Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 143.41km
  • Czas 06:59
  • VAVG 20.54km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 892m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rapha Festive 500, dzień 2/8: Batorz

Poniedziałek, 25 grudnia 2017 · dodano: 02.04.2018 | Komentarze 0

Świąteczna końcówka grudnia to już tradycyjnie (2015 i 2016) próba przekręcenia 500 km w ramach Rapha Festive 500. Niby jest na to aż osiem dni, więc na papierze nie jest to jakieś wyjątkowe wyzwanie. Jednak pogoda, jak i ogólne zimowe rozleniwienie mogą realizację tego celu skutecznie utrudnić. Tak było i w tym roku, bo Wigilię będącą pierwszym oficjalnym dniem zliczania kilometrów musiałem odpuścić z powodu ciągłych opadów deszczu. W konsekwencji dzisiaj czułem się zobligowany, by pojechać gdzieś dalej. Ze względu na mroźny zachodni wiatr, chciałem trzymać się mniej więcej osi północ-południe i dlatego za cel przejażdżki wybrałem Batorz. Z domu wyjechałem przed południem z kierownicą obwieszoną po januszowemu torbami z fantami na cmentarz, na który wpadłem po drodze. Później już na lekko ruszyłem na wschód serwisówką drogi ekspresowej S12. Z wiatrem, więc przyjemnie. Początkowo na drogach było bardzo mokro po wczorajszych opadach deszczu, ale asfalty schły w oczach. W Wierzchowiskach skręciłem na południe i meandrująca droga pokazała mi, że jazda na zachód będzie w tych warunkach sporo kosztować. Doświadczyłem tego bardzo szybko, bo tuż po podłączeniu się na DW836. Czołowy wiatr, epicko zmaltretowana nawierzchnia (podobno najgorsza w województwie, a biorąc po uwagę ogólny stan dróg w Lubelskiem, mówi to samo za siebie) i do tego dłużący się podjazd. Na szczycie w Chmielu odbiłem ponownie na południe w idealny wręcz asfalt i od razu zrobiło się przyjemniej. O ile w czasie całego wyjazdu wiele razy uciekałem przed ambitnymi czworonogami, o tyle pierwsze spotkanie z przedstawicielem tego gatunku było nad wyraz pokojowe. Piesek dołączył do mnie w Lesie Piotrkowskim, a że najwyraźniej biegł w interesach do pobliskiej wsi, więc ten kawałek przemierzyliśmy razem. Czasami on prowadził, czasami ja. Odstał dopiero na lekkim podjeździe tuż przed zabudowaniami. W Żółkiewce skręciłem na zachód i rozpocząłem mozolną walkę z czołowym wiatrem. Za Wysokiem zaczęły się konkretne hopki, ale ostatnie kilometry przed Batorzem przyjemnie płaskie drogą meandrującą wśród wzgórz. Do opustoszałego miasteczka dotarłem równo z zachodem słońca i po krótkiej przerwie ruszyłem w dalszą drogę już przy pełnym oświetleniu. Jechało się bardzo ciężko, bo wzniesienia konkretne, a do tego siekający po skosie wiatr znajdował sposób, by uprzykrzać nawet podjazdy. Pocieszałem się jednak, że w Sulowie dotrę nieco poniżej źródła Bystrzycy i aż do samego Lublina będę się jej trzymał. Będzie więc płasko, nominalnie z górki i, po odbiciu na północ, z bocznym wiatrem. Po zapadnięciu zmroku w mijanych wioskach często nadziewałem się na grupki kolędników. Chociaż dziad w kamizelce odblaskowej wyglądałby mało wiarygodnie, to jednak nieoświetlone dziecko ubrane w worek po kartoflach stanowi realne zagrożenie dla innych użytkowników dróg. Po dotarciu do Sulowa odetchnąłem z ulgą i rzeczywiście dalsza podróż była o wiele przyjemniejsza. Jedyny zgrzyt nastąpił już na rogatkach Lublina, gdy wykonywałem lewoskręt w ul. Cienistą. Dobrze, że oglądałem się cały czas za siebie, to zdążyłem zauważyć, że jadący za mną delikwent zaczął mnie na skrzyżowaniu wyprzedzać. Porzuciłem swój manewr i dzięki temu skończyło się jedynie na strachu. Końcówka po DDR wzdłuż zachodniego brzegu Zalewu Zemborzyckiego i wylewającej się z niego Bystrzycy już zupełnie bez stresu. Podsumowując, trasa jak na końcówkę roku trochę za ambitna, bo dała mi solidnie w kość. Jednak tym większa radość z jej pokonania.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.