Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 109.81km
  • Teren 40.00km
  • Czas 07:45
  • VAVG 14.17km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 36.0°C
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ukraina: Kowel-Włodzimierz Wołyński

Piątek, 7 sierpnia 2015 · dodano: 03.02.2016 | Komentarze 0

Wstaję przed ósmą i wychodzę na miasto coś zjeść. Kończy się na hot-dogu i kawie. W pokoju pakuję sakwy i pełen obaw udaję się na parking, na którym nockę spędził mój rower. Z ulgą dostrzegam, że nadal tam stoi. Ruszam w stronę Gruszówki i tym razem nie kombinuję, bo jadę do Lubitowa drogą kijowską. Gdzieś jeszcze w mieście przypadkowo muskam lewą manetkę. Łańcuch spada na średnią tarczę, na której zostanie już do końca ukraińskiej przygody. Na wylocie z Kowla podjazd na wiadukt, który wchodzi w miarę przyzwoicie. W Lubitowie opuszczam M07 i dosyć kiepskimi asfaltami docieram do Gruszówki, dawnej wioski moich dziadków. Nie zatrzymuję się tam na zbyt długo, bo temperatura dochodzi do 36 stopni, a uzupełnienie płynów staje się priorytetem. W Lityniu pytam jakiegoś miejscowego o sklep, a ten pokazuje, że muszę odbić w jakąś boczną dróżkę. Jadę i widzę zrujnowany budynek z kłódką na drzwiach. To coś mogło być sklepem za Gorbaczowa, więc zaczynam nabierać podejrzeń, że zostałem wystawiony do wiatru ( nota bene, wieje dzisiaj konkretnie ze wschodu). Na budynku obok wisi ukraińska flaga, godło i jakieś tablice, więc postanawiam się tam zapuścić. W drzwiach mijam się z kobietą, która jest sklepową z ruiny obok. Okazuje się, że lityński sklep otwiera się, gdy pojawi się klient. Sklep na klienta nie czeka, bo to takie europejskie. W sklepie wybór niewielki, ale i tak interesują mnie tylko płyny, które uzupełniam i jadę dalej. Za miasteczkiem jakiś facet pasie krowy i coś do mnie krzyczy. Odpowiadam, że ja z Polszczi i nie wiem, o co chodzi. Facet pokazuje przegub dłoni, a ja łamanym radzieckim odpowiadam adinactat piatcat szest. Chyba zrozumiał, bo nie ma zamiaru mnie batożyć. Przed Kupyczowem miejscówka z barszczem sosnowskiego (pamiętałem ją z zeszłego roku), ale ani nie jestem głodny, ani nie mam ochoty jej fotografować. W kupyczowskim sklepie ponownie uzupełniam zapasy wody. Obsługa się zmieniła, bo w zeszłym roku pracowała tutaj kobieta, która dobrze mówiła po polsku. W Czernijowie mijam zrujnowany kościół katolicki. Mam ochotę go obfotografować, ale pod budynkiem siedzą na ławkach miejscowi chłopi i jakoś nie chcę zakłócać im wypoczynku. Na wysokości Świniarzyna skwar i mocny wiatr wygrywają, więc postanawiam najbardziej piekielny fragment dnia przeczekać na zadaszonym przystanku. Wystawiam na słońce uprane w Kowlu buty SPD, które schną błyskawicznie. Strzelam fotki, studiuję mapy i ogólnie się opieprzam. Gdy czuję się w miarę wypoczęty i znudzony, ruszam w kierunku Makowiczów i za miasteczkiem zatrzymuję się przy cmentarzu. Widzę, że odchodzi tam likwidacja starych grobów, bo brakuje miejsca na nowe. W poszukiwaniu polskich śladów wchodzę na teren cmentarza, ale szybko się z niego zmywam. Likwidacja polega na usuwaniu jedynie krzyży i wszelkich tablic. Zarośnięty teren jest nadal usłany regularnymi kopcami, a jakoś nie mam ochoty chodzić po ludzkich szczątkach. Dojeżdżam do miejsca, w którym odbija gruntówka do Twerdynia, dawnej siedziby moich pradziadków. Ze starych map pamiętam, że w miejscu, gdzie jest teraz wielkie gospodarstwo rolne, kiedyś były dwie polskie osady, Antonówka i Mirosławówka, w miejscu których żółcą się teraz łany pszenicy. Robię trochę zdjęć i zaczynam się mierzyć z dwoma hopkami wyrysowanymi przez ciągnące się po het, het pole. Jest już po zbiorach, zapewne kukurydzy, i jadę kreską gruntu wśród ścierniska najeżonego wysokimi na 20 centymetrów sztywnymi badylami. Podejrzewam, że upadek na takim ściernisku mógłby być zabójczy. Co ciekawe, przed wojną była tutaj inna polska osada, Adamówka. Po hopkach przyjemny łagodny zjazd do samego Twerdynia. Robię krótki postój pod cerkwią i kieruję się na Kisielin. Droga przechodzi w mój znienawidzony tłuczeń, który będzie się ciągną aż do Oździutyczów. Droga jest wyjątkowo szeroka i parafrazując klasyka, „szerokość już jest, czas na nawierzchnię”. Tuż przed Kisielinem mijam drogowskaz odwrócony do mnie „plecami”. Gdy go czytam z drugiej strony okazuje się, że wskazuje on miejsce mordu miejscowych Żydów. Akurat jeżeli chodzi o czystki etniczne, to na tych terenach panowało równouprawnienie. Wśród łanów zboża rzeczywiście widzę lśniący bielą monument, ale nie znajduję w sobie motywacji, żeby tam podjechać. Wjeżdżam do miasteczka i zastanawiam się, gdzie są ruiny katolickiego kościoła. Na mapie widzę, że Kisielin jest dosyć duży, z klastrami domostwo rozrzuconymi wśród lasów i nie chcę snuć się tutaj jak dziecię w ciemności. Pytam miejscowych o sklep i dzięki wskazówkom szybko go odnajduję. Z wnętrza dobiega gwar rozmów, ale gdy tam wchodzę zapada niezręczna cisza. Jak ja uwielbiam takie sytuacje. Proszę sprzedawczynię o picie i jakieś ciastka. Ta mówi, że wczoraj również przejeżdżał tędy rowerzysta z Polski i sama pyta, czy chcę zobaczyć ruiny kościoła. No przecież po to tu przyjechałem, ale jedynie pytam od niechcenia, czy to daleko. Okazuję się, że nie, a do tego w tamtym kierunku jedzie rowerem miejcowa gospodyni z dzieckiem. Zabieram się z nią, mijamy konkurencyjną cerkiew i moim oczom ukazują się ruiny. Przez chwilę zastanawiam się, czy powinienem zdjąć kask przed wejściem do środka. Zdejmuję. Miejsce jest dosyć surrealistyczne, bo rzadko można spotkać kościół w takim stanie. Na ścianach ledwo widoczne fragmenty fresków. Obok kościoła mogiły ofiar rzezi z lipca 1943 roku. Kilka osób z mojej rodziny straciło w tych okolicach życie, ale na tablicy z listą nazwisk nie widzę nikogo znajomego. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Napisy na tablicach dosyć mgliste – nic z nich nie wynika, poza tym że mordów na obywatelach radzieckich narodowości polskiej dokonały elementy obszarniczo-nacjonalistyczne (sic!). Rozumiem, że nikt nie chce irytować obecnych mieszkańców tych ziem. Zresztą chwali się miejscowej ludności, że ruiny tego kościoła zostawiła w spokoju, bo przecież za czasów sowieckich można było je rozebrać do ostatnie cegły. Opuszczam to miejsce i tłuczniem rozsypanym wśród lasów i łąk jadę dalej. Gdy w Oździutyczach docieram do asfaltu jestem wręcz szczęśliwy, bo ta telepanina zaczynała mi wychodzić nosem. Przed dotarciem do głównej drogi na Włodzimierz Wołyński robię postój przy poletku barszczu sosnowskiego. Baldachimy rzucają przyjemny cień, ale na szczęście kwiatostany już przekwitłe. W Mołczanowie wbijam się na drogę N22 do Włodzimierza. Szeroka, ale jakość asfaltu różna. Czasami jadące z naprzeciwka samochody uprawiają slalom po całej szerokości, aby uniknąć pojawiających się kraterów, tudzież epicko pofalowanego asfaltu, który podtopiony tropiklnym słońcem leniwie spływa na pochyłościach. Do Włodzimierza docieram jeszcze przed zmrokiem. W jakimś sklepie kupuję pieczonego kurczaka. Sklepowa pyta, czy chcę do niego coś tam, coś tam. Ponieważ nie wiem, co to jest owo coś tam, dziękuję. Przed sklepem jakiś zapity jegomość mówi, żebym uważał, bo Ukraina to bandycki kraj, po czym pyta, czy może napić się coli z butelki. Z MOJEJ butelki. Ponieważ po czymś takim musiałbym ją wyrzucić, więc odmawiam. Facet lekko zdezorientowany, ale odpuszcza. Pytam policjanta o hotel i po chwili już się w nim melduję. 280 hrywien – tyle samo, co w Kowlu, ale znacznie lepszy standard, do tego w łazience szampon i mydło, jak również śniadanie w cenie. No i żadnych problemów z zostawieniem roweru. W pokoju pranie, przepak i spać.


Schronienie przed skwarem, okolice Świniarzyna na Wołyniu
Schronienie przed skwarem, okolice Świniarzyna na Wołyniu © chirality

Fajrant na przystanku koło Świniarzyna na Wołyniu
Fajrant na przystanku koło Świniarzyna na Wołyniu - kolory przystanku zlewają się z niebem i ziemią prawie idealnie © chirality

Wołyński krajobraz
Wołyński krajobraz © chirality

Żniwa na Wołyniu
Żniwa na Wołyniu © chirality

Droga do Makowiczów na Wołyniu
Droga do Makowiczów na Wołyniu © chirality

Wjazd do Makowiczów na Wołyniu
Wjazd do Makowiczów na Wołyniu © chirality

Cmentarz w Makowiczach na Wołyniu
Cmentarz w Makowiczach na Wołyniu © chirality

Gospodarstwo rolne w okolicach Makowiczów
Gospodarstwo rolne w okolicach Makowiczów © chirality

Droga Makowicze-Oździutycze na Wołyniu
Droga Makowicze-Oździutycze na Wołyniu © chirality


Wołyńskie żniwa
Wołyńskie żniwa © chirality

Gruntówka na Twerdynie
Gruntówka na Twerdynie © chirality

Hopka przed Twerdyniem na Wołyniu
Hopka przed Twerdyniem na Wołyniu © chirality

Gruntówka do Twerdynia na Wołyniu
Hopki do Twerdynia na Wołyniu © chirality

Zjazd do Twerdynia na Wołyniu
Zjazd do Twerdynia na Wołyniu © chirality

Ściernisko najeżone badylami, Wołyń
Ściernisko najeżone badylami, Wołyń © chirality

Łany zboża na Wołyniu
Łany zboża na Wołyniu - inspiracja dla ukraińskiej flagi? © chirality

Twerdyńskie bociany, Wołyń
Twerdyńskie bociany, Wołyń © chirality

Cerkiew w Twerdyniu na Wołyniu
Cerkiew w Twerdyniu na Wołyniu © chirality

Mech na korze
Mech (porosty?) na korze © chirality

Rogatki Kisielina na Wołyniu
Rogatki Kisielina na Wołyniu © chirality

Wjazd do Kisielina na Wołyniu
Kisielin na Wołyniu © chirality

Ruiny kościoła w Kisielinie na Wołyniu
 Ruiny kościoła w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Ruiny kościoła w Kisielinie na Wołyniu
Ruiny kościoła w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Wnętrze kościoła w Kisielinie na Wołyniu
Wnętrze kościoła w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu, resztki fresków
Kościół w Kisielinie na Wołyniu, resztki fresków © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu, sklepienie
Kościół w Kisielinie na Wołyniu, sklepienie © chirality

Wnętrze kościoła w Kisielinie na Wołyniu
Wnętrze kościoła w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Krzyż więczący kościół w Kisielinie na Wołyniu
Krzyż więczący kościół w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Nisza w kościele w Kisielinie na Wołyniu
Nisza w kościele w Kisielinie na Wołyniu © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu, zakratowane okno
Kościół w Kisielinie na Wołyniu, zakratowane okno © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu,ozdobny detal
Kościół w Kisielinie na Wołyniu,ozdobny detal © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu, metalowy detal
Kościół w Kisielinie na Wołyniu, metalowy detal © chirality

Kościół w Kisielinie na Wołyniu, gdyby mury przemówiły
Kościół w Kisielinie na Wołyniu, gdyby mury przemówiły... © chirality

Barszcz sosnowskiego na Wołyniu
Barszcz sosnowskiego na Wołyniu © chirality

Pomnik Włodka Wołyńskiego we Włodzimierzu Wołyńskim
Pomnik Włodka Wołyńskiego we Włodzimierzu Wołyńskim © chirality

Włodzimierz Wołyński
Włodzimierz Wołyński © chirality

Memoriał poległych na wschodzie Ukrainy, Włodzimierz Wołyński
Memoriał poległych na wschodzie Ukrainy, Włodzimierz Wołyński © chirality

Memoriał we Włodzimierzu Wołyńskim
Memoriał we Włodzimierzu Wołyńskim © chirality

Kościół św. św. Joachima i Anny we Włodzimierzu Wołyńskim
Kościół św. św. Joachima i Anny we Włodzimierzu Wołyńskim © chirality

Hotel w centrum Włodzimierza Wołyńskiego
Hotel w centrum Włodzimierza Wołyńskiego, rowery mile widziane © chirality




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.