Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 301.76km
  • Teren 15.00km
  • Czas 15:07
  • VAVG 19.96km/h
  • VMAX 36.10km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 872m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wschodnie ekstremum Polski

Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 26.10.2016 | Komentarze 0

Tydzień temu wyruszyłem na zachód, by zaliczać brakujące gminy macierzystego województwa, więc tym razem padło na przeciwny kierunek. Przy okazji postanowiłem dotrzeć do najbardziej na wschód położonego skrawka naszego kraju. Planowałem wyjechać o 5:00, ale ostatecznie zebrałem się na 6:40, co i tak jest dla mnie nieprzyzwoicie wczesną porą. Termometr wskazywał już 24 stopnie, ale widziałem, że to tylko preludium. Na serwisówce drogi ekspresowej do Piask sięgnąłem beztrosko po bidon i dopiero wtedy zorientowałem się, że zostawiłem go w domu. Nieortodoksyjnie odpukałem w malowaną ramy stal, żeby to nie był zły omen na dalszą podróż. W Piaskach byłem około ósmej i na rynku kupiłem coś do picia. Tablica nad jezdnią informowała, że temperatura dobiła już do 27 stopni. Trochę chłodził mocny czołowy wiatr, który towarzyszył mi przez połowę trasy aż do Zosina. Za Siedliszczkami trafił się pierwszy odcinek terenowy. Urokliwie, ale grunt lekko podmokły. Trochę też tam błądziłem i przez spory kawałek jechałem wzdłuż niewłaściwego brzegu jakiejś rzeczki. Od Biskupic aż do Rejowca poruszałem się tropem linii kolejowej Lublin-Chełm. Trasę, którą z perspektywy pociągu znam na pamięć, jechałem po raz pierwszy „obok”. Za Oleśnikami przekroczyłem Wieprz i kanał Wieprz-Krzna i wbiłem się na kolejny terenowy odcinek, tym razem przez las. Bardzo szeroka i dobrze ubita przeciwpożarówka, więc jechało się przyzwoicie. Minąłem cementownię i dotarłem do Rejowca, gdzie zrobiłem krótką przerwę przed popiersiem Mikołaja Reja, założyciela tego miasta (właściwie osady, bo prawa miejskie Rejowiec odzyska na początku 2017 roku). W zeszłym tygodniu odwiedziłem rodzinne strony Jana Kochanowskiego, więc podróże zaczynają się z wolna robić lekko literackie. Jako że byłem w niecce Pagórów Chełmskich, musiałem się z niej teraz wygrzebać. Moim kolejnym celem stała się Żmudź, miejsce urodzin mojej babci. Odcinek krajobrazowo piękny, ale pofałdowany, więc trzeba się było trochę napracować. Za miasteczkiem wbiłem się na DW844 Chełm-Hrubieszów. Niezbyt ciekawie, bo brak pobocza i masa szalejących kierowców. W Białopolu zrobiłem krótką przerwę na obalenie butelki mleka, a przed zjazdem z drogi wojewódzkiej w Raciborowicach rozsiadłem się na obiad na zadaszonym przystanku. Z nieba lał się żar, asfalt promieniował gorącem, więc odpoczynek był konieczny. Koniec końców ruszyłem jednak w dalszą drogę. Gdy byłem przed Hrebennem, zaczął się mecz Polakow ze Szwajcarami na Euro. Chodzi o czas, bo mecz odbywał się we Francji, a nie w okolicach Hrebennego. Od tej chwili starałem się wydedukować wynik obserwując ruch samochodowy i miny mijanych ludzi. Do Bugu dotarłem w Strzyżowie i zacząłem nareszcie zmieniać kierunek jazdy, którego całkowite odkręcenie nastąpiło w Zosinie. Na drogach tłoczno, ale ze względu na mecz, Polaków wywiało i większość samochodów była na ukraińskich blachach. Za przejściem granicznym w Zosinie wbiłem się na gruntówkę, którą chciałem docisnąć jak najdalej na wschód w kolano Bugu. Droga się skończyła i niby nad rzeką był wał, po którym można było się przejechać, ale podrdzewiała tablica informowała o zakazie przekraczania granicy państwa. Ta co prawda znajduje się w połowie nurtu rzeki, ale wolałem nie ryzykować i poza tablicę się nie zapuściłem, chociaż może chyba raczej na pewno jest to legalne. Na nawigacji widziałem, że jeszcze kilkadziesiąt metrów mogłem na wschód ujechać, ale po lekkim ataku paranoi miałem dziwne przeczucie, że jestem obserwowany. Dlatego też wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Skierowałem się następnie wzdłuż Bugu do Dorohuska, łykając kilometry typowych nadbużańskich krajobrazów. Po minimalnym ruchu samochodowym wnosiłem, że w meczu Polaków trwała dogrywka. W Bereżnicy zatrzymałem się w sklepie na uzupełnienie płynów, jednak żaden z jego bywalców nie znał wyniku. Jeden twierdził, że padł remis i obie drużyny przeszły dalej, ale raczej nie wziąłem tego poważnie. W Dubience nadziałem się na Piknik Świętojański. Na rynku masa ludzi, śpiewające gospodynie i niezbyt trzeźwy jegomość tańczący w zapodawanym przez nie rytmie. Wyjeżdżając z miasteczka popełniłem nawigacyjny błąd i wpakowałem się na gruntówkę przez las, która ciągnęła się aż do Mościsk. Nieprzyjemnie, bo przy zachodzącym już słońcu leśne gzy były bezlitosne. Zauważyłem wtedy, że jest pewna prędkość graniczna, powyżej której giez nie atakuje. Niestety utrzymanie jej na piaszczystych bezdrożach nie zawsze było możliwe, więc kilka ukąszeń musiałem znieść. A mogłem tego uniknąć, gdybym z Dubienki pojechał asfaltem przez Uchańkę, ech... W Dorohusku zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy. Rosyjski pociąg targający cysterny z gazem turlał się w tę i nazad, jakby Władimir Władimirowicz wahał się, czy zakręcać kurek, czy jeszcze nie. Za miastem wbiłem się na DK12, której nie opuściłem już aż do mety. Wiatr miałem całą drogę w plecy już od Zosina, ale był on znacznie słabszy, niż ten, który uprzykrzał mi jazdę wcześniej. Do Chełma dotarłem równo z zachodem słońca i już przed miastem zapuściłem pełne oświetlenie. Na ul. Rejowieckiej zamknęli mi dosłownie przed nosem Biedronkę. Beształem siebie o to przez resztę trasy rozważając, gdzie zmarnowałem te kilka kluczowych sekund. Przejazd do Piask, nie licząc wtargnięcia kota, bez historii. I całe szczęście, bo ruch ciężarowy był niewiarygodnie intensywny. W Piaskach tradycyjna przerwa na stacji benzynowej i przejazd do Lublina serwisówką już bez jakichkolwiek stresów. W domu zameldowałem się konkretnie ujechany około pierwszej w nocy. Późno, ale była to sprawiedliwa cena za równie późny start. Wyjazd sprawił mi masę radości i to pomimo skwaru i wiatru, które solidnie dawały w kość. Piękne krajobrazy wschodniej Polski w pełni to jednak rekompensowały.


Jezioro w liliach
Jezioro w liliach © chirality

Krajobraz w fiolecie
Krajobraz w fiolecie © chirality

Cementownia Rejowiec
Cementownia Rejowiec © chirality

Cementownia Rejowiec
Cementownia Rejowiec © chirality

Popiersie Mikołaja Reja w Rejowcu
Popiersie Mikołaja Reja w Rejowcu © chirality

Green Velo
Green Velo © chirality

Dzisiaj rów, jutro główna na BS
Dzisiaj rów, jutro główna na BS © chirality

Na Żmudź!
Na Żmudź! © chirality

Pagóry Chełmskie
Pagóry Chełmskie © chirality

Wiatr w Żmudzi
Trawa i dym targane wiatrem w Żmudzi © chirality

Mój rower w Horodle
Mój rower w Horodle © chirality

Kościół w Horodle
Kościół w Horodle © chirality

Przydrożne pół krzyża
Przydrożne pół krzyża © chirality

Impreza w Dubience
Impreza w Dubience © chirality

Czołg w Dubience
Czołg w Dubience © chirality

Rosyjski pociąg w Dorohusku
Rosyjski pociąg w Dorohusku © chirality

Cementownia w Chełmie
Cementownia w Chełmie © chirality

Cementownia w Chełmie
Cementownia w Chełmie © chirality

Zachód słońca w Chełmie
Zachód słońca w Chełmie © chirality




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.