Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



Wpisy archiwalne w kategorii

rower szosowy

Dystans całkowity:16979.33 km (w terenie 12.30 km; 0.07%)
Czas w ruchu:608:37
Średnia prędkość:27.82 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:54791 m
Liczba aktywności:272
Średnio na aktywność:62.42 km i 2h 14m
Więcej statystyk
  • DST 245.60km
  • Czas 09:50
  • VAVG 24.98km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 805m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

O w MoRDę P!

Poniedziałek, 21 sierpnia 2017 · dodano: 22.08.2017 | Komentarze 0

Ponieważ trasa Maratonu Rowerowego Dookoła Polski przebiega stosunkowo blisko Lublina, postanowiłem się na nią podpiąć w Dorohusku i jadąc pod prąd do Włodawy spróbować uchwycić kilka impresji z tego szaleństwa. Z domu wyjechałem około dziesiątej. Rześki ranek z leniwymi barankami płynącymi po błękitnym niebie. Na rower idealnie. Jakby tego było mało, wiatr miałem również wybitnie wspomagający, więc chociaż na Chełm jeździłem wielokrotnie, to jeszcze nigdy tak szybko tam nie dotarłem. I to pomimo tego, że objuczony byłem plecakiem i kufrem na bagażniku przy sztycy. Do Piask jechałem serwisówką ekspresówki, a potem do Chełma i samego Dorohuska krajową dwunastką. I chociaż ruch na niej jest zazwyczaj obłędny, lubię nią jeździć, bo pobocze jest tam przyzwoite. Jednak w Chełmie drogi fatalne, na ul. Rejowieckiej koleiny do wysokości pedałów, więc nie mogłem się doczekać, aby jak najszybciej opuścić granice miasta. Wiatr odkręcił się lekko na północ, ale i tak do Dorohuska był na plus. I tym sposobem tuż po godzinie trzynastej dotarłem na dziewięćset pięćdziesiąty szósty kilometr MRDP. Przejazd do Włodawy (dziewięćsetny kilometr trasy maratonu) przeciągałem na tyle, na ile to możliwe, ale chciałem to miasto, jak i trasę maratonu, opuścić około osiemnastej, aby mieć czas na powrót do Lublina o w miarę przyzwoitej porze. W konsekwencji mijałem zawodników, którzy przez pierwsze dwa dni jechali w tempie 430-480 km/dobę. Tych kilku, którzy jechali szybciej, dotarło do Dorohuska przede mną. Z kolei ci, którzy jechali wolniej znajdowali się przed Włodawą, gdy z niej wyjechałem. Robiłem zdjęcia, ale często wychodziły z tym niezłe jaja. Z daleka bowiem nie widać, czy dany rowerzysta jest uczestnikiem maratonu, czy też nie, więc dla pewności strzelałem wszystko, co poruszało się na dwóch kółkach. Wycieczki dzieci, grupy dorosłych, tubylców jadących po bułki, samotnych sakwiarzy, itp., itd. Niestety na odcinku Dorohusk-Włodawa spotkałem dosłownie kilku zawodników. Co mnie uderzyło, a czego mapa z monitoringu nie oddaje w pełni, to generalnie bardzo duże odległości pomiędzy kolejnymi rowerzystami po zaledwie dwóch dobach jazdy. Doszło do tego, że po kilometrach i kilometrach posuchy zaczynałem nabierać podejrzeń, że jadę złą trasą. Te podejrzenia rozwiewało dopiero pojawienie się kolejnego zawodnika. Pogoda za Wolą Uhruską zaczęła się szybko psuć. Chmury zgęstniały i posiniały, więc brak zawodników na trasie zacząłem sobie tłumaczyć opadami „w górze rzeki”. Za Zbereżem nawierzchnia zrobiła się mokra, a w Sobiborze złapała mnie konkretna zlewa. Na szczęście pod ręką był zadaszony przystanek, pod którym mogłem się schronić. Po półgodzinnych ulewach niebo zrobiło się krystalicznie czyste, wyszło słońce, zrobiło się cieplej i drogi szybko przeschły. Spodziewałem się więc skomasowanego najazdu zawodników, co jednak aż do Włodawy nie nastąpiło. Na rozwidleniu drogi DW816, którą biegła trasa maratonu i krajowej 82 prowadzącej do Lublina postanowiłem poczekać na jeszcze jednego zawodnika i gdy się w końcu pojawił, ruszyłem w drogę powrotną do domu w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. W porównaniu z krajówką na Dorohusk, DK82 nie oferuje żadnego pobocza, więc jazda po niej, szczególnie po zmroku nie należy do przyjemności. Za sprzyjający wiatr do Dorohuska dostałem w rewanżu czołowy wiatr aż do samego Lublina, więc poniekąd z konieczności często schodziłem na lemondkę. Po raz pierwszy widziałem akcję służb skarbowych, które zatrzymały i kontrolowały jakiś pojazd. Zapewne droga włodawska jest głównym szlakiem przerzutowym trefnych papierosów i stąd akcje jak z filmów. Zachód słońca złapał mnie jeszcze przed Łęczną. Temperatur poleciała szybko na pysk (a jeszcze na wylocie z Włodawy tablice informowały o 20 stopniach) i na polach zaczęła kłaść się mgła. Piękna scena, gdy w resztkach światła przebijającego tę mgłę dostrzegłem sarnę z parą małych. Niestety nie dało mi się tego uchwycić aparatem, bo zwierzaki nie czekały pozując. Od Łęcznej jazda w lekkim stresie, bo ruch na trasie intensywny, ale szczęśliwe kilka minut po dwudziestej drugiej dotarłem do domu.
Podsumowując, wypad bardzo przyjemny, chociaż dał mi w kość. Mogłem z aparatem u szyi (zdecydowanie kiepski pomysł na szosówkę, by kilogram szmelcu tam dyndał, więc muszę wymyślić jakieś inne rozwiązanie, gdy aparat chcę mieć pod ręką) pobujać się w tempie spacerowym po terenach przygranicznych z podłymi drogami, ale pięknymi krajobrazami. Jeżeli chodzi o sam maraton, to czuję, że będzie to dla większości uczestników przeogromne wyzwanie. Jeżeli przez pierwsze dwa dni tempem powyżej 400 km/dobę jechało niewielu zawodników, to mediana w całej grupie była pewnie w granicach 350 km. Gdy przyjdzie chroniczne zmęczenie i trasa poprowadzi w góry, nie bardzo będzie z czego oddawać. Pogoda też nie musi przestać być parszywa. O zawodników, których spotkałem na trasie jestem spokojny, bo wszyscy wyglądali niewiarygodnie dobrze. Tak czy siak, podziwiam wszystkich za podjęcie tego wyzwania, bo zmierzenie się z nim wymagało nie lada odwagi.
Zdjęcia uczestników MRDP zamieszczam w kolejności zgłoszeń. Niestety, nie spotkałem ich na trasie zbyt wielu. Następna seria zdjęć przedstawia rażące naruszenia regulaminu, które powinny skutkować natychmiastową dyskwalifikacją. A na koniec impresje i wariacje z podróży.

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk)
Na trasie MRDP 2017 (odcinek Włodawa-Dorohusk) © chirality

Dyskwalifikacja: Jazda na kole
Dyskwalifikacja: Jazda na kole © chirality

Dyskwalifikacja: Jazda w grupie
Dyskwalifikacja: Jazda w grupie © chirality

Dyskwalifikacja: Zły stan techniczny roweru
Dyskwalifikacja: Zły stan techniczny roweru © chirality

Dyskwalifikacja: Jazda na skróty
Dyskwalifikacja: Jazda na skróty © chirality

Dyskwalifikacja: Nieprzepisowe obuwie
Dyskwalifikacja: Nieprzepisowe obuwie © chirality

Dyskwalifikacja: Pojazd towarzyszący
Dyskwalifikacja: Pojazd towarzyszący © chirality

Dyskwalifikacja: Przejazd w towarzystwie zwierząt hodowlanych
Dyskwalifikacja: Przejazd w towarzystwie zwierząt hodowlanych © chirality

Typowy setup na MRDP
Typowy setup na MRDP © chirality

Straż graniczna na quadach
Straż graniczna na quadach © chirality

Znaki
Znaki © chirality

Po żniwach
Po żniwach © chirality

Rozstaje dróg
Rozstaje dróg © chirality

Sielankowo
Sielankowo © chirality

Mniej sielankowo
Mniej sielankowo © chirality

Bocian na słupie
Bocian na słupie © chirality

Klawo jak cholera, Egon!
Klawo jak cholera, Egon! © chirality

Typowa poleska droga
Typowa poleska droga © chirality

Lasy sobiborskie
Lasy sobiborskie © chirality

Mokradła
Mokradła © chirality

Deszcz w Sobiborze
Deszcz w Sobiborze © chirality

Pop i rabin we Włodawie
Pop i rabin we Włodawie © chirality

Zachód słońca pod Łęczną
Zachód słońca pod Łęczną © chirality



  • DST 50.82km
  • Czas 01:37
  • VAVG 31.44km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 263m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Piątek, 18 sierpnia 2017 · dodano: 19.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Bardzo ciepło i lekki wiatr, który na zachodnim brzegu sprzyjał. Na trasie ludzi było generalnie mniej, niż ostatnimi czasy, ale z jakiegoś powodu większość z nich mijałem na zalesionym wschodnim brzegu, który zwykle świeci pustkami. Przejazd w miarę bez emocji, jedynie raz jakiś szosowiec przy wyprzedzaniu wyjechał mi na czołówkę. No a ponieważ chodnikiem obok szło kilka osób, więc nawet nie było gdzie uciekać. Skończyło się ostrym hamowaniem i pozdrowieniem delikwenta środkowym palcem. Do domu dotarłem tuż po zachodzie słońca, gdy było jeszcze w miarę widno.




  • DST 50.82km
  • Czas 01:38
  • VAVG 31.11km/h
  • VMAX 43.90km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 261m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Czwartek, 17 sierpnia 2017 · dodano: 18.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Bardzo ciepło i lekki wiatr, który na otwartym zachodnim brzegu brałem mężnie na twarz. Pomimo sporych tłumów przejazd w miarę spokojny, bo tylko jeden delikwent wyskoczył mi na czołówkę. Do tego wtargnął mi pod koła kot, którego jednak udało mi się objechać. Na drugim kółku mogłem cieszyć oko pocztówkowym zachodem słońca – czarne sylwetki domów i drzew na tle nieskazitelnie pomarańczowego nieba i turlającej się w dół żółtej kuli. A na trzecim kółku byłem już zmuszony zdjąć ciemne okulary, bo widoczność robiła się coraz gorsza. Jednak do domu udało mi się dobić jeszcze za jasności.
Poniżej pełnometrażowy film o The Indian Pacific Wheel Race. Długi, ale zdecydowanie warto poświęcić trochę czasu na jego obejrzenie. Szczególnie uczestnicy nadchodzącego MRDP (szerokości dla wszystkich!) powinni znaleźć w nim nieco inspiracji. Mnie najbardziej uderzyło to z jakim namaszczeniem Mike Hall celebrował przerwy na posiłek, delektując się niespiesznie każdą ich chwilą.




  • DST 218.86km
  • Czas 10:20
  • VAVG 21.18km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 699m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Adamczuki (Ukraina)

Wtorek, 15 sierpnia 2017 · dodano: 20.08.2017 | Komentarze 0

Od kilku lat udaję się w sierpniowy dzień do Zbereża na Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa, podczas których polski i ukraiński brzeg Bugu spina tymczasowy most pontonowy. Przekraczam granicę i szlajam się po Wołyniu, albo i dalej. W tym roku przez długi czas nie było wiadomo, czy ta impreza w ogóle się odbędzie. Jej głównym celem jest wywarcie presji na władze centralne, aby w tym miejscu otworzyć stałe przejście graniczne. Efektów tych zabiegów jednak nie widać, są tylko obiecanki cacanki, i lokalna społeczność zaczyna kwestionować sens corocznego wydawania pieniędzy w ten sposób. No ale koniec końców dobrosąsiedztwo droższe pieniędzy i tegoroczna impreza dostała zielone światło. Postanowiłem się tam wybrać szosówką, co oznaczało, że na Ukrainie sobie za bardzo nie pojeżdżę, bo najbliższa w miarę przyzwoita droga znajduje się ok. 10 km od granicy. W ramach eksperymentu bidony zalałem roztworem maltodekstryny, aby sprawdzić, jak zareaguje na nią mój żołądek. W trasę ruszyłem tuż po dziewiątej przy przyjemnych 17 stopniach. Jednak temperatura nieubłaganie rosła i szybko zrobiła się konkretna lampa. Do tego czołowy wiatr towarzyszył mi aż do samego celu podróży. W Leopoldowie wbiłem się na remontowany odcinek DW829 i do Łęcznej zaliczałem na czerwonej fali po kolei wszystkie wahadła. Za miastem mijałem jezioro, a ponieważ jestem ich kolekcjonerem (ostatnio odwiedzonym było jezioro Krzczeń), więc zrobiłem nad nim krótki postój. Mały akwen z brzegiem zarośniętym trzciną, ale z prześwitem tuż przy jezdni, w którym powstała kameralna plaża. Dopiero po powrocie do domu odkryłem, że było to jezioro Sumin. Przed Urszulinem wjechałem na DK82, którą opuściłem za Wytycznem, odbijając w bardzo boczną drogę. Im bardziej na wschód, tym asfalty robiły się coraz bardziej kiepskie. Od czasu do czasu mijałem sakwiarzy, solo i w grupach, wracających zapewne z wojaży po Ukrainie. W Sobiborze ledwo uniknąłem kolizji z pojazdem, który bez zważania na moją obecność zaczął wykonywać lewoskręt na parking. Objechałem delikwenta lewym pasem, który był na szczęście pusty i rzuciłem kilka gorzkich żołnierskich słów. Asfaltowa tragifarsa osiągnęła apogeum za stacją kolejową w Sobiborze. Gdy zobaczyłem jej budynek, wiedziałem, co mnie czeka, bo już kiedyś miałem okazję jechać tamtędy szosówką. Oglądałem kiedyś program o odkopywaniu Pompejów spod grubej warstwy wulkanicznego popiołu i stan asfaltu na bocznej drodze prowadzącej z targu niewolników do womitorium był lepszy, niż to co zaserwował Sobibór. Ostatnie kilka kilometrów do Zbereża już jednak po dobrej jakości nawierzchni. Za znakiem informującym o odbywających się Dniach Dobrosąsiedztwa odbiłem na drogę gruntową i z konieczności ostatnie 1.5 km do Bugu pokonałem z buta. Zaskoczyła mnie obecność służb celnych, które losowo sprawdzały samochody ciągnące ku głównej drodze z parkingów nad rzeką. Wiadomo, że taka impreza to raj dla mrówek, które wykorzystują okazję na handel detaliczny towarami bez polskich znaków akcyzowych. Wygląda jednak na to, że z kontrabandą na większą skalę służby próbują walczyć. Na granicy masa ludzi chcących przedostać się na drugi brzeg. Nie dziwiło mnie to, bo Ukraińcy od niedawna mogą się cieszyć ruchem bezwizowym w UE. Konsekwencje tego boleśnie odczułem stojąc w kolejce do odprawy paszportowej wśród morza ludzi, w lejącym się z nieba żarze i o pustych bidonach. Cała zabawa trwała dobrą godzinę i całe szczęście, że na ukraińskim brzegu nie musiałem stać w podobnej kolejce. W końcu dotarłem do polany, na której odbywał się dobrosąsiedzki jarmark. Czym prędzej zakupiłem wielką butlę kwasu, którym delektowałem się na umór. Drugą butlę tego specyfiku zapakowałem do plecaka z zamiarem zabrania jej do domu i zmrożenia w lodówce, ale przy panującej pogodzie nie dowiozłem do Lublina nawet kropelki. W sumie poszwendałem się wśród straganów z godzinę i udałem się z powrotem ku macierzy. Moje morale poleciało na pysk, gdy po raz kolejny zobaczyłem ogromne tłumy na Bugu. Już myślałem, że czeka mnie kolejna gehenna, ale okazało się, że obywatele UE mieli na wejście do Polski oddzielną kolejkę, w której nie stał nikt. I tym sposobem na granicy spędziłem góra 5 minut. Potem ponownie z buta do głównej drogi i w końcu mogłem wsiąść na rower. Napęd złapał sporo piachu i kurzu, więc jazgot łańcucha stał się nieodłączną muzyką w tle. Za Uhruskiem podjazd o niespotykanych w tych okolicach rozmiarach, który zapewne wyznacza granicę między płaskim Polesiem, a Pagórami Chełmskimi. W jakiejś wiosce zrobiłem postój, by usunąć z jezdni pięknego ptaka z przetrąconym skrzydłem. Akurat w pobliskim obejściu kręciła się kobieta, która przejęła ranne zwierzę. A ja z czystym sumieniem mogłem jechać dalej. Momentami asfalty były nadal podle – szczególnie pod tym względem utkwił mi w pamięci odcinek tuż za Sawinem. Epickie telepanie. W planach miałem powrót do Lublina opłotkami, ale pomimo tego, że jechałem po śladzie, to w miejscowości Bezek przeoczyłem skręt i wylądowałem na DK12. Chcąc nie chcąc, trzymałem się już tej drogi aż do końca. Zachód słońca złapał mnie w Piaskach, gdzie zrobiłem krótką przerwę na rynku. Przed dalszą drogą odpaliłem lampki i serwisówką ekspresówki dotarłem bez przygód do Lublina. Wyjazd pomimo sporego zmęczenia bardzo udany. Piękne krajobrazy, którymi mogłem cieszyć oczy, ale i masa fatalnych asfaltów, które w myślach przeklinałem. Spaliłem się też niezdrowo słońcem, ale ponieważ w godzinach jego najmocniejszego operowania jechałem ciągle na wschód, prawa strona ciała dostała znacznie większą dawkę promieni UV, niż lewa. Mój żołądek dobrze znosił maltodekstrynę, więc pewnie na dłuższych wyjazdach zacznę się tym regularnie karmić.

Okolice lotniska w Świdniku
Okolice lotniska w Świdniku © chirality

Wahadło pod Łęczną
Wahadło pod Łęczną © chirality

Hałda w Bogdance
Hałda w Bogdance © chirality

Kładka nad jeziorem Sumin
Kładka nad jeziorem Sumin © chirality

Jezioro Sumin
Jezioro Sumin © chirality

Plaża nad jeziorem Sumin
Plaża nad jeziorem Sumin © chirality

Jezioro Sumin
Jezioro Sumin © chirality

Jezioro Sumin
Jezioro Sumin © chirality

Rower na wodzie
Rower na wodzie © chirality

Lasy pod Sobiborem
Lasy pod Sobiborem © chirality

Stacja kolejowa w Sobiborze
Stacja kolejowa w Sobiborze © chirality

Zbereże
Zbereże © chirality

Kramy w Adamczukach
Kramy w Adamczukach © chirality

Życie jest piękne
Życie jest piękne © chirality

Odpoczynek
Odpoczynek © chirality

Ukradli drogę
Ukradli drogę © chirality

Trotuar po ukraińskiej stronie nad Bug
Trotuar po ukraińskiej stronie prowadzący nad Bug © chirality

Pola w Adamczukach
Pola w Adamczukach © chirality

Zaliczslupek.pl
Zaliczslupek.pl © chirality

Hopka na rogatkach Uhruska
Hopka na rogatkach Uhruska © chirality

Po żniwach
Po żniwach © chirality

Zachód słońca w Piaskach
Zachód słońca w Piaskach © chirality



  • DST 50.82km
  • Czas 01:41
  • VAVG 30.19km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 265m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Poniedziałek, 14 sierpnia 2017 · dodano: 16.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Trochę poćwiczyłem jazdę na lemondce, ale głównie robiłem to na wschodnim brzegu, gdzie rowerzystów jest z reguły mniej. Na przeciwnym brzegu rządził północno-wschodni wiatr, który jednak jakoś specjalnie nie dawał w kość. Na trzecim kółku jechałem pod nurkujące za horyzontem słońce – dzień jest już zdecydowanie krótszy, niż na początku lata. Na powrocie znad zapory tempo wzrosło za sprawą zawodnika na rowerze elektrycznym, który przyśpieszał za każdym razem, gdy chciałem go wyprzedzić. Po kilku takich próbach odpuściłem, bo nie było to zbyt bezpieczne i wiozłem się na kole.




  • DST 24.96km
  • Czas 01:16
  • VAVG 19.71km/h
  • VMAX 41.60km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie

Piątek, 11 sierpnia 2017 · dodano: 12.08.2017 | Komentarze 0

Dwa razy po mieście w konkretnym skwarze.



  • DST 50.80km
  • Czas 01:40
  • VAVG 30.48km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 274m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Środa, 9 sierpnia 2017 · dodano: 11.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Upalnie, a na trasie tłumy, więc jazda bardzo szarpana. I z powodu tego zagęszczenia populacji nie pojeździłem zbyt dużo na lemondce, bo wśród tak nieprzewidywalnych tłumów lepiej mieć klamki hamulcowe pod ręką. Na drugim kółku zderzył się ze mną konkretnej wielkości owad. Widziałem, że trajektorią po łuku zbliża się do mojej głowy, ale na reakcję nie było czasu. Dostałem nim w czoło tuż nad nosem, w szczelinę między kaskiem i okularami. Ból był tak ostry, że chyba delikwent jakimś cudem zdążył mnie przed zejściem z tego łez padołu użądlić. Po zjeździe z zapory mijałem leżącą na poboczu nieprzytomną rowerzystkę. Uwijał się dookoła niej spory tłum innych rowerzystów, więc zatrzymywanie się przy niej było bezcelowe. Albo kolizja, albo zasłabnięcie w tym upale – lokalne media jak na razie milczą.




  • DST 50.84km
  • Czas 01:41
  • VAVG 30.20km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Wtorek, 8 sierpnia 2017 · dodano: 10.08.2017 | Komentarze 0

Pod wieczór pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Przed wyjazdem nieco podniosłem ku górze pałąki lemondki, by sprawdzić, czy dzięki temu pozycja stanie się bardziej komfortowa. No i rzeczywiście było z tym lepiej, ale siodełko nadal uwierało. Bujałem się na lemondce często, ale na krótkich odcinkach, bo na trasie sporo rowerzystów, a jeszcze nie czuję się na tyle pewnie, by jeździć na niej wśród społeczeństwa. Do zapory ktoś wiózł mi się na kole, ale potem już jazda bez towarzystwa. Na otwartym zachodnim brzegu mocny boczny wiatr trochę uprzykrzał jazdę, ale mogło być gorzej, bo centralnie brałem go jedynie na zaporze. Było trochę sytuacji niebezpiecznych – a to zza zakrętu wyłoniła mi się grupa cudzoziemców spacerujących całą szerokością DDR, a to jakieś kobiety z uporem wartym lepszej sprawy sunęły skrajną lewą. Jednak wszystkich przebił przygłup, który podczas wyprzedzania wyjechał mi na czołówkę. Bez gwałtownego hamowania się nie obyło, bo inaczej byłoby bardzo źle. Moja diagnoza, co do stanu umysłu tego delikwenta musi być trafna, bo kilka dni temu zaserwował mi niemalże identyczne wrażenia. Na deser nieomal zaliczyłem glebę w miejscu, w którym już kiedyś miałem podobną sytuację. Między DDR a wypaczonym chodnikiem powstała szczelina, która szerokością idealnie pasuje do wąskiej opony szosowej. Pamiętałem o tym miejscu, ale tym razem jadące obok siebie szczebiotki na rowerach miejskich nie zostawiły mi na wymijanie zbyt wiele miejsca. Sporo wrażeń, jak na krótki przejazd.



  • DST 50.82km
  • Czas 01:42
  • VAVG 29.89km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 270m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Niedziela, 6 sierpnia 2017 · dodano: 07.08.2017 | Komentarze 0

Umyłem rower, zmieniłem łańcuch i z rozpędu zamontowałem lemondkę. Nie żebym jej jakoś specjalnie potrzebował, ale kupując rower dostałem ją gratis, więc głupio, żeby latami zbierała kurz. W tamtym roku przejechałem się z nią tylko raz i dałem sobie spokój, bo za wygodnie nie było. Teraz zmieniłem położenie podpórek w nadziei, że będzie lepiej. Pod wieczór pojechałem zatem nad Zalew przekręcić trzy pętelki obierając kierunek tak, aby na zachodnim brzegu jechać pod mocny północny wiatr. Trochę chłodniej, niż to ostatnimi czasy bywało i na trasie jakichś specjalnych tłumów nie było. Na lemondce jechało się tak sobie. Pewnie aerodynamika była lepsza, ale czułem, że nie mogę efektywnie cisnąć w pedały. Do tego siodełko robiło się niezbyt komfortowe. Pomimo tego nie odpuszczam i jeszcze trochę z lemondką się pobujam. Na początku podwyższę kierownicę i pochylę siodełko w dół – może to coś zmieni, bo czuję że niewiele trzeba, abym trafił z ustawieniem w jakiś w miarę komfortowy punkt. Na trzecim kółku jechałem przy pięknym zachodzie słońca – żółte niebo z gęstym woalem półprzepuszczalnych chmur. Na nawrocie znad zapory dostrzegłem biegnącą z naprzeciwka parę w towarzystwie psa, który przebiegł przez DDR w znajdujące się przy Bystrzycy krzaki. Wiedziałem, że za chwilę będzie do właścicieli wracał, ale w tych chaszczach straciłem go z oczu. Wbiegł mi prosto pod koła, ale na szczęście do kontaktu nie doszło. Ludzie to jednak nie myślą.




  • DST 50.82km
  • Czas 01:45
  • VAVG 29.04km/h
  • VMAX 41.20km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 274m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 06.08.2017 | Komentarze 0

Późnym popołudniem pojechałem nad Zalew przekręcić trzy pętelki. Piękna słoneczna pogoda, więc spodziewałem się na trasie tłumów. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna i zarówno spacerowiczów, jak i rowerzystów było bardzo niewielu. I zapewne z tego powodu przejazd okazał się wyjątkowo relaksujący. Co prawda jakiś delikwent wyjechał mi z krzaków prosto pod koła, ale instynktownie udało mi się go objechać. Najbardziej rozwalił mnie jednak zjazd z zapory już po przekręceniu trzech pętelek. W przeciwnym kierunku wspinał się sakwiarz na rowerku objuczonym wypełnionymi po brzegi dużymi sakwami Crosso. Rowerzysta miał na oko z dziesięć lat i był niewiele większy, niż te sakwy. Czułem się zatem w obowiązku go dopingować.