem © chirality
Zachód słońca nad Bikczem © chirality
Mój druh o zachodzie słońca © chirality
Okolice Rozpłucia © chirality
Okolice Piaseczna © chirality
Wschód Księżyca w okolicach Rogóźna © chirality
Świątecznie na rynku w Łęcznej © chirality
- DST 103.65km
- Czas 05:14
- VAVG 19.81km/h
- VMAX 32.30km/h
- Temperatura 3.0°C
- Podjazdy 594m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Wysokie
Sobota, 9 stycznia 2016 · dodano: 11.01.2016 | Komentarze 0
Pogoda jak na styczeń łaskawa i dlatego aż się prosiło o dłuższy wyjazd. Padło na prawoskrętną pętelkę do Wysokiego. Wyjeżdżam przed południem pod piękne zimowe słońce i żałuję, że nie zabrałem się z domu wcześniej. Na dojazdowej DDR do Zalewu Zemborzyckiego i trasie wzdłuż niego leżą resztki śniegu, ale jest zbyt ciepło, aby się na nim ślizgać. Gdy wjeżdżam na regularną jezdnię, śniegu ani śladu. Generalnie jest mokro i spod kół pryskają na wszystkie strony kropelki błota, które kilka razy smakuję w ustach. Są też jednak odcinki, na których jest zupełnie sucho. Mijam wiszące na masztach flagi, które łopoczą żwawo i już wiem, że jadąc na zachód będę musiał zmierzyć się z konkretnym wiatrem. Łącznikiem przez Prawiedniki wbijam się w Mętowie w drogę na Przemyśl - drogowskazy to krzyczą, więc przemyśliwam. Do Piotrkowa droga z poboczem, więc jedzie się bardzo komfortowo. Za miasteczkiem pobocze się kończy i zaczynają hopki. Najwyższy punkt trasy znajduje się w okolicy masztu w Bożym Darze (co za przypadek, że maszty budują na najwyższych górkach w okolicy), który zazwyczaj mijam w bezpiecznej odległości. Teraz jednak postanawiam pod niego podjechać. Boczna droga pokryta śniegiem i lodem, ale widoki ze wzniesienia są warte odrobiny wysiłku. Dalsza droga aż do Wysokiego biegnie dosyć pomarszczonym terenem i kończy się długim zjazdem. W miasteczku robię przerwę i popijając gorącą kawę z termosu (smakuje sto razy lepiej niż w domu) obserwuję dwóch facetów finalizujących na parkingu sprzedaż łódki. Z Wysokiego wyjeżdżam okrężną drogą przez Dragany i za tablicą z napisemEDIT: Zdjęcia zamieszczam poniżej, ale nie gwarantuję, że się wyświetlają. Strona photo.bikestats.eu jest coraz bardziej niestabilna i przerwy w dostępie do niej są coraz częstsze i dłuższe. Lekko irytujące.
Zalew Zemborzycki na biało © chirality
Problem brudnych szyb rozwiązany © chirality
Kościół w Jabłonnej k/Lublina © chirality
RTCN Boży Dar © chirality
Panorama ze wzgórza w Bożym Darze © chirality
Granica dawnego województwa zamojskiego © chirality
Hopki w okolicach Giełczewa © chirality
Kapliczka w Draganach © chirality
Drzewa w jemiole © chirality
Cmentarz wojenny w Tarnawce © chirality
Cmentarz wojenny w Tarnawce © chirality
Cmentarz wojenny w Tarnawce © chirality
Cmentarz wojenny w Tarnawce © chirality
Okolice Tarnawki © chirality
Drzewo © chirality
Niskie Słońce nad Tarnawką © chirality
Zjazd do Starej Wsi © chirality
Zachód słońca nad Starą Wsią © chirality
Wróg czy przyjaciel? © chirality
- DST 22.97km
- Teren 7.00km
- Czas 01:17
- VAVG 17.90km/h
- VMAX 27.20km/h
- Temperatura -1.0°C
- Podjazdy 62m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 0
Lekki mróz, trochę śniegu, więc najwyższy czas nadgryźć baton BS 2016. Postanowiłem przejechać się dookoła Zalewu. Miałem co prawda wcześniej zmienić slicki na coś z wyrazistym bieżnikiem, ale jakoś tak zeszło. Dlatego przez pierwsze kilometry trochę obaw, co do stabilności roweru na śniegu. Początkowy odcinek DDR prowadzącej do Zalewu posypany piaskiem, więc nie było źle. Później zresztą też nie, ale hamulce działały tak sobie. Na trasie masa ludzi, głównie tych dających z buta (zarówno spacerowiczów, jak i biegaczy). Chciałem porobić trochę zdjęć z zapory i dzięki temu odkryłem, że jest ona w końcu przejezdna. Wisi tam co prawda zakaz ruchu, ale mam nadzieję, że niedługo zniknie. Nad Zalewem, a właściwie NA Zalewie tłumy ludzi - wytężając wzrok mogłem nawet dostrzec śmiałków robiących sobie spacerek przez sam jego środek. Wschodni brzeg przejechałem terenowo przez Dąbrowę, co sprawiło mi masę radości. Zachodni brzeg wolałem objechać po chodniku (kostka z frezem), bo DDR wyglądała na śliską. Wyprzedził mnie tam jakiś rowerzysta na przełajówce, co zmobilizowało mnie do trzymania jego tempa. Momentami wiozłem się na kole, ale nie wydawało się to jakoś specjalnie rozsądne. Do bazy zawinąłem na styk z mrokiem.DDR prowadząca nad Zalew Zemborzycki © chirality
Kaczki na Bystrzycy © chirality
DDR wzdłuż Bystrzycy widziana z zapory Zalewu Zemborzyckiego © chirality
Spacerowicze na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Zalew Zemborzycki skuty lodem © chirality
Zabawy na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Spacer po Zalewie Zemborzyckim © chirality
Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zalew Zemborzycki widziany z Dąbrowy © chirality
Ptasia enklawa na Zalewie Zemborzyckim © chirality
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Podsumowanie 2015 i Plany 2016
Piątek, 1 stycznia 2016 · dodano: 25.02.2016 | Komentarze 0
W końcu udało mi się uzupełnić wpisy z minionego roku, więc pozostaje jedynie jego krótkie podsumowanie. Liczby nie kłamią i pod względem przejechanego dystansu było skromniej, niż w 2014. I to pomimo tego, że dni na rowerze spędziłem nieco więcej, jak i moja powszednia pętelka uległa wydłużeniu ( stąd aż dotąd). Ta pozorna statystyczna anomalia spowodowana jest posuchą w kategorii długich wyjazdów. Nie udało mi się przekręcić żadnego dnia 300+ km i, co trochę trudne do zrozumienia nawet dla mnie, wszystkie wyjazdy 200+ km były na góralu. Szosówce nie było dane się wykazać, ale i tak przejechała znacznie więcej kilometrów, niż góral.Wyjazdy w minionym roku, które uważam za najciekawsze:
1. Wołyń. Kolejna wizyta na pięknej Ukrainie. Tropikalny odcinek Włodzimierz Wołyński-Lublin przetestował mnie bezwzględnie.
2. Sylwestrowy Solec nad Wisłą. Pierwszy naprawdę długi wyjazd w mrozie.
3. Roztocze. Pięknie krajobrazowo i bomba po piekielnie upalnym dniu.
4. 10 km z buta w towarzystwie roweru. Bywa.
Miniony rok w liczbach:
8460 – przejechany dystans (km).
6074 – przejechany dystans na szosówce (km).
2386 – przejechany dystans na góralu (km).
337 – czas (h) spędzony w siodle.
255 – najdłuższa dniówka solo na góralu (km).
160 – najdłuższa dniówka solo na szosówce (km).
140 – oploty Zalewu Zemborzyckiego
~50 – tempówki z psami, czyli norma.
26 – zaliczone nowe gminy.
18 – wyjazdy powyżej 100 km.
4 – przebite dętki.
~3 – Mount Everesty przewyższeń
2 – noce przejechane od zmierzchu do świtu.
1 – odwiedzone województwa.
1 – kolizja – celem było 0.
Oczywiście plany na 2015 były ambitne – lista pokazuje, co udało się zrealizować, a co pozostało w sferze planów.
► 12 kkm/rok, 2500 km/miesiąc, 500 km/dzień;
► Ukraina (o ile otworzą most na Bugu i o ile Władimir Władimirowicz nic nie wymyśli...);
► Bieszczady;
► Województwo podlaskie;
► Nowe obce państwo;
► Zaktualizowanie mapy Zalicz Gminę .
W planach na 2016 rok, które traktuję tak poważnie jak te z roku poprzedniego, mam:
► 12 kkm/rok, 2500 km/miesiąc, 500 km/dzień;
► Ukraina: Wołyń, Lwów (ewentualnie Zakarpacie) i powrót do Kraśnika Centralnym Szlakiem Rowerowym Roztocza;
► Bieszczady;
► Województwo podlaskie (jeżeli nie zdążę przed wycinką, to w Hajnówce kupię sobie pocztówkę z Puszczą Białowieską);
► Nowe obce państwo;
► Odwiedzenie pozostałych gmin województwa lubelskiego.
Kategoria bezjazdowo