Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 152.34km
  • Czas 07:39
  • VAVG 19.91km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 726m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Chełm

Środa, 1 listopada 2017 · dodano: 01.11.2017 | Komentarze 0

Tradycyjny pierwszolistopadowy wyjazd na wschodnie rubieże kraju. Pogoda o tej porze roku to wielka loteria i tym razem nie było inaczej. Planowałem start bladym świtem, aby zamknąć całą eskapadę do zachodu słońca, ale z rana solidnie padało. W konsekwencji dom opuściłem grubo po dziesiątej. Na ulicach miasta tłoczno, ale DDR w okolicach cmentarza na Majdanku znacznie ułatwiła przejazd. Gardło musiałem jednak trochę zedrzeć, bo ludzi wszędzie pełno. Jakoś specjalnie zimno nie było (nieco dalej w Piaskach tablica na rondzie pokazywała 7.6 ºC, co nie jest złą temperaturą na początek listopada), a że solidnie się opatuliłem, więc po kilku kilometrach zacząłem się gotować. Na rogatkach Lublina zrzuciłem więc to i owo, i resztę trasy pokonałem jedynie w koszulce termicznej i kurtce, co w zupełności wystarczyło. Do Chełma przejazd z mocnym wiatrem w plecy, ale mnie to specjalnie nie cieszyło, a wręcz przeciwnie, bo wieszczyło ciężki powrót. W mieście dosyć sprawnie objechałem cmentarze i jakoś wyjątkowo długo się na nich nie zatrzymywałem, bo bezczynność w takich warunkach to nieuchronne wychłodzenie. W drogę powrotną ruszyłem dobrą godzinę przed zmierzchem. Czołowy wiatr nie dawał ani chwili wytchnienia, ale co do zasady z nim nie walczyłem. Gdy przybierał na sile, jechałem wolniej. Na DK12 ruch bardzo intensywny i generalnie by mnie to jakoś specjalnie nie martwiło, bo pobocze jest tam przyzwoite. Jednak po zachodzie słońca zorientowałem się, że padła mi główna tylna lampka. Pozostała jedynie druga, która mocą nie zachwyca. No i z tego powodu przejazd do Piask w lekkim stresie. W okolicach Dorohuczy, gdzie notorycznie dochodzi do tragicznych wypadków, mijałem liczne przydrożne krzyże oświetlone zniczami. Dusza wiozła mi się tam na ramieniu. Odetchnąłem z ulgą dopiero w Piaskach, bo na serwisówce ekspresówki do Lublina ruch jest zwykle znikomy. Do celu dotarłem przed dwudziestą. Podsumowując, wyjazd dał mi trochę w kość ze względu na bezlitosny wiatr. Jednak nie narzekam, bo prognozy zapowiadały popołudniowy deszcz, a rozpadało się, gdy byłem już w domu.




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.