Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



Wpisy archiwalne w kategorii

dzień

Dystans całkowity:41096.61 km (w terenie 931.90 km; 2.27%)
Czas w ruchu:1712:38
Średnia prędkość:23.93 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:151627 m
Liczba aktywności:790
Średnio na aktywność:52.02 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 22.97km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:17
  • VAVG 17.90km/h
  • VMAX 27.20km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Podjazdy 62m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Środa, 6 stycznia 2016 · dodano: 07.01.2016 | Komentarze 0

Lekki mróz, trochę śniegu, więc najwyższy czas nadgryźć baton BS 2016. Postanowiłem przejechać się dookoła Zalewu. Miałem co prawda wcześniej zmienić slicki na coś z wyrazistym bieżnikiem, ale jakoś tak zeszło. Dlatego przez pierwsze kilometry trochę obaw, co do stabilności roweru na śniegu. Początkowy odcinek DDR prowadzącej do Zalewu posypany piaskiem, więc nie było źle. Później zresztą też nie, ale hamulce działały tak sobie. Na trasie masa ludzi, głównie tych dających z buta (zarówno spacerowiczów, jak i biegaczy). Chciałem porobić trochę zdjęć z zapory i dzięki temu odkryłem, że jest ona w końcu przejezdna. Wisi tam co prawda zakaz ruchu, ale mam nadzieję, że niedługo zniknie. Nad Zalewem, a właściwie NA Zalewie tłumy ludzi - wytężając wzrok mogłem nawet dostrzec śmiałków robiących sobie spacerek przez sam jego środek. Wschodni brzeg przejechałem terenowo przez Dąbrowę, co sprawiło mi masę radości. Zachodni brzeg wolałem objechać po chodniku (kostka z frezem), bo DDR wyglądała na śliską. Wyprzedził mnie tam jakiś rowerzysta na przełajówce, co zmobilizowało mnie do trzymania jego tempa. Momentami wiozłem się na kole, ale nie wydawało się to jakoś specjalnie rozsądne. Do bazy zawinąłem na styk z mrokiem.


DDR prowadząca nad Zalew Zemborzycki
DDR prowadząca nad Zalew Zemborzycki © chirality

Kaczki na Bystrzycy
Kaczki na Bystrzycy © chirality

DDR wzdłuż Bystrzycy widziana z zapory Zalewu Zemborzyckiego
DDR wzdłuż Bystrzycy widziana z zapory Zalewu Zemborzyckiego © chirality

Chodzący po wodzie na Zalewie Zemborzyckim
Spacerowicze na Zalewie Zemborzyckim © chirality

Zalew Zemborzycki skuty lodem
Zalew Zemborzycki skuty lodem © chirality

Zabawy na Zalewie Zemborzyckim
Zabawy na Zalewie Zemborzyckim © chirality

Spacer po Zalewie Zemborzyckim
Spacer po Zalewie Zemborzyckim © chirality

Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim
Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim © chirality

Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim
Dąbrowa nad Zalewem Zemborzyckim © chirality

Zalew Zemborzycki widziany z Dąbrowy
Zalew Zemborzycki widziany z Dąbrowy © chirality

Ptasia enklawa na Zalewie Zemborzyckim
Ptasia enklawa na Zalewie Zemborzyckim © chirality





  • DST 207.45km
  • Teren 15.00km
  • Czas 11:08
  • VAVG 18.63km/h
  • VMAX 31.90km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Podjazdy 952m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Solec nad Wisłą

Czwartek, 31 grudnia 2015 · dodano: 06.01.2016 | Komentarze 0

Obiecane załamanie pogody przyszło, ale nie ma takiego mrozu, jakim straszono w telewizji narodowej. Poprzednie Sylwestry zlewają mi się w jeden wielki i głośny fajerwerk made in China, więc postanawiam, że ten ma być trochę inny, aby wyróżniał się z tej pirotechnicznej orgii. Pada na odwiedzenie Solca nad Wisłą dosyć zamaszystą pętlą. Ubieram się tak samo, jak na poprzednią wycieczkę (koszulka termalna, softshell i wiatrówka), ale ponieważ temperatura przez te kilka dni spadła o kilkanaście stopni, o rozbieraniu się na trasie nie będzie mowy. Przezornie zamiast bidonu zabieram termos z gorącą kawą, bo bardzo nie lubię wyskrobywać picia kluczami imbusowymi. Wyjeżdżam kilka minut po dziesiątej w ciemnych okularach, które dobrze chronią przed oślepiającym zimowym słońcem. Na Zalewie Zemborzyckim ani jednej fali, ale to raczej nie przez brak wiatru (który rzeczywiście jest słaby w porównaniu z weekendowym), a skucie jego powierzchni lodem. Rowerzystów nad Zalewem nawet sporo, co trochę mnie zaskakuje. Do Kraśnika nie jadę DK19, a drogami lokalnymi, bo mam w tych rewirach do odhaczenia jedną gminę. Za Niedrzwicą Kościelną wpadam na pierwszy terenowy kawałek, który wiedzie przez las. Wszystko gładkie i elegancko ubite, więc przyjemność z jazdy duża. Potem w miarę dobre meandrujące asfalty, którymi dojeżdżam na kilka kilometrów przed Kraśnik. Tam asfalt się urywa i wpadam na epicko rozjechane ciągnikami błoto. Kilka dni wcześniej byłoby to ciężkie do przejechania, ale teraz wszystko jest zmarznięte na kość. Końcówka po ażurowych płytach i już jestem w mieście. Kraśnik leży w niecce, więc po początkowym zjeździe przychodzi czas na dosyć długie podjeżdżanie. Za miastem nagroda w postaci stromego zjazdu po ostrych łukach w Olbięcinie. Niestety jest to jedno z niewielu miejsc na trasie, gdzie dostrzegam pokrywającą asfal szadź, więc o szaleństwach mowy nie ma. W Liśniku Małym zjeżdżam z asfaltu i od razu podjazd po zmaltretowanym gruncie, na którym spod kół uciekają przerażone zastępy kur. Potem bardzo przyjemny odcinek wąską asfaltówką w płytkim wąwozie, który po ponownym urwaniu asfaltu zjawiskowo się pogłębił. Wąwóz zakończył bardzo stromy zjazd, po którym ponownie wylądowałem na asfalcie w Dzierzkowicach-Podwody. Później długi odcinek wzdłuż Wyżnianki, będący częścią czerwonego szlaku rowerowego Kraśnik-Kazimierz Dolny. Szlak ten będzie mi towarzyszył z przerwami do samego Kazimierza. Przejeżdżam obok rolnika rozsypującego na polu wapno – dosyć niecodzienny widok, jak na ostatni dzień w roku. Zmrok łapie mnie w okolicach Józefowa nad Wisłą. Kieruję się na Kamień i w końcu dostrzegam majaczące w oddali światła spinające przeciwległe brzegi królowej naszych rzek. Na moście pusto, zimno i wilgotno, więc po krótkiej przerwie przedostaję się na drugi brzeg do województwa mazowieckiego. Tuż przed Solcem mijam się z innym sakwiarzem (na Stravie nie pojawił się on jako mój flyby, więc de facto nie istnieje) i po łagodnym podjeździe ląduję w centrum miasteczka. Pusto i swąd spalenizny z jakiegoś komina, więc nie widzę sensu, aby zabawić tu dłużej. Opuszczam rynek, gdy kościelne dzwony biją na Teleexpress i kieruję się z powrotem na most. W czasie mojej krótkiej nieobecności tamże temperatura zdążyła spaść o kolejne dwa stopnie, więc wiem, że nic tam po mnie. Generalnie na trasie unikam dłuższych przerw, bo wychłodzenie przychodzi bardzo szybko. Kieruję się na Kazimierz i mijam kolejne miejscowości w których domy przystrojone milionami światełek, ale żywego ducha brak. Na krystalicznie czystym niebie kolejne miliardy światełek, ale o ile kilka dni temu w podobnych warunkach żałowałem, że nie zabrałem statywu do aparatu, o tyle teraz pstrykanie mi nie w głowie. Ruch samochodowy niewielki, co mnie bardzo cieszy, bo kierowcy w taką noc mogą być w przeróżnym stanie. Tutaj nabieram awersji do nowych słupków prowadzących przy drogach. Są wykonane z wygiętego w łuk kawałka plastyku i są tak giętkie, że nie da się oprzeć o nie roweru. Za Dobrem poziomice na mapie zaczynają się zagęszczać i z pewnością nie jest to zjazd, bo w ciemnościach majaczy przede mną jeszcze ciemniejsza ścianka. Podjazd rozgrzewa solidnie, ale następujący po nim długi zjazd do Kazimierza wymraża mnie na potęgę. Zajeżdżam na rynek i z ulgą dostrzegam otwarty sklep. Uzupełniam w przytulnym cieple płyny i ruszam w dalszą drogę. Wilgoć od Wisły zamraża mi po raz pierwszy tego dnia dłonie i wiem, że muszę jak najszybciej uciec od wody. I rzeczywiście, już w Bochotnicy wszystko wraca do normy. Aby podnieść morale obiecuję sobie kolejny postój w Nałęczowie, ale w głębi serca wiem, że to ściema, na którą się jednak nabieram. Do rogatek Lublina docieram około godziny 22. Jest -7 stopni Celsjusza, a ulice pokrywa szron. Fajerwerki walą z lewa i prawa, więc przez chwilę myślę, że zegarek w mojej nawigacji spóźnia się o 2 godziny. Gdy czekam na skrzyżowaniu na zmianę świateł, jakiś przechodzień krzyczy, że jazda na rowerze w takich warunkach może być niebezpieczna. -Wiem, wiem – odpowiadam, ale łapię się na myśli, że facet powinien był mi to powiedzieć 200 km wcześniej. Do domu docieram tuż po 22 i wskakuję do gorącej kąpieli, o której marzyłem już od Solca. Reasumując, z wyjazdu jestem zadowolony i wierzę, że taki Sylwester długo nie zleje mi się w pamięci z tymi fajerwerkowymi. Była to moja pierwsza dłuższa wycieczka w mrozie, ale termicznie było znacznie bardziej komfortowo, niż się spodziewałem. Trasę zrobiłem w regularnych letnich adidasach (a właściwie pumach, ale to też adidasy, tylko że pumy) na platformach i chłód doskwierał mi jedynie w spody stóp. Bocialarka w takich warunkach sprawowała się znakomicie i nocny odcinek trasy przejechałem na jednym akumulatorku. Podczas tego wyjazdu znalazłem się po raz pierwszy i ostatni w tym roku w innym województwie, zaliczyłem kilka nadwiślańskich gmin i odhaczyłem Rapha Festive 500 na Stravie. Przy okazji otworzyłem konto na tejże i trochę ją przetestowałem. Fajna zabawka i wcale mnie nie dziwi, że masa ludzi ma na jej punkcie bzika.


Okolice Kraśnika
Okolice Kraśnika © chirality

Malowanie szronem
Malowanie szronem © chirality

Zjazd w okolicach Kraśnika
Zjazd w okolicach Kraśnika © chirality

Okolice Liśnika Małego k/Kraśnika
Okolice Liśnika Małego k/Kraśnika © chirality

Wąwóz w okolicach Dzierzkowic
Wąwóz w okolicach Dzierzkowic © chirality

Zjazd w okolicach Dzierzkowic
Zjazd w okolicach Dzierzkowic © chirality

Most na Wiśle w Kamieniu
Most na Wiśle w Kamieniu © chirality

Solec nad Wisłą
Solec nad Wisłą © chirality



  • DST 255.47km
  • Teren 15.00km
  • Czas 13:00
  • VAVG 19.65km/h
  • VMAX 26.70km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 683m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Stoczek Łukowski

Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 06.01.2016 | Komentarze 0

Piękna pogoda, jak na grudzień, a że za kilka dni ma przyjść z Rosji front (pogodowy, tym razem), więc może to być ostatni dzwonek na dłuższy wyjazd w tym roku. Postanawiam dotrzeć na południowo-wschodnie krańce mojego województwa, których w ogóle, i to nie tylko z perspektywy rowerowego siodełka, nie znam. Trasa ta wisi u mnie na tapecie od dłuższego czasu, ale aż do tej pory odkładałem ją na później. Wyjeżdżam z domu przed dziesiątą i tuż za Lublinem robię pierwszy postój, aby zrzucić trochę ubrań, bo zaczynam się gotować. Do sakwy chowam softshellową kurtkę, zostając w koszulce termicznej i wiatrówce. Dodatkowej warstwy nie nałożę już do końca. A wiatrówka zdecydowanie się przydaje, bo wieje konkretnie. Przekonam się o tym w całej krasie na powrocie, bo teraz dostaję wiatrem głównie z boku. Wjeżdżam w Lasy Kozłowieckie – niby wszędzie błoto, ale zawsze można w nim wyłuskać wąską kreskę ubitego gruntu, więc idzie sprawnie. Po wjeździe do Kozłówki wyścig z psami. Pierwszy z wielu dzisiejszego dnia, bo pogoda naszym czworonożnym przyjaciołom sprzyja. Od Kamionki standardowa i bardzo przyjemna trasa przez las nad jezioro Firlej. W lesie wyprzedza mnie jakiś szosowiec i jest to jedyny rowerzysta, nie licząc tubylców jadących po bułki, którego spotykam na trasie. Przecinam drogę krajową i już jestem nad jeziorem. W porównaniu z letnim sajgonem, teraz tutaj cicho i spokojnie. Po kilkuminutowej przerwie ruszam w dalszą drogę DK19 w stronę Kocka. Coś mi się wydaje, że na tym odcinku chlapnęli nowy asfalt, bo w zeszłym roku było tutaj bardziej koleinowo. Do samego miasta docieram jednak bocznymi drogami, aby nie wpakować się na ekspresówkę, co zdarzyło mi się podczas ostatniej wizyty w Kocku. Za miastem zaczyna się nieznany dla mnie świat. Wita mnie tam krążący nad drogą bocian. Albo z wcześnie przyleciał, ale zagapił się z odlotem. Trasa do samego Stoczka bardzo przyjemna, bo płasko i krajobraz z licznymi połaciami bielejącej brzeziny. Drogi generalnie też dobre, z masą długich prostych odcinków i minimalnym, pomimo kończących się Świąt, ruchem samochodowym. Nawet w mijanych wioskach nie widzę zbyt wielu ludzi i komitety powitalne składają się zazwyczaj jedynie z psów. Przed samym Stoczkiem dwa razy wpadam na odcinki terenowe. Z jednego jestem zmuszony się wycofać, bo rower grzęźnie w piachu, ale szczęśliwie znajduję asfaltowy objazd. U celu podróży jestem już po zmroku. Na centralnym placu pustki, ale kuszą mnie zapachy dolatujące z otwartej piekarni. Ulegam i w drogę powrotną ruszam z zapasem gorącego pieczywa. W nocy wrażeń wizualnych raczej brak, więc skupiam się na jeździe i rozmyślaniu o pierdołach. Niebo jest krystalicznie czyste, a że Księżyca jeszcze nie ma, więc gwiazdy widać jak na dłoni. Gdy Księżyc w końcu wschodzi, jest spowity w chmurach, więc wiem, że tam gdzie jadę pogoda będzie gorsza. Kilka razy daję się Garminowi nawigacyjnie oszukać. Zbiera punkty do śladu co pięć sekund i trochę czasu mu zajmuje, aby reagować na moje skręty na skrzyżowaniach. Po kilku takich numerach już wiem, czego się spodziewać i nie daję się wyprowadzać w pole (dosłownie i w przenośni). Grudniowa noc, ale jest wyjątkowo ciepło i jedynie gdy przekraczam rozlany Wieprz zaciąga przenikliwym chłodem. W mijanych wioskach sklepy pozamykane na cztery spusty i dopiero w Michowie trafiam na otwarty, gdzie mogę w końcu uzupełnić płyny. Przez ostatnie kilkadziesiąt kilometrów wiatr daje mi zdrowo popalić. Aby odwrócić od niego uwagę, planuję menu na kolację po dotarciu do bazy. Dobijam do Samoklęsk (powiało optymizmem) i dobrze znaną trasą, którą często pokonuję wracając znad jeziora Firlej, kieruję się na Lublin. W Snopkowie niespodzianka, bo zamiast wjazdu do Lublina po niezłych wertepach, wpadam na jakąś nową drogę. Szeroka jak plac defilad w Phenianie i tak samo pozbawiona ruchu samochodowego. To drugie mnie nie dziwi, bo jest już prawie północ. A droga jest tak nowa, że jeszcze nie ma jej na mapach Garmina. Do domu dojeżdżam już po północy, konkretnie ujechany. Kilkadziesiąt minut później zaczyna padać deszcz, więc przynajmniej on mnie ominął. Wyjazd bardzo przyjemny, pomimo wiejącego wiatru. Teraz pogoda może się już załamywać.


Lasy Kozłowieckie: Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Lasy Kozłowieckie: Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie © chirality


Wjazd w Lasy Kozłowieckie
Wjazd w Lasy Kozłowieckie © chirality


Wycinka w Lasach Kozłowieckich
Wycinka w Lasach Kozłowieckich © chirality


Jezioro Firlej
Jezioro Firlej © chirality


Podlasie Południowe, czyli brzezina na płaskim
Podlasie Południowe, czyli brzezina na płaskim © chirality


Figurka Chrystusa Frasobliwego w Oszczepalinie
Figurka Chrystusa Frasobliwego w Oszczepalinie © chirality


Zachód słońca w okolicach Stoczka Łukowskiego
Zachód słońca w okolicach Stoczka Łukowskiego © chirality




  • DST 17.07km
  • Czas 00:56
  • VAVG 18.29km/h
  • VMAX 35.60km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 119m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie

Środa, 23 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 0

Przedświąteczny objazd cmentarzy. Momentami w niezłych korkach. Pogoda nadala rewelacyjna, a do tego znacznie słabszy wiatr, niż wczoraj.


Bokehowa choinka
Bokehowa choinka © chirality


Kategoria <50, dzień, noc, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 23.60km
  • Czas 01:16
  • VAVG 18.63km/h
  • VMAX 34.80km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 168m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie

Wtorek, 22 grudnia 2015 · dodano: 23.12.2015 | Komentarze 0

Transportowo po mieście. Bardzo ciepło i słonecznie. Jedynie porywisty wiatr wiejący a to z południa, a to z zachodu trochę psuł całokształt. Na przejeździe rowerowym przez ul. Nadbystrzycką mijałem powypadkowy krajobraz. Po zniszczeniach wnoszę, że na samochód zatrzymujący się przed przejściem dla pieszych i przejazdem rowerowym najechał inny samochód. Słowem standard, bo tak kierowcy karcą uprzejmość innych wobec pieszych i rowerzystów. Ewidentnie w powietrzu czuć wiosnę, więc nawet mnie nie zdziwiły trzy psy in flagrante delicto na DDR wzdłuż Bystrzycy. Z wiatrem w plecy jechało się rewelacyjnie, a z z wiatrem w twarz jechało się. Powrót z obciążonymi sakwami, więc prosto do domu.


Myć...kupić nowy...myć...kupić nowy...myć...kupić nowy
Myć...kupić nowy...myć...kupić nowy...myć...kupić nowy © chirality


Kategoria <50, dzień, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 25.69km
  • Czas 01:18
  • VAVG 19.76km/h
  • VMAX 42.20km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 162m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie

Piątek, 18 grudnia 2015 · dodano: 18.12.2015 | Komentarze 0

Transportowo po mieście. Niesezonowo ciepło, chociaż druga połowa trasy w mżawce.


Kategoria <50, dzień, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 117.44km
  • Teren 25.00km
  • Czas 06:32
  • VAVG 17.98km/h
  • VMAX 36.70km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Podjazdy 767m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kazimierz Dolny

Sobota, 5 grudnia 2015 · dodano: 10.12.2015 | Komentarze 0

Piękną grudniową pogodę chciałem wykorzystać na jakiś konkretny wyjazd, a nie kulanie się wokół komina. Padło na czerwony szlak rowerowy do Kazimierza Dolnego. Byłem tam rowerem wielokrotnie, pokonując trasy pokrywające się w mniejszym lub większym stopniu z tymże szlakiem, ale nigdy nie przejechałem go po całości. Wycieczka miała być z aparatem w ręku (a właściwie w sakwie), więc w planach były częste postoje. Wyjazd w samo południe, co zapowiadało pokonywanie znacznej części trasy nocą. Na początku przebiłem się przez miasto na oficjalny początek szlaku przed Muzeum Wsi Lubelskiej, które większość lublinian nazywa zwyczajnie Skansenem. Początek szlaku to zjazd po starożytnych i telepiących kocich łbach – złe miłego początki. U jego podnóża zakłóciłem wypoczynek lisowi, który czmychnął w pobliskie chaszcze. Miałem niezbyt aktualną mapę (wszystko przez Polskę w budowie) i już na samym początku pojawiła się znienacka nowa droga (S17). Szczęśliwie biegła pod nią nitka nowej DDR. W dolinie Czechówki było trochę błota, co wzbudziło moje obawy, ale był to praktycznie jedyny odcinek, na którym można się było utaplać. Przejeżdżałem tam obok zagajnika wyciętego w pień przez bobry – widać, że Lublin i okolice tym zwierzętom służą. Wiatr na odcinku do Kazimierza momentami bywał w przykry, ale w dolinach nie miał szansy się w pełni wykazać. Za Dąbrowicą szlak się niespodziewanie urwał na zakazie ruchu z powodu budowy S19. Musiałem objazdem nałożyć kilka kilometrów i na chwilę wbić się na DW830, która na powrocie z Kazimierza miała prowadzić mnie od początku do końca. W Nowym Gaju pierwszy zjazd wąwozem po ażurowych płytach i przyjemny terenowy kawałek do Nałęczowa. Przed Wąwolnicą minąłem Zarzekę. Niedawno w TVP Historia oglądałem program o spaleniu Zarzeki i Wąwolnicy przez UB w maju 1946 roku, które sfotografował przypadkowo przebywający w okolicy Amerykanin. Podobno skutki tej pacyfikacji daje się odczuć w tych okolicach po dzień dzisiejszy. W Wąwolnicy podjazd Wąwozem Lipnickim, którego wyłożenie kostką brukową uważam za kompletną głupotę. W Rąblowie zaliczyłem po raz pierwszy stromy zjazd po płytach obok wyciągu narciarskiego. Wcześniej zdarzało mi się po nim wspinać, ale zjazd wydawał mi się równie wymagający, bo obie pary klocków hamulcowych pewnie zdarłem na nim do samej krwi. Za Rąblowem złapała mnie regularna noc, więc zrobiło się mniej klimatycznie, a bardziej złowieszczo. Szczególne wrażenie robiły wjazdy do nieprzeniknionych wąwozów. Na szczycie jakiegoś podjazdu przepłoszyłem stado saren – początkowo zafiksowała je moja lampka, ale po chwili już ich nie było. Ze Skowieszynka praktycznie cały czas w dół do samego Kazimierza. Kusiło mnie, aby ten odcinek pokonać na lenia asfaltem, jednak koniec końców postanowiłem trzymać się szlaku. Po wjeździe do Kazimierza powitały mnie pustki na ulicach. Senność zakłócały jedynie szalejące po ulicach dorożki. Gdy wlokłem się za taką jedną nie mogąc jej wyprzedzić ze względu na podwójną ciągłą, usłyszałem nadciągającą z tyłu kolejną. Kłus jej napędu wydawał mi się niezbyt kontrolowany, więc czym prędzej wyprzedziłem tę pierwsza. I całe szczęście, bo nieomal doszło do najechania jednej dorożki na drugą. Na kazimierski rynek dotarłem równo z Teleexpresem. Po uzupełnieniu prowiantu w miejscowym sklepiku, porobiłem trochę zdjęć. Temperatura raczej nie zachęcała do dłuższych postojów i po pół godziny byłem już w drodze do Lublina. Trasa głównymi drogami przez Nałęczów, którą odbębniłem bez postoju, by jak najszybciej dotrzeć do domu. Nocny przejazd, ale zupełnie bez historii. Żadnych szalejących kierowców wyprzedzających na zapałkę, żadnych nieoświetlonych pieszych, żadnych kłapiących czworonogów.


Bobrza robota w dolinie Czechówki
Bobrza robota w dolinie Czechówki © chirality


I co teraz?
I co teraz? Urwany szlak rowerowy do Kazimierza © chirality


Budowa obwodnicy Lublina w Dąbrowicy
Budowa nitki S19 w Dąbrowicy © chirality


Grudniowe jabłko
Grudniowe jabłko © chirality


Kapliczka z błędem
Kapliczka z błędem © chirality


Ale to stary znak
Ale to stary znak... © chirality


Tablica informacyjna szlaku młynów wodnych rzeki Bystrej
Tablica informacyjna szlaku młynów wodnych rzeki Bystrej © chirality


Tablica informacyjna ścieżki dydaktycznej SACRUM-NATURA-HISTORIA w Zarzece
Tablica informacyjna ścieżki dydaktycznej SACRUM-NATURA-HISTORIA w Zarzece © chirality


Krzywe pola w Zarzece k/Wąwolnicy
Krzywe pola w Zarzece k/Wąwolnicy © chirality


Wjazd do Wąwozu Lipnickiego w Wąwolnicy
Wjazd do Wąwozu Lipnickiego w Wąwolnicy © chirality


Wąwóz Lipnicki w Wąwolnicy
Wąwóz Lipnicki w Wąwolnicy © chirality


Wąwóz Lipnicki w Wąwolnicy
Wąwóz Lipnicki w Wąwolnicy © chirality


Zachód słońca w okolicach Wąwolnicy
Zachód słońca w okolicach Wąwolnicy © chirality


U podnóża podjazdu płytowego w Rąblowie
U podnóża podjazdu płytowego w Rąblowie © chirality


Zmierzch w okolicach Rąblowa
Zmierzch w okolicach Rąblowa © chirality


Nocny wjazd do wąwozu w okolicach Skowieszynka
Nocny wjazd do wąwozu w okolicach Skowieszynka © chirality


Kazimierz Dolny nocą
Kazimierz Dolny nocą © chirality


Kazimierz Dolny nocą
Kazimierz Dolny nocą © chirality


Kazimierz Dolny nocą
Kazimierz Dolny nocą © chirality



  • DST 47.23km
  • Czas 02:22
  • VAVG 19.96km/h
  • VMAX 31.20km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 224m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki i po Lublinie

Czwartek, 3 grudnia 2015 · dodano: 08.12.2015 | Komentarze 0

Nadal wyjątkowo ciepło, więc wybrałem się na objazd Zalewu. Południowo-zachodni wiatr trochę dokuczał, ale i tak jechało się bardzo przyjemnie. Zmrok złapał mnie na nawrocie i już po ciemku pokręciłem się trochę po mieście. Zaglądnąłem przy okazji do Decathlonu, ale wybór części i akcesoriów rowerowych jest tam praktycznie żaden. Wracając al. Unii Lubelskiej postanowiłem, że będę musiał się wkrótce wybrać na przejażdżkę po mieście powiązaną z obfotografowaniem świątecznych iluminacji, bo pełno tego przed świątyniami konsumeryzmu.


Płomiennice zimowe w spękaniach kory
Płomiennice zimowe w spękaniach kory © chirality


Zmierzch nad Zalewem Zemborzyckim
Zmierzch nad Zalewem Zemborzyckim © chirality

Kategoria <50, dzień, noc, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 40.97km
  • Czas 02:10
  • VAVG 18.91km/h
  • VMAX 36.20km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Podjazdy 182m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki i po Lublinie

Poniedziałek, 30 listopada 2015 · dodano: 30.11.2015 | Komentarze 0

Z rana huraganowe wiatry i opady gradu, więc nie zapowiadało się, że będzie to dzień rowerowy. Przed południem niebo się jednak rozjaśniło, zrobiło się przyjemnie ciepło, a wiatr wysuszył mokre nawierzchnie. Zalew udało mi się objechać jeszcze za dnia. Na trasie kilka powalonych drzew i sporo gałęziowej drobnicy. Pojechałem trochę dalej na południe, niż zwykle i tam zachodni wiatr był najbardziej dokuczliwy. Po mieście już po zmroku, ale światła metropolii czynią cuda. Pora taka, że ulice generalnie zakorkowane, więc często jechałem po chodnikach. Fama niesie, że jest to nielegalne.

Kategoria <50, dzień, noc, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 45.16km
  • Czas 02:03
  • VAVG 22.03km/h
  • VMAX 32.70km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Podjazdy 174m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki i Polanówka

Niedziela, 29 listopada 2015 · dodano: 30.11.2015 | Komentarze 0

Wyjechałem jeszcze za dnia, aby być widocznym dla kierowców na zalesionym odcinku ul. Osmolickiej. Cieplej niż przez ostatnie kilka dni, a do tego w miarę sucho, więc komfort jazdy nieco wyższy. Dokuczał jedynie silny południowo-zachodni wiatr. Na trasie sporo rowerzystów, bo pod koniec listopada trzy stopnie powyżej zera to prawie upał. Zbyt często robiłem jednak postoje w lesie i dlatego nie załapałem się na zachód słońca na hopkach w okolicach Prawiednik.


Bajzel na zaporze Zalewu Zemborzyckiego
Bajzel na zaporze Zalewu Zemborzyckiego © chirality


Leśna DDR na ul. Osmolickiej w Lublinie
Leśna DDR na ul. Osmolickiej w Lublinie © chirality


Zjazd w Prawiednikach k/Lublina
Zjazd w Prawiednikach k/Lublina © chirality

Kategoria szosa, samotnie, sakwy, noc, dzień, <50