Info

Więcej o mnie.

2020

2019

2018

2017

2016

2015

2014


Moje rowery
Wykresy roczne

+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2016
Dystans całkowity: | 3212.62 km (w terenie 41.00 km; 1.28%) |
Czas w ruchu: | 154:16 |
Średnia prędkość: | 20.83 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.20 km/h |
Suma podjazdów: | 11101 m |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 114.74 km i 5h 30m |
Więcej statystyk |
- DST 376.94km
- Czas 15:01
- VAVG 25.10km/h
- VMAX 43.70km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 569m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Siemiatycze
Wtorek, 9 sierpnia 2016 · dodano: 10.01.2017 | Komentarze 0
Trochę wahałem się czy wyruszać w podróż, bo prognoza pogody na druga część dnia była kiepska. Koniec końców postanowiłem jednak zaryzykować. W planach było przede wszystkim dotarcie do nowego województwa, podlaskiego, jak i zaliczenie dużego skupiska gmin północno-wschodniej rubieży województwa lubelskiego. Wyjechałem o 5 rano razem ze wschodem słońca i warto było, bo widoki zapierały dech. Do Łęcznej turlałem się pod ostre światło naszej gwiazdy i czułem się trochę niepewnie, bo skoro oślepiało mnie, to i kierowcy jadący za mną też niewiele widzieli. Kilka kilometrów przed miastem wyprzedził mnie ciągnik z przyczepą wypełnioną zbożem. Siadłem mu na kole i miałem nadzieję, że nie tylko najlepsze ceny w skupie są w Siemiatyczach, ale i kierowca o tym wie. Niestety, w Łęcznej nasze drogi się rozeszły. Trasa do Włodawy bardzo przyjemna – płasko jak stół, dobra nawierzchnia, niewielki ruch samochodowy i piękna pogoda. Czego można chcieć więcej? W mieście termometr wskazywał już 22 stopnie. Zrzuciłem z siebie, co się dało i w dalszą podróż wyruszyłem już na krótko. Na wyjeździe z Włodawy zza węgła wyskoczyła DDR, na którą karnie się wtoczyłem. I całe szczęście, bo za mną snuł się akurat radiowóz. Do Janowa Podlaskiego moja trasa pokrywała się generalnie ze szlakiem Green Velo. I w szczególności odcinek do Sławatycz okazał się rewelacyjny. Asfalt na DDR lepszy, niż na jezdni. Kilka razy mijałem też MOR'y z wieżami widokowymi. Wydają się one dobrymi miejscami na sakwiarskie noclegi. W Hannie zrobiłem pierwszy dłuższy postój na uzupełnienie płynów. Za Sławatyczami większość trasy nadal dobrej jakości, chociaż już raczej wąskimi jezdniami. Ruch w miarę spokojny, ale i tak dwóch gości jadących z naprzeciwka próbowało wyprzedzać na trzeciego. Skończyło się na strachu, bo obaj kierowcy w ostatniej chwili porzucili niebezpieczny manewr. Na tym odcinku mijałem masę sakwiarzy. Ze względu na bliskość granicy z Białorusią, sporo patroli Straży Granicznej zatrzymujących losowo samochody. Na wysokości Kukuryków nadziałem się na szemranej jakości wiadukt nad DK68. Nie dało się po tym jechać szosówką ze względu na szerokie szczeliny. Do tego drewniana kładka na poboczu, z której musiałem skorzystać, lata świetności miała już dawno za sobą. Szedłem więc po niej ostrożnie, jak po kruchym lodzie. W Janowie Podlaskim zrobiłem kolejną krótką przerwę pod sklepem, ale szybko stamtąd uciekłem, bo ktoś chciał mnie zrobić szefem stadniny koni. Rzekomo fakt, że w dzieciństwie oglądałem serial „Karino” czynił mnie idealnym kandydatem na tę fuchę. Za Zakalinkami wjechałem do województwa mazowieckiego, a w Sarnakach wbiłem się na krajową dziewiętnastkę. Droga tragiczna, bo pozbawiona pobocza, z kiepskim asfaltem i obłędnym natężeniem ruchu. Przekroczyłem Bug i po raz pierwszy znalazłem się rowerem w województwie podlaskim. Zrobiłem krótki postój na zdjęcie pod tablicą graniczną, otarłem łzy wzruszenia i ruszyłem w dalszą drogę, by po około 10 km dotrzeć do centrum Siemiatycz. Rozsiadłem się tam na długo, zbyt długo. W tym czasie pogoda zdążyła zmienić się diametralnie i niebo zaciągnęło się ciężkimi chmurami. Siemiatycze ewidentnie cierpią na brak obwodnicy. Biegnąca przez ich serce ruchliwa krajówka powoduje rozjechanie miasta przez ciężarówki. Przekonałem się o tym na własnej skórze, gdy udałem się w drogę powrotną. W ciągu minuty dwa razy wyprzedziły mnie tiry z przyczepami, które zajechały mi ogonem drogę podczas zbyt wczesnego zjeżdżania do prawej. Robiły tak, gdyż przy przejściach dla pieszych znajdują się tam na środku jezdni wysepki. Tak czy owak, parszywe uczucie, gdy tyle ton rozpędzonej stali wciska człowieka w krawężnik. Z tego powodu już nie mogłem doczekać się ponownego przekroczenia Bugu, za którym z ulgą opuściłem tymczasowo DK19 skręcając na zachód w kierunku Mężenina. Zrobiło się o wiele spokojniej, ale drogi generalnie były w tych rewirach, mówiąc delikatnie, parszywej jakości. Kilka kilometrów przed Łosicami niebo kotłowało się już na potęgę, a w oddali pojawiły się złowieszcze błyskawice. Miałem nadzieję, że zdążę do centrum miasta przed zlewą. Już widziałem wieżę kościoła w centrum i dlatego zignorowałem znajdujący się na poboczu zadaszony przystanek. Okazało się to brzemiennym w skutkach błędem, bo w kilka chwil zerwał się huraganowy wiatr i otworzyło się niebo. Świata nie było widać. Dosłownie w kilka sekund byłem przemoczony do suchej nitki, a wiatr nie pozwalał jechać z rozsądną prędkością. Walące dookoła błyskawice dodawały tej sytuacji swoistego kolorytu. Desperacko szukałem jakiegoś schronienia i w końcu na rogatkach miasta zajechałem pod jakiś sklep. Letnia burza, więc bardzo krótka. Po kilku minutach ponownie jak gdyby nigdy nic wyszło słońce, a niebo przyozdobiła podwójna tęcza. Ruszyłem w dalszą drogę i dzięki temu, że było jeszcze stosunkowo ciepło, przemoczenie nie było jakimś wielkim problemem. Potem aż do zachodu słońca tęcza pojawiała się to tu, to tam. Trochę mnie to martwiło, bo oznaczało, że deszcze w tych rewirach nie odpuszczały. W Mszannie przed kolejnym wjazdem na DK19 zorientowałem się, że zgubiłem nogawki, które wiozłem w tylnej kieszeni. Cóż było robić, zawróciłem, ale szczęśliwie znalazłem je bardzo szybko. Żeby sytuacja się jednak nie powtórzyła, postanowiłem je założyć. Na krótkim odcinku krajówką ponownie jazda z duszą na ramieniu. W Kopcach z ulgą skręciłem w boczne drogę, tradycyjnie już kiepskiej jakości. Chyba właśnie w tej okolicy trafiłem na istną karykaturę jezdni z niebosko zmaltretowany betonem (nie pamiętam dokładnie, gdzie to było, ale po danych prędkości mogę podejrzewać, że między Huszlewem a Kobylanami). Jazda po czymś takim byłaby niekomfortowa nawet góralem. Nie wiem, jakim cudem nie złapałem tam kapcia, ani nie straciłem szprychy, albo nawet ramy. Za Wygnankami opuściłem województwo mazowieckie i znalazłem się w macierzy. Teraz czekało mnie meandrowanie po okolicy w celu zaliczania kolejnych gmin. Jakość dróg generalnie bez zmian. W Leśnej Podlaskiej zakaz ruchu rowerowego i śmieszna DDR. Podobnie było w kilku innych małych miejscowościach na trasie. W okolicy Nowinek zaczęło się ściemniać na dobre. Za Rokitnem pojawił się po raz kolejny zmaltretowany do bólu beton. Kląłem na niego jak szewc, więc w rewanżu przeszedł on na skraju lasu w grząską gruntówkę, po której nie dało się już jechać. Konsultacja z mapą pokazała, że do Kijowca było kilka kilometrów lasem. Ponieważ nie uśmiechało mi się brać tego odcinka nocą z buta, więc wycofałem się na z góry upatrzone pozycje i objechałem ten kawałek przez Koczukówkę. Ponownie zaczął padać deszcz, a do tego po skręcie w Kijowcu na południe zorientowałem się, że jadę prosto w gwałtowną burzę. Deszcz i niebo w konwulsjach – to lubię. Wiedziałem, że w takich warunkach długo nie pociągnę i po wjeździe do Tucznej odpuściłem dalszą jazdę. Ulokowałem się na zadaszonym przystanku z zamiarem przeczekania do świtu. Nocka zimna, więc w myślach beształem siebie, za niezabranie z domu folii NRC. Opis końcówki tego wyjazdu tutaj.
Wschód słońca w Lublinie © chirality

Green Velo między Włodawą a Sławatyczami © chirality

MOR na Green Velo w okolicach Sławatycz © chirality

Cerkiew w Sławatyczach © chirality

Podlaski krajobraz © chirality

Żniwa z bocianami © chirality

Terespol © chirality

Wiadukt nad DK68 w okolicach Kukuryków © chirality

Janów Podlaski © chirality

Na granicy województw lubelskiego i podlaskiego © chirality

Most na Bugu przed Siemiatyczami © chirality

Fontanna w Siemiatyczach © chirality

Podwójna tęcza w Łosicach © chirality

DDR w Leśnej Podlaskiej © chirality

Zachód słońca na Podlasiu © chirality
- DST 23.70km
- Czas 00:47
- VAVG 30.26km/h
- VMAX 44.50km/h
- Temperatura 27.0°C
- Podjazdy 64m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Poniedziałek, 8 sierpnia 2016 · dodano: 11.08.2016 | Komentarze 0
Zamontowałem po raz pierwszy lemondkę w szosówce i przejechałem się dookoła Zalewu. Nie czułem się zbyt pewnie, gdy kładłem się na niej, ale to raczej kwestia przyzwyczajenia i regulacji. Do tego na trasie wielu rowerzystów, więc jazda z dłońmi daleko od klamek hamulcowych to jednak lekkie ryzyko. Kategoria <50, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 103.92km
- Czas 03:33
- VAVG 29.27km/h
- VMAX 40.20km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 284m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki × 7
Niedziela, 7 sierpnia 2016 · dodano: 07.08.2016 | Komentarze 0
Wczoraj deszczowo, więc z konieczności siedziałem w domu i kibicowałem naszym kolarzom na Olimpiadzie. Warto było, bo wyścig bardzo emocjonujący od samego startu, aż do mety. Dobrze, że byłem sam w domu, bo od upadku Nibalego i Henao, gdy Rafał Majka został samotnym liderem, zdzierałem sobie gardło słownictwem powszechnie uważanym za niecenzuralne. Dzisiaj pogoda się poprawiła, więc pojechałem nad Zalew przekręcić siedem kółek, czyli tradycyjną setkę. Od kilku dni odczuwam lekki ból pod prawą rzepką, więc wolałem nie przesadzać z obciążeniem. I dobrze się złożyło, bo na trasie masakryczne tłumy. Do tego bardzo internacjonalistyczne. Wyprzedzałem między innymi sporą grupę Ukraińców i parę Włochów. -Attenzione! Attenzione! - krzyknąłem do Włochów, którzy wybuchnęli na to gromkim śmiechem. Z fauny spotkałem w Dąbrowie jedynie galopującego wzdłuż jezdni lisa. Sympatyczna mordka. Do domu wróciłem jeszcze za dnia na ostatnie 50 km wyścigu kobiet na Olimpiadzie. Oglądając go złapałem się na myśli, że w porównaniu z mężczyznami kobiety były na końcowych podjazdach i zjazdach znacznie wolniejsze. No ale po masakrycznym upadku Annemiek van Vleuten tę myśl czym prędzej porzuciłem. Mam nadzieję, że dziewczyna z tego wyjdzie. Wczoraj mężczyźni też na tym zjeździe koziołkowali na wysokich krawężnikach, ale żaden upadek nie wyglądał aż tak źle. Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 103.77km
- Czas 03:30
- VAVG 29.65km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 302m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki × 7
Piątek, 5 sierpnia 2016 · dodano: 11.08.2016 | Komentarze 0
Dawno nie jeździłem na szosówce (ostatni raz 16 czerwca), więc był już najwyższy czas, aby sobie przypomnieć, jak to się robi. Dzień upalny, więc odwlekałem wyjazd, ile się dało. Mimo że dom opuściłem po siedemnastej, na termometrze nadal było 29 stopni. Pojechałem nad Zalew przekręcić standardowe siedem kółek. Jechało się generalnie tak sobie, mówiąc oględnie. Co prawda na zachodnim brzegu bujałem się z południowym wiatrem, który jednak pod wieczór osłabł i do tego zmienił kierunek. Na pierwszym kółku, jak i jednym z następnych, przepłoszyłem w tym samym rewirze w Dąbrowie siedzącego w trawie orła. Za drugim razem dzierżył jakąś zdobycz w pysku. Piękny i sporych rozmiarów ptak. Na trasie było trochę sytuacji niebezpiecznych. Raz wyjechał mi z lasu pod koła samochód. Na szczęście zajął jedynie część DDR, więc byłem w stanie go objechać, bo inaczej wylądowałbym na masce. Innym razem kobiety, które regularnie karmią lokalne koty, spowodowały wśród swoich podopiecznych lekkie podekscytowanie. No i jeden z nich wyskoczył mi znienacka pod koła. Nie zareagowałem wcale, bo nie było na to czasu, ale to dobrze, bo kot w ostatniej chwili uskoczył. Na piątym kółku przejechałem spory kawałek z jakimś szosowcem po zmianach. Gdy wiozłem się na kole, sumiennie pokazywał wszelkie zagrożenia na trasie. Oczywiście zupełnie niepotrzebnie, bo co jak co, ale rundkę dookoła Zalewu znam na pamięć. Na szóstym kółku zaczęły się nad Zalewem żniwa. Dwa kombajny łykały łany zboża, aż miło. Lublin to taka większa wieś, co też ma swój urok. Pewnie niedługo rolnicy z Lublina będą zbierać też kukurydzę. Na siódmym kółku żniwa nadal trwały, ale do tego robiło się już ciemno. Dojazd do domu z konieczności bez okularów, bo inaczej nic bym nie widział, więc żerujące nad Bystrzycą hordy robactwa dały się we znaki. Do bazy dotarłem równo z nocą, co przyjąłem z ulgą, bo jechałem bez oświetlenia. Zdrowo się ujechałem, ale miło było pokręcić na rowerze i nie martwić się o skaczący na kasecie łańcuch. Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 24.03km
- Teren 1.00km
- Czas 00:55
- VAVG 26.21km/h
- VMAX 38.20km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 62m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Czwartek, 4 sierpnia 2016 · dodano: 12.08.2016 | Komentarze 0
Tradycyjna pętelka dookoła Zalewu w przyjemnie ciepły wieczór. Całą trasę przejechałem na średniej tarczy, bo tylko na niej mogę dobrać z zajechanej kasety jakieś rozsądne przełożenia. Niby na kilku zjazdach wypadało wrzucić na blat, ale zwyczajnie mi się nie chciało. Nadrabiałem więc kadencją, co wyglądało nieco komicznie.- DST 24.10km
- Teren 1.00km
- Czas 00:54
- VAVG 26.78km/h
- VMAX 38.70km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Środa, 3 sierpnia 2016 · dodano: 03.08.2016 | Komentarze 0
Wieczorna przejażdżka dookoła Zalewu. Aura bardzo przyjemna i zapewne dlatego na trasie masa rowerzystów. Dzień staje się odczuwalnie krótszy, bo do domu zawinąłem w lekkiej szarówce. Szkoda.- DST 24.17km
- Teren 1.00km
- Czas 01:00
- VAVG 24.17km/h
- VMAX 39.40km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 64m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Wtorek, 2 sierpnia 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 0
Pętelka dookoła Zalewu. Przejechałem kawałek lasem, ścieżkami zrujnowanymi kilka dni temu przez ciężki sprzęt. Rowerzyści i piesi zaczynają je z powrotem ubijać, więc może powoli wrócą one do jako takiego stanu.
Łódki na Zalewie Zemborzyckim © chirality

Odbicie © chirality

Para owadów © chirality

Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
- DST 24.02km
- Czas 01:08
- VAVG 21.19km/h
- VMAX 32.90km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 52m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Poniedziałek, 1 sierpnia 2016 · dodano: 07.09.2016 | Komentarze 0
Pętelka dookoła Zalewu z aparatem w sakwie. Pogoda znacznie bardziej stabilna, niż wczoraj, więc można było kręcić bez ciągłego patrzenia w niebo.
Lublin: Wycinka lasu pod nową DDR w Dąbrowie © chirality

Grzybek w Dąbrowie © chirality

Armia kijkowców w Lublinie © chirality

Sera i tak nie będzie © chirality