Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 230.30km
  • Czas 13:14
  • VAVG 17.40km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 1176m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skok przez trzy granice: Przez Słowację do Polski! Prawie...

Piątek, 19 sierpnia 2016 · dodano: 02.03.2017 | Komentarze 0

Pobudkę zrobiłem dosyć późno, ale po wczorajszym bardzo intensywnym dniu wyszło mi to zdecydowanie na zdrowie. Trochę się ogarnąłem i zszedłem na śniadanie. Sala jadalna w stylu lat 20. minionego stulecia i pasująca do niej ubiorem obsługa. Jajecznica, kawa, pieczywo i niewiarygodnie cienkie plasterki wędliny, które na poranne promienie słońca działały jak pryzmat. Wyszedłem na miasto, by uzupełnić zapasy płynów na dalszą podróż, bo kolejny dzień zapowiadał się upalny. Centrum Mukaczewa bardzo ładne, kameralne i czyste. Wyruszyłem po dziesiątej i drogą M-06 skierowałem się do oddalonego o 50 km Użhorodu. Na ciągnącym się niemiłosiernie wyjeździe z miasta tłoczno, więc z braku pobocza korzystałem momentami z czegoś, co tylko udawało drogę dla rowerów. Dało się odczuć, że klimat w tych rejonach jest zupełnie inny, niż po północnej stronie Karpat. Miałem wrażenie, jakbym był gdzieś zdecydowanie dalej na południu Europy. Za miastem zatrzymałem się i okleiłem plastrem nos, który wczorajszego dnia oparzyłem najbardziej. Zresztą wyglądałem jak szop pracz, bo całą twarz miałem czerwono-brązową z wyjątkiem obszarów chronionych okularami. Pocieszającym było jednak to, że przez cały dzień miałem dostawać słońce generalnie z tyłu. Tuż po opuszczeniu Mukaczewa trafiło się kilka hopek, ale potem do samego Użhorodu płasko. Na prawej flance mijałem jednak konkretne szczyty pasma Makowicy i dobrze, że nikomu nie przyszło przez głowę, aby tamtędy puścić drogę. Przed samym Użhorodem, co stało się już ukraińską tradycją, wyprzedził mnie szosowiec, a jakby tego było mało trochę dalej minąłem ich całą trójkę. Do miasta wjechałem przez jakieś targowisko. Totalny syf, ale nie pozwoliłem, aby pierwsze wrażenie zepsuło moją opinię o tym mieście, bo takie zapyziałe miejsca są wszędzie. Drugie i trzecie wrażenie również zignorowałem, bo asfalty zrobiły się podłe, a do tego ledwo co uniknąłem czołówki z jakimś piratem w ładzie, czy żigulim. Dotarłem do w miarę ładnego centrum (nie tak urokliwego, jak mukaczewskie), kupiłem pocztówki i rozsiadłszy się w jakiejś knajpie, zająłem się pisaniem. Potem podjechałem na główną pocztę i te kartki wysłałem, a przynajmniej tak mi się wydawało. Dziewczę w okienku wzięło ode mnie ich plik i przyjęło zapłatę. Co prawda natychmiast zapaliła mi się czerwona lampka, gdy nie nalepiła na te kartki żadnych znaczków, ale zbeształem siebie za paranoidalną podejrzliwość. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że miałem nosa, bo żadna z kartek nie dotarła do adresatów. Panienka zwyczajnie oskubała mnie na parę groszy, szargając przy tym opinię Poczcie Ukraińskiej. No ale wtedy tego nie wiedziałem, więc w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku udałem się w dalszą drogę. Trochę przyzwyczaiłem się już do dobrych nawierzchni, ale za miastem wbiłem się na trasę H-13 i przez ostatnie 40 km na Ukrainie mogłem się od nich odzwyczaić. Tragedii jednak nadal nie było. W przygranicznym Małym Bereznym zatrzymałem się pod sklepem, w którym pozbyłem się ukraińskich drobniaków co do ostatniej kopiejki. Zaopatrzyłem się w sporo płynów, które musiały mi wystarczyć na całą Słowację i skierowałem się na przejście graniczne. Ukraiński pogranicznik rzucił jedynie okiem na okładkę mojego paszportu i podniósł szlaban. Po słowackiej stronie spora i statyczna kolejka pojazdów, ale okazało się, że rowerem mogę wciskać się przed nimi. Zewnętrzna granica Unii, więc spodziewałem się, że tak gładko nie pójdzie. I rzeczywiście, bo ostra słowacka pograniczka nasłała na mnie celnika. W przeciwieństwie do damy w mundurze, facet okazał się jednak zupełnie normalny. Co prawda wypytywał o szmuglowane papierosy i alkohol, ale do żadnego grzebania po sakwach nie doszło. A że mówił płynnie po polsku, więc skończyło się na kilkuminutowej pogawędce o urokach jazdy rowerem po Ukrainie. W końcu szlaban jednak powędrował w górę i wjechałem do Ubl'i. Ponieważ chciałem przejechać wzdłuż brzegów Zemplínskiej Šíravy, więc w miasteczku odbiłem na południowy-zachód na Sobrance. Na tym odcinku liznąłem wschodni kraniec pasma Wyhorlatu. Apogeum tego lizania nastąpiło za Dúbravą, gdzie zaczął się konkretny podjazd. Jego zwieńczeniem był 12% fragment i pierwsza podczas tego wyjazdu serpentyna. Cieszyłem się z niej jak dziecko. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że następnego dnia serpentyny będą mi wychodzić bokiem. Na podjeździe minąłem się z dwójką górali – w przeciwieństwie do ukraińskich rowerzystów, odpowiedzieli z entuzjazmem na pozdrowienia. W Podhorodzie zacząłem zjazd i za Tibavą moim oczom ukazała się płaska jak stół, otwarta przestrzeń Niziny Wschodniosłowackiej. W Sobrancach miałem skręcić na południe, aby przejechać Zemplínską Šíravę wzdłuż północnego brzegu, bo na mapie droga zdawała się przebiegać tam bardzo blisko niego. Zagapiłem się jednak, bo rozbawił mnie jakiś słowacki szyld. Gdy w końcu zorientowałem się, że coś jest nie tak, ujechałem już tak daleko, że nie chciało mi się zawracać. Chcąc nie chcąc pojechałem więc na Michalovce. Ten nawigacyjny błąd wyszedł mi jednak na dobre, bo okazało się, że akwen otoczony jest wysokim wałem. Na północnym brzegu i tak najprawdopodobniej nie byłoby wiele z jezdni widać. Przed miejscowością Lúčky odbiłem z głównej drogi i asfaltowym traktem dotarłem pod stromy wał. Rower zostawiłem u jego podnóża i wspiąłem się nań bez balastu. Okazało się, że zaletą objeżdżania Zemplínskiej Šíravy wzdłuż południowego brzegu jest panorama piętrzących się na północy najwyższych szczytów Wyhorlatu. Słońce chyliło się już ku zachodowi, więc chcąc nie chcąc ruszyłem w dalszą drogę. Za Michalovcami, na granicy Pogórza Wschodniosłowackiego, zrobiłem przerwę na przygotowania do nocnej jazdy. W sumie końcowe 70 km tego dnia okazało się pełne wrażeń. Pożegnałem płaskie, skierowałem się na północ i w resztkach światła mogłem podziwiać majaczący w oddali Beskid Niski. Niski – ten przymiotnik bardzo mi się podobał. Przez cały czas wypatrywałem na horyzoncie najniższej z możliwych przełęczy w nadziei, że właśnie na nią będę się wspinał. Po zachodzie słońca zrobiło się zdecydowanie zimniej i bardzo wilgotno. Sakwy i rower aż błyszczały od kondensującej na nich wilgoci. Rozgwieżdżone niebo i prawie pełna tarcza Księżyca rozjaśniały ciemności i w ich świetle mogłem dostrzec zarysy stad dzikich zwierząt przemykających skrajem lasów. Przejeżdżałem przez uśpione wioski, w których witało mnie psie darcie pysków. W myślach zacząłem już wychwalać słowacki porządek, bo czworonogi zdawały się nie szwendać luzem po okolicy. Nie to co w Polsce. Pochwały okazały się jednak przedwczesne, bo na rogatkach jakiejś wsi dwa psy ruszyły za mną w pościg. O pokonaniu ich prędkością nie było mowy, więc jechałem swoje, oślepiając je jedynie mocnym światłem lampki. Pomogło. Do Medzilaborców piąłem się konsekwentnie w górę, ale podjazd był niepokojąco łagodny. Niepokojąco, bo znajdowałem się coraz bliżej biegnącej przez Przełęcz Beskid nad Radoszycami granicy, ale byłem tak nisko, że perspektywa ostrej końcówki stawała się bardzo realna. I rzeczywiście, za Palotą nachylenie zaczęło odczuwalnie rosnąć. Byłem cholernie senny i nie chcąc tego wszystkiego przeciągać postanowiłem dotrzeć do szczytu za jednym zamachem. W świetle Księżyca zdawało mi się, że siodło przełęczy jest tuż, tuż. Pomimo niskiej temperatury zrobiło się wyjątkowo gorąco, a puls zacząłem odczuwać całym ciałem. Koniec końców ostra końcówka podjazdu mnie złamała i musiałem przystanąć. Cała sytuacja zaczynała wydawać się surrealistyczna. Po pierwszej w nocy siedziałem przy rowerze na jakimś górskim odludziu w pobliżu granicy państwowej. Żałuję, że nie miałem wtedy na sobie pulsometru, bo w momencie, w którym podjazd mnie wypluwał jechałem zapewne na maksymalnym tętnie. Po odpoczynku doturlałem się do szczytu jadąc wężykiem od ściany do ściany. Ponieważ balansowałem na granicy jawy i snu, chciałem jedynie zjechać do Polski i gdzieś w okolicach Radoszyc zatrzymać się na nocleg. Na szczycie przełęczy zamajaczyły jednak zarysy wiaty. Decyzję podjąłem błyskawicznie i pięć minut później zasypiałem zapakowany pod jej dachem w śpiwór.
Podsumowując, dzień bardzo intensywny. Pogoda dopisała i jazda za dnia była czystą przyjemnością. Nocą zrobiło się trochę bardziej hardkorowo, ale z perspektywy czasu muszę przyznać, że to też miało swój urok. Koniec końców nie udało mi się przeskoczyć Słowacji (wiata, w której spędziłem noc znajdowała się kilkanaście metrów od linii granicznej). Dobrze się jednak stało, bo nocny zjazd do Radoszyc z pewnością by mnie mocno wychłodził. No i pierwszy nocleg na granicy państwowej to też nie byle co.


Okolice Kajdanowa z widokiem na Antałowiecką Polianę (968 m) i Makowicę (978 m)
Okolice Kajdanowa z widokiem na Antałowiecką Polianę (968 m) i Makowicę (978 m) © chirality

Okolice Dubriwki z Antałowiecką Polianą i Tokarnią w tle
Okolice Dubriwki z Antałowiecką Polianą i Tokarnią w tle © chirality

Serednie na tle Antałowieckiej Poliany
Serednie na tle Antałowieckiej Poliany © chirality

Pagórki przed Niżnym Sołotwinem
Pagórki przed Niżnym Sołotwinem © chirality

Przedmieście Użhorodu z majaczącym w oddali pasmem Wyhorlatu
Przedmieście Użhorodu z majaczącym w oddali pasmem Wyhorlatu © chirality

Raczej z młynka
Raczej z młynka © chirality

Użhorod
Użhorod © chirality

Jakaś urczystość pod cerkwią w Użhorodzie
Jakaś urczystość pod cerkwią w Użhorodzie © chirality

Kamieniołomy w Kamianicy
Kamieniołomy w Kamianicy © chirality

Kosmatec (582 m) na granicy ukraińsko-słowackiej
Kosmatec (582 m) na granicy ukraińsko-słowackiej © chirality

Spojrzenie wstecz na pasmo Wyhorlatu
Spojrzenie wstecz na pasmo Wyhorlatu © chirality

Otwarta przestrzeń Niziny Wschodniosłowackiej
Otwarta przestrzeń Niziny Wschodniosłowackiej © chirality

Wyhorlat (1076 m)
Wyhorlat (1076 m) © chirality

Lúčky
Lúčky © chirality

Boczna droga nad Zemplínską Šíravę z wzgórzami Wyhorlatu w tle
Boczna droga nad Zemplínską Šíravę ze wzgórzami Wyhorlatu w tle © chirality

Wysoki wał Zemplínskiej Šíravy
Wysoki wał Zemplínskiej Šíravy © chirality

Mój rower nad Zemplínską Šíravą
Mój rower nad Zemplínską Šíravą © chirality

Zemplínska Šírava
Zemplínska Šírava © chirality

Zemplínska Šírava na tle Gór Skańskich
Zemplínska Šírava na tle Gór Skańskich © chirality

Zemplínska Šírava na tle pasma Wyhorlatu
Zemplínska Šírava na tle pasma Wyhorlatu © chirality

Zmierzch za Michalovcami z Gorami Skańskimi w tle
Zmierzch za Michalovcami z Gorami Skańskimi w tle © chirality

Góry Humieńskie
Góry Humieńskie © chirality

Noc w Górach Humieńskich
Noc w Górach Humieńskich © chirality





Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.