Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



  • DST 219.02km
  • Czas 12:48
  • VAVG 17.11km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 1363m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Skok przez trzy granice: W Bieszczady!

Sobota, 20 sierpnia 2016 · dodano: 18.03.2017 | Komentarze 0

Noc upłynęła spokojnie. Co prawda około piątej podjechał na parking jakiś rodak z włączonym na całe gardło disco polo, ale nie zabawił tam długo. Ze względu na szaleństwa poprzedniej nocy, dzisiaj pospałem nieco dłużej. Przeniosłem się jedynie na drugą ławę wiaty, aby wschodzące słońce mieć prosto w twarz – te kilka promyków robiło ogromną różnicę. Koniec końców musiałem jednak wstać, bo samochody zaczęły zatrzymywać się na przełęczy coraz częściej. W dalszą drogę ruszyłem dopiero po dziewiątej. Przekroczyłem nareszcie granicę i przyjemnym zjazdem po serpentynach skierowałem się na Radoszyce. Czyste niebo zapowiadało kolejny upalny dzień i szybkie uzupełnienie płynów stało się priorytetem, bo po ukraińskich zapasach pozostało już tylko wspomnienie. Podszedłem do tego jednak zbyt nonszalancko, bo tuż po przekroczeniu granicy zignorowałem święte radoszyckie źródełko, gdyż żal mi było energii kinetycznej, której nabrałem na zjeździe. Idiotyzm. Za Radoszycami rozpościerał się przede mną widok na Bieszczady – połoniny, szczyty i nitka jezdni. Nic więcej. Przeleciało mi przez głowę, że Lidla w tych okolicach raczej nie będzie. A napić się jednak wypadało. Nie wyglądało to dobrze, ale za Osławicami pojawił się szyld lokalnego producenta serów, którego bacówki stały niedaleko od drogi. Pomyślałem, że taki ser trzeba czymś popijać, więc pewnie jakieś napoje tam będą. Były. Objadając się serem i popijając go przyjemnie mokrą oranżadą obserwowałem rzucającego mięsem, w sensie przenośnym, bacę. Gdzieś hen na łąkach dostrzegł łażące owce, których nie powinno tam być. Klnąc na czym świat stoi wsiadł na rower i odjechał. Minęło kilka minut nim ruszyłem jego śladem. Dogoniłem go bardzo szybko, bo wszystkie podjazdy brał z buta. Kilka kilometrów dalej zobaczyłem reklamę jakiejś knajpy w Nowym Łupkowie i postanowiłem zjeść tam normalne śniadanie. Zboczyłem z głównej drogi, ale zamiast wyszynku znalazłem w miasteczku otwarty sklep. Dobre i to. Nie bawiłem się w subtelności i zaserwowałem sobie śniadanie mistrzów – pół chleba, pęto kiełbasy i serek topiony. Po chwili nadjechał baca. Okazało się, że nie działa mu przednia przerzutka i z konieczności porusza się po górzystej okolicy na dużej tarczy. Zły pomysł. Po śniadaniu zapakowałem w sakwy duży zapas płynów i ruszyłem przed siebie. W Woli Michowej minąłem jakiegoś sakwiarza stojącego pod drewnianym kościołem. Gdy po kilku kilometrach obejrzałem się za siebie, zobaczyłem, że mocno się spina, aby mnie dojść. W swojej naiwności myślałem, że szuka towarzystwa, więc zwolniłem. Facet jednak przemknął obok mnie rzucając jakiś frazes o pięknej pogodzie i bez zmiany rytmu cisnął dalej. I wtedy mnie oświeciło, że są jednak rowerzyści, którzy się zawsze z każdym ścigają. Nawet z sakwami w Bieszczadach, gdy z nieba leje się żar. Za Maniowem dosyć konkretny podjazd po serpentynach na przełęcz Przysłup, ale potem przyjemny kilkukilometrowy zjazd do Cisnej. Nie zabawiłem tam długo, bo tłok niemiłosierny. Wbiłem się na Wielką Pętlę Bieszczadzką i ruszyłem w kierunku Baligrodu. Za Cisną kolejny długi podjazd na Przełęcz nad Habkowcami, ale później ponownie kilometrami z górki. W Jabłonkach zatrzymałem się przed pomnikiem tego, który się kulom nie kłaniał i któremu nie wyszło to na zdrowie. Właściwie to podczas przekraczania Bieszczadów stawałem praktycznie pod każdym pomnikiem upamiętniającym walkę z UPA. Była to w pewnym sensie kontynuacja przejażdżki sprzed kilku dni po Wołyniu. Kolejny dłuższy postój zrobiłem przy szemranym czołgu na rynku w Baligrodzie. Naszła mnie nawet ochota na odwiedzenie tamtejszego kirkutu, do którego miejscowi pokazali mi drogę. Podejście było jednak tak strome, że po kilkuset metrach pchania roweru odpuściłem. Ruszyłem w dalszą drogę doliną Jabłonki i Hoczewki, w której naprawdę można było zapomnieć, że w Bieszczadach są jakieś podjazdy. Przypomniałem sobie o nich w Hoczwi, gdzie skręciłem na wschód na Małą Obwodnicę Bieszczadzką i skierowałem się do Polańczyka. Wygrzebywanie się z doliny rzeki wiązało się z pokonaniem serii krótkich, ale stromych podjazdów. Gdy w połowie jednego z nich zrobiłem postój, miałem potem problem z ruszeniem - samochodów kręciło się tam tyle, że nie dawało się przejechać pierwszych kilku metrów pod mniejszy gradient w poprzek jezdni. W Myczkowie odbiłem na Solinę i po zawijasach zjechałem w pobliże zapory. Na każdym obscenicznie ujemnym gradiencie błogosławiłem w myślach ukraińskiego mechanika, który w Stryju poratował mnie klockami hamulcowymi. Nad Jeziorem Solińskim masa wszelkiej maści kramów, tłumy ludzi i hałas. Widoki z zapory jednak to w pewnym stopniu rekompensowały. Ale nie na tyle, aby zabawić tam dłużej. Ruszyłem na Lesko spodziewając się ciągłych zjazdów, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. W końcu jednak tam dotarłem i na placu w centrum zrobiłem przerwę. Jak dotąd przejechałem jedynie 100 km, a dochodziła osiemnasta. Cóż, kilometry w górach są znacznie dłuższe, niż na nizinach. Poobserwowałem przez chwilę kota próbującego nieudolnie polować na gołębie i udałem się w kierunku Sanoka. Początkowo było trochę hopek, jednak nie umywały się one do tych bieszczadzkich. Do tego po przekroczeniu doliny Sanu zdecydowanie spuściły z tonu. W Sanoku zatrzymałem się przed Biedronką po baterie do nawigacji, która rzęziła ostatkiem sił. Bardzo nie lubię zostawiać roweru przed takimi sklepami, ale cóż było robić. Jak na złość wewnątrz istny PRL – tłumy klientów i tylko jedna czynna kasa. Myślałem, że takie klimaty są już tylko na pocztach. Roweru jednak nikt nie ukradł, więc mogłem sobie nim pojechać dalej. Za Jurowcem zrobiłem krótki postój, aby przygotować się do jazdy nocnej i ruszyłem na Rzeszów. Starałem się nie robić już długich przerw i jedynie w Domaradzu zatrzymałem się przed sklepem. Do Rzeszowa dotarłem już po północy. Ogromne, że tak powiem, wrażenie zrobił na mnie podświetlony most im. Mazowieckiego. I nie chodzi o jego modernistyczny wygląd i iluminację. Cały był w pajęczynach, a że nad Wisłokiem fruwało pełno robactwa, więc budowniczy tychże pajęczyn byli solidnych rozmiarów. Z pełnymi brzuszkami wylegiwali się w centrum swoich budowli, czekając na kolejny posiłek. Jeszcze nigdy nie widziałem tysięcy pająków w jednym miejscu. Fascynujące, a jednocześnie obrzydliwe. Za dnia tego przedstawienia nie widać, bo objawia się ono jedynie nocą w świetle reflektorów, i pewnie dlatego miasto nic z tym nie robi. A powinno. Za miastem nawigacja próbowała mnie wyprowadzić na ekspresówkę, ale pomimo późnej pory się nie skusiłem. Objechałem ten odcinek przez Jasionkę i w Stobiernej wbiłem się na, już zdegradowaną do stopnia krajówki, dziewiętnastkę. Początkowo miałem w planach jechać przez noc do Lublina, ale o drugiej w nocy dotarło do mnie, że nic z tego nie będzie i w Nienadówce zakończyłem jazdę. Zapakowałem się w śpiwór na jakimś przystanku i przez kilka godzin mogłem śnić o wielkich, tłustych pająkach.
Podsumowując, dzień bardzo intensywny. Moja pierwsza wizyta w Bieszczadach zdecydowanie udana, bo uroki tej krainy są niezaprzeczalne. Sporo podjazdów i to o gradientach, których na Ukrainie nie było mi dane doświadczyć. No ale wszystko jest dla ludzi. Upalnie, ale południowy wiatr generalnie sprzyjał. Do tego wpadło 18 nowych gmin, co przy dystansie lekko powyżej 200 km to prawie darmo.

Świt na Przełęczy Beskid nad Radoszycami
Świt na Przełęczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Wiata na Przełeczy Beskid nad Radoszycami
Wiata na Przełeczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Stary słup graniczny na Przełęczy Beskid nad Radoszycami
Stary słup graniczny na Przełęczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Na Przełęczy Beskid nad Radoszycami
Na Przełęczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Tablica informacyjna Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej na Przełęczy Beskid nad Radoszycami
Tablica informacyjna Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej na Przełęczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Zjazd na Słowację z Przełeczy Beskid nad Radoszycami
Zjazd na Słowację z Przełeczy Beskid nad Radoszycami © chirality

Tuż przed startem
Tuż przed startem © chirality

Zjazd do Radoszyc
Zjazd do Radoszyc © chirality

Między Osławicą a Nowym Łupkowem
Między Osławicą a Nowym Łupkowem © chirality

Okolice Nowego Łupkowa
Okolice Nowego Łupkowa © chirality

Bieszczadzkie wertepy
Bieszczadzkie wertepy © chirality

Osława w okolicach Woli Michowej
Osława w okolicach Woli Michowej © chirality

Lider Pierwszego Bieszczadzkiego Wyścigu Sakwiarskiego
Lider Pierwszego Bieszczadzkiego Wyścigu Sakwiarskiego © chirality

Bieszczadzka kolejka z szambowozem w tle
Bieszczadzka kolejka z szambowozem w tle © chirality

Bieszczadzkie anioły w Cisnej
Bieszczadzkie anioły w Cisnej © chirality

Takie podjazdy to lubię
Takie podjazdy to lubię © chirality

Pomnik upamiętniający żołnierzy poległych w zasadzce UPA (1.4.1947 r.) pod Łubnem k/Jabłonek
Pomnik upamiętniający żołnierzy poległych w zasadzce UPA (1.4.1947 r.) pod Łubnem k/Jabłonek © chirality

Tablica informacyjna przy pomniku w Łubnem k/Jabłonek
Tablica informacyjna przy pomniku w Łubnem k/Jabłonek © chirality

Wjazd do Jabłonek
Wjazd do Jabłonek © chirality

Bieszczadzka serpentyna
Bieszczadzka serpentyna © chirality

Pomnik Karola Świerczewskiego Waltera w Jabłonkach
Pomnik Karola Świerczewskiego Waltera w Jabłonkach © chirality

Świerczewski z profilu
Świerczewski z profilu © chirality

Pomnik upamiętniający ofiary UPA w Baligrodzie
Pomnik upamiętniający ofiary UPA w Baligrodzie © chirality

Tablica informacyjna w Baligrodzie
Tablica informacyjna w Baligrodzie z bardzo ugrzecznionym tłumaczeniem ukraińskim © chirality

Szemrany czołg w Baligrodzie
Szemrany czołg w Baligrodzie © chirality

Detal czołgu w Baligrodzie
Detal czołgu w Baligrodzie © chirality

Cmentarz wojskowy w Baligrodzie
Cmentarz wojskowy w Baligrodzie © chirality

Cmentarz wojskowy w Baligrodzie
Cmentarz wojskowy w Baligrodzie © chirality

Cmentarz wojskowy w Baligrodzie
Cmentarz wojskowy w Baligrodzie © chirality

Hoczewka w Hoczwi
Hoczewka w Hoczwi © chirality

Jezioro Solińskie
Jezioro Solińskie © chirality

Fauna w Jeziorze Solińskim
Fauna w Jeziorze Solińskim © chirality

Jezioro Solińskie
Jezioro Solińskie © chirality

Pan Samochodzik na Jeziorze Solińskim
Pan Samochodzik na Jeziorze Solińskim © chirality

San poniżej zapory w Solinie
San poniżej zapory w Solinie © chirality

Zapora w Solinie
Zapora w Solinie © chirality

Rowery na tory!
Rowery na tory! © chirality

Bieszczadzkie drezyny rowerowe w Uhercach
Bieszczadzkie drezyny rowerowe w Uhercach © chirality

Pomnik w Lesku
Pomnik w Lesku © chirality

Zachód słońca w okolicach Jurowca
Zachód słońca w okolicach Jurowca © chirality

Zmierzch
Zmierzch © chirality

Zmierzch w okolicach Jurowca
Zmierzch w okolicach Jurowca © chirality

Oświetlony most im. Mazowieckiego w Rzeszowie
Oświetlony most im. Mazowieckiego w Rzeszowie © chirality

Rzeszowski pająk
Rzeszowski pająk © chirality

Czekając na kolację
Czekając na kolację © chirality

Pająki na moście im. Mazowieckiego w Rzeszowie
Pająki na moście im. Mazowieckiego w Rzeszowie © chirality




Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentowanie jest wyłączone.