Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 376.94km
  • Czas 15:01
  • VAVG 25.10km/h
  • VMAX 43.70km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 569m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Siemiatycze

Wtorek, 9 sierpnia 2016 · dodano: 10.01.2017 | Komentarze 0

Trochę wahałem się czy wyruszać w podróż, bo prognoza pogody na druga część dnia była kiepska. Koniec końców postanowiłem jednak zaryzykować. W planach było przede wszystkim dotarcie do nowego województwa, podlaskiego, jak i zaliczenie dużego skupiska gmin północno-wschodniej rubieży województwa lubelskiego. Wyjechałem o 5 rano razem ze wschodem słońca i warto było, bo widoki zapierały dech. Do Łęcznej turlałem się pod ostre światło naszej gwiazdy i czułem się trochę niepewnie, bo skoro oślepiało mnie, to i kierowcy jadący za mną też niewiele widzieli. Kilka kilometrów przed miastem wyprzedził mnie ciągnik z przyczepą wypełnioną zbożem. Siadłem mu na kole i miałem nadzieję, że nie tylko najlepsze ceny w skupie są w Siemiatyczach, ale i kierowca o tym wie. Niestety, w Łęcznej nasze drogi się rozeszły. Trasa do Włodawy bardzo przyjemna – płasko jak stół, dobra nawierzchnia, niewielki ruch samochodowy i piękna pogoda. Czego można chcieć więcej? W mieście termometr wskazywał już 22 stopnie. Zrzuciłem z siebie, co się dało i w dalszą podróż wyruszyłem już na krótko. Na wyjeździe z Włodawy zza węgła wyskoczyła DDR, na którą karnie się wtoczyłem. I całe szczęście, bo za mną snuł się akurat radiowóz. Do Janowa Podlaskiego moja trasa pokrywała się generalnie ze szlakiem Green Velo. I w szczególności odcinek do Sławatycz okazał się rewelacyjny. Asfalt na DDR lepszy, niż na jezdni. Kilka razy mijałem też MOR'y z wieżami widokowymi. Wydają się one dobrymi miejscami na sakwiarskie noclegi. W Hannie zrobiłem pierwszy dłuższy postój na uzupełnienie płynów. Za Sławatyczami większość trasy nadal dobrej jakości, chociaż już raczej wąskimi jezdniami. Ruch w miarę spokojny, ale i tak dwóch gości jadących z naprzeciwka próbowało wyprzedzać na trzeciego. Skończyło się na strachu, bo obaj kierowcy w ostatniej chwili porzucili niebezpieczny manewr. Na tym odcinku mijałem masę sakwiarzy. Ze względu na bliskość granicy z Białorusią, sporo patroli Straży Granicznej zatrzymujących losowo samochody. Na wysokości Kukuryków nadziałem się na szemranej jakości wiadukt nad DK68. Nie dało się po tym jechać szosówką ze względu na szerokie szczeliny. Do tego drewniana kładka na poboczu, z której musiałem skorzystać, lata świetności miała już dawno za sobą. Szedłem więc po niej ostrożnie, jak po kruchym lodzie. W Janowie Podlaskim zrobiłem kolejną krótką przerwę pod sklepem, ale szybko stamtąd uciekłem, bo ktoś chciał mnie zrobić szefem stadniny koni. Rzekomo fakt, że w dzieciństwie oglądałem serial „Karino” czynił mnie idealnym kandydatem na tę fuchę. Za Zakalinkami wjechałem do województwa mazowieckiego, a w Sarnakach wbiłem się na krajową dziewiętnastkę. Droga tragiczna, bo pozbawiona pobocza, z kiepskim asfaltem i obłędnym natężeniem ruchu. Przekroczyłem Bug i po raz pierwszy znalazłem się rowerem w województwie podlaskim. Zrobiłem krótki postój na zdjęcie pod tablicą graniczną, otarłem łzy wzruszenia i ruszyłem w dalszą drogę, by po około 10 km dotrzeć do centrum Siemiatycz. Rozsiadłem się tam na długo, zbyt długo. W tym czasie pogoda zdążyła zmienić się diametralnie i niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Siemiatycze ewidentnie cierpią na brak obwodnicy. Biegnąca przez ich serce ruchliwa krajówka powoduje rozjechanie miasta przez ciężarówki. Przekonałem się o tym na własnej skórze, gdy udałem się w drogę powrotną. W ciągu minuty dwa razy wyprzedziły mnie tiry z przyczepami, które zajechały mi ogonem drogę podczas zbyt wczesnego zjeżdżania do prawej. Robiły tak, gdyż przy przejściach dla pieszych znajdują się tam na środku jezdni wysepki. Tak czy owak, parszywe uczucie, gdy tyle ton rozpędzonej stali wciska człowieka w krawężnik. Z tego powodu już nie mogłem doczekać się ponownego przekroczenia Bugu, za którym z ulgą opuściłem tymczasowo DK19 skręcając na zachód w kierunku Mężenina. Zrobiło się o wiele spokojniej, ale drogi generalnie były w tych rewirach, mówiąc delikatnie, parszywej jakości. Kilka kilometrów przed Łosicami niebo kotłowało się już na potęgę, a w oddali pojawiły się złowieszcze błyskawice. Miałem nadzieję, że zdążę do centrum miasta przed zlewą. Już widziałem wieżę kościoła w centrum i dlatego zignorowałem znajdujący się na poboczu zadaszony przystanek. Okazało się to brzemiennym w skutkach błędem, bo w kilka chwil zerwał się huraganowy wiatr i otworzyło się niebo. Świata nie było widać. Dosłownie w kilka sekund byłem przemoczony do suchej nitki, a wiatr nie pozwalał jechać z rozsądną prędkością. Walące dookoła błyskawice dodawały tej sytuacji swoistego kolorytu. Desperacko szukałem jakiegoś schronienia i w końcu na rogatkach miasta zajechałem pod jakiś sklep. Letnia burza, więc bardzo krótka. Po kilku minutach ponownie jak gdyby nigdy nic wyszło słońce, a niebo przyozdobiła podwójna tęcza. Ruszyłem w dalszą drogę i dzięki temu, że było jeszcze stosunkowo ciepło, przemoczenie nie było jakimś wielkim problemem. Potem aż do zachodu słońca tęcza pojawiała się to tu, to tam. Trochę mnie to martwiło, bo oznaczało, że deszcze w tych rewirach nie odpuszczały. W Mszannie przed kolejnym wjazdem na DK19 zorientowałem się, że zgubiłem nogawki, które wiozłem w tylnej kieszeni. Cóż było robić, zawróciłem, ale szczęśliwie znalazłem je bardzo szybko. Żeby sytuacja się jednak nie powtórzyła, postanowiłem je założyć. Na krótkim odcinku krajówką ponownie jazda z duszą na ramieniu. W Kopcach z ulgą skręciłem w boczne drogę, tradycyjnie już kiepskiej jakości. Chyba właśnie w tej okolicy trafiłem na istną karykaturę jezdni z niebosko zmaltretowany betonem (nie pamiętam dokładnie, gdzie to było, ale po danych prędkości mogę podejrzewać, że między Huszlewem a Kobylanami). Jazda po czymś takim byłaby niekomfortowa nawet góralem. Nie wiem, jakim cudem nie złapałem tam kapcia, ani nie straciłem szprychy, albo nawet ramy. Za Wygnankami opuściłem województwo mazowieckie i znalazłem się w macierzy. Teraz czekało mnie meandrowanie po okolicy w celu zaliczania kolejnych gmin. Jakość dróg generalnie bez zmian. W Leśnej Podlaskiej zakaz ruchu rowerowego i śmieszna DDR. Podobnie było w kilku innych małych miejscowościach na trasie. W okolicy Nowinek zaczęło się ściemniać na dobre. Za Rokitnem pojawił się po raz kolejny zmaltretowany do bólu beton. Kląłem na niego jak szewc, więc w rewanżu przeszedł on na skraju lasu w grząską gruntówkę, po której nie dało się już jechać. Konsultacja z mapą pokazała, że do Kijowca było kilka kilometrów lasem. Ponieważ nie uśmiechało mi się brać tego odcinka nocą z buta, więc wycofałem się na z góry upatrzone pozycje i objechałem ten kawałek przez Koczukówkę. Ponownie zaczął padać deszcz, a do tego po skręcie w Kijowcu na południe zorientowałem się, że jadę prosto w gwałtowną burzę. Deszcz i niebo w konwulsjach – to lubię. Wiedziałem, że w takich warunkach długo nie pociągnę i po wjeździe do Tucznej odpuściłem dalszą jazdę. Ulokowałem się na zadaszonym przystanku z zamiarem przeczekania do świtu. Nocka zimna, więc w myślach beształem siebie, za niezabranie z domu folii NRC. Opis końcówki tego wyjazdu tutaj.


Wschód słońca w Lublinie
Wschód słońca w Lublinie © chirality

Green Velo między Włodawą a Sławatyczami
Green Velo między Włodawą a Sławatyczami © chirality

MOR na Green Velo w okolicach Sławatycz
MOR na Green Velo w okolicach Sławatycz © chirality

Cerkiew w Sławatyczach
Cerkiew w Sławatyczach © chirality

Podlaski krajobraz
Podlaski krajobraz © chirality

Żniwa z bocianami
Żniwa z bocianami © chirality

Terespol
Terespol © chirality

Wiadukt nad DK68 w okolicach Kukuryków
Wiadukt nad DK68 w okolicach Kukuryków © chirality

Janów Podlaski
Janów Podlaski © chirality

Na granicy województw lubelskiego i podlaskiego
Na granicy województw lubelskiego i podlaskiego © chirality

Most na Bugu przed Siemiatyczami
Most na Bugu przed Siemiatyczami © chirality

Fontanna w Siemiatyczach
Fontanna w Siemiatyczach © chirality

Podwójna tęcza w Łosicach
Podwójna tęcza w Łosicach © chirality

DDR w Leśnej Podlaskiej
DDR w Leśnej Podlaskiej © chirality

Zachód słonca na Podlasiu
Zachód słońca na Podlasiu © chirality




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.