Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 260.09km
  • Teren 20.00km
  • Czas 12:19
  • VAVG 21.12km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 801m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kozienice

Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 21.10.2016 | Komentarze 0

W tym roku chciałbym objechać wszystkie gmin województwa lubelskiego, w których mój rower jeszcze nie postawił swojej stopy. Gminy peryferyjne są na tyle daleko, że dotarcie do nich i powrót to wyprawa na cały dzień. Samo się jednak nie pojedzie, więc dzisiaj padło na zachodnie rubieże heimat'u. Trasę rozrysowałem w Gpsies pod górala. Przy takim założeniu ten serwis bierze pod uwagę wszelkiej maści drogi, nawet takie o wątpliwej proweniencji, aby wyznaczyć optymalną trasę. Istnieje wtedy pewne ryzyko, że wyprodukowany ślad wyprowadzi człowieka w przysłowiowe kartofle, ale generalnie rzecz biorąc różnorodność napotykanych nawierzchni i wielka niewiadoma, która może czyhać za zakrętem, też mają swój urok. Z domu wyjechałem bardzo późno, bo po dziesiątej. Zawsze planuję w długie trasy ruszać ze wschodem słońca, ale poranek nieubłaganie to weryfikuje. Bywam o to na siebie zły, bo wiem, że konsekwencją będzie szlajanie się na rowerze po nocach. No ale coś za coś. Kiedyś naprawdę wyjadę z kurami, żeby się przekonać, czy warto. Pogoda była rewelacyjna – ciepło, ale na niebie pierzaste obłoki trzymające w ryzach pełną lampę. Na wiatr nie narzekałem, bo jak to na pętli, raz pomagał, raz przeszkadzał. Wyjazd z Lublina trasą na Warszawę. Przejeżdżając obok faceta szabrującego czereśnie w sadzie, pokiwałem mu z dezaprobatą palcem. Zdezorientowany odmachał mi jakby na powitanie. Po zjechaniu z głównej drogi zaczęły się ładne krajobrazy. Bocianów siedzących na gniazdach i spacerujących po łąkach zatrzęsienie. Na jednym z pierwszych odcinków terenowych wyskoczyła mi z uchwytu tylna lampka i rozsypała się w drobny mak. Udało mi się ją złożyć, ale schowałem ją do sakwy nie chcąc ryzykować jej zniszczeniem, gdy zanosiło się na jazdę w nocy. Przez całą trasę aż do granicy województwa odurzały mnie fale aromatu truskawek – uprawy wcześniej czułem, niż widziałem. Te rejony to lubelskie zagłębie truskawkowe, więc wrażenia węchowe to dodatkowy bonus. Niedziela i pewnie dlatego tylko na jednym polu spotkałem dużą grupę ludzi przy zbiorach. Chciałem ich jakoś przywitać, ale mój ukraiński nie jest najlepszy. W Drążgowie przekroczyłem Wieprz. Na nawrocie już tej rzeki jednak nie spotkałem, bo topi się ona w Wiśle między Dęblinem a Puławami, które znajdowały się na mojej trasie. W Rykach krótki postój pod sklepem na uzupełnienie płynów. Po przekroczeniu Wisły w Dęblinie wylądowałem po raz pierwszy w tym roku w obcym województwie. I to od razu w mazowieckim! Drogowskazy na Kozienice swoje, a ja swoje, bo nawigacja wyprowadziła mnie na gruntówkę wzdłuż rzecznego wału. Widać było, że trasa nie jest zbyt uczęszczana, bo momentami przedzierałem się przez konkretne chaszcze. Spłoszyłem sarny i ledwo objechałem wygrzewającego się w poprzek drogi grubego, czarnego i nieprzyzwoicie długiego węża. Nim się jednak zatrzymałem, nim wyciągnąłem aparat, to uciekł w zarośla. A nie byłem na tyle głupi, żeby go tam szukać. Od tego momentu każda leżąca na drodze gałąź wydawała mi się podejrzana, bo lepiej dmuchać na zimne. Po powrocie do domu internet pouczył, że była to żmija zygzakowata odmiany melanistycznej, zwana żmiją piekielną. Klawo jak cholera. Gdzieś przed Kozienicami spotkałem jeszcze na asfalcie żmiję w normalnym ubarwieniu, która rozmiarowo nie dorastała tamtej czarnej do pięt (o ile węże mają pięty). W samych Kozienicach zrobiłem krótki postój przed Biedronką, a ponieważ miałem problemy ze zidentyfikowaniem jakiegoś centrum tego grodu, więc udałem się w dalszą drogę. Trasa do Pionek w większości terenowa przez Puszczę Kozienicką. Pięknie, ale odcinek ciężki, bo momentami grząski piach i sporo powalonych drzew po ostatnich wichurach. Aby uniknąć gleby jechałem wypięty z pedałów, ale i tak niektóre kawałki musiałem brać z buta. Tuż przed wyjazdem z lasu wyścig z jaszczurką. Ja w lewo, ona w lewo, ja w prawo, ona w prawo. W konsekwencji nawet nie wiem, czy ją rozjechałem. Tryumfalny wjazd do Pionek po trylince, która czasy świetności miała dawno za sobą. Już wolałem ten leśny piach, bo taka telepanina po zmasakrowanym betonie mocno wchodzi w dłonie. W mieście krótka przerwa na wymianę baterii i uzupełnienie kalorii, ale nie chciałem się rozsiadać, bo dzień nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Jako że w Pionkach zaczął się właściwy powrót do domu, skierowałem się na wschód ku Wiśle. Przejeżdżając przez Czarnolas bezwiednie zacząłem cytować słowa poety „Litwo! Ojczyzno moja!”. Wzruszenie, w przeciwieństwie do Słońca, sięgało zenitu. Do województwa lubelskiego i ostatniej nowej gminy zaplanowanej na ten wyjazd (Janowiec jest jedyną lubelską gminą leżącą całkowicie na lewym brzegu Wisły) wjechałem równo z zachodem słońca i pomimo tego, że było jeszcze w miarę jasno, dla spokoju zapaliłem tylne lampki. Z rogatek Janowca dostrzegłem na prawym brzegu Wisły intrygującą formację geologiczną. Okazała się nią Skarpa Dobrska, z którą miałem przyjemność ostatniego sylwestra, gdy głęboką nocą wyrosła przede mną za Dobrem czarna ściana, a poziomice na mapie zaczęły się niezdrowo zagęszczać. W samym Janowcu konkretny podjazd pod ruiny zamku. Oficjalnie kocie łby, ale nie miałem ochoty na martyrologię, więc wybrałem chodnik. Od Góry Puławskiej jechałem już na pełnym oświetleniu, bo i tak wycisnąłem z długiego dnia, ile się dało. Do Puław wjechałem starym mostem, który posiada dylatacje bardziej przyjazne dla rowerowych kół, niż jego następca. W centrum ostatnie uzupełnienie płynów, a na rogatkach pożegnalna mocna fala zapachu truskawek. W Kurowie zatrzymałem się na rynku, gdzie wyjadłem prowiant, który wiozłem jeszcze z domu. Za godzinę północ, ale noc była przyjemnie ciepła. Trochę obawiałem się tych ostatnich ~30 km, bo ta jazda po ciemku już zaczynała mnie z lekka nużyć. W Markuszowie zobaczyłem kątem oka w bocznej uliczce szosowca, który po chwili mnie doszedł i przejechaliśmy razem aż pod sam Lublin. Gawędziło się tak dobrze, że cała trasa upłynęła nadspodziewanie szybko. Od Garbowa, w którym niedawno zamykałem wielką pętlę, zaczęło ostro błyskać na południu. Grzmoty jednak nie były słyszalne, więc burza szalała jeszcze bezpiecznie daleko. Pomimo, że Gpsies wysyłało mnie w Garbowie na Tomaszowice i dotarcie do Lublina DW830, to jednak postanowiłem trzymać się DK12 do samego końca. W domu zameldowałem się kilkanaście minut po północy. Godzinę później rozpętała się burza. Podsumowując, wyjazd bardzo przyjemny, bo i pogoda dopisała, jak i było sporo odcinków po bezdrożach i bezludziach. Wpadło przy tym 11 nowych gmin, co daje ok. 20 km na gminę – pod tym względem przejażdżka okazała się bardzo efektywna.

Pocztówkowa Lubelszczyzna
Pocztówkowa Lubelszczyzna © chirality

Wierzby płaczące
Wierzby płaczące © chirality

Bocian na łące
Bocian na łące © chirality

Wiatraki
Wiatraki © chirality

Żółte pole
Żółte pole © chirality

Lubelska gruntówka
Lubelska gruntówka © chirality

Promienie słońca
Promienie słońca © chirality

Wisła w Dęblinie
Wisła w Dęblinie © chirality

Kabelki z Elektrowni Kozienice
Kabelki z Elektrowni Kozienice © chirality

Eektryczna symetria

Elektryczna symetria © chirality

Kozienice
Kozienice © chirality

Puszcza Kozienicka
Puszcza Kozienicka © chirality

Wjazd do Puszczy Kozienickiej
Wjazd do Puszczy Kozienickiej - mój rower jest z ALP © chirality

Rzeźba św. Franiciszka na skraju Puszczy Kozienickiej
Rzeźba św. Franiciszka na skraju Puszczy Kozienickiej © chirality

Pionki
Pionki © chirality

Kamień z Czarnolasu. Wiadomo, kto po nim stąpał
-Aha, największa rzecz bym zapomniał... kamyk, o który Pan prosił z... Czarnogóry przywiozłem
-Z góry?!
-Z Czarnolasu oczywiście! Pamiątka. Pan wie, kto po nim stąpał?!! Tu kładę, Panie Janie kochany. Wieczorem będzie czas pogadać sobie o starych Polakach, a na razie...
© chirality

Zachód słońca
Zachód słońca © chirality

Zachód słońca
Zachód słońca na granicy województw © chirality

Skarpa Dobrska z lewego brzegu Wisły
Skarpa Dobrska z lewego brzegu Wisły © chirality

Ruiny w Janowcu
Ruiny w Janowcu © chirality




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.