Info
Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.Więcej o mnie.
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
Moje rowery
Wykresy roczne
+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w kategorii
dzień
Dystans całkowity: | 41096.61 km (w terenie 931.90 km; 2.27%) |
Czas w ruchu: | 1712:38 |
Średnia prędkość: | 23.93 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.10 km/h |
Suma podjazdów: | 151627 m |
Liczba aktywności: | 790 |
Średnio na aktywność: | 52.02 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
- DST 37.24km
- Czas 01:26
- VAVG 25.98km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 115m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Piątek, 9 września 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 0
Piękny dzień, więc pod wieczór wybrałem się na dwie pętelki dookoła Zalewu. Sporo ludzi na trasie i nie obyło się bez incydentów. Na zjeździe z kładki przez Bystrzycę jakiś rowerzysta wywinął orła. Trochę się wkurzył na kilku delikwentów (i wcale się facetowi nie dziwię), którzy stojąc rowerami obok siebie skutecznie blokowali mu przejazd. Zahaczył o rower jednego z nich i gleba. Dalej jadąc DDR wzdłuż Bystrzycy zobaczyłem gościa pchającego taczkę, a na niej kostki siana z pobliskiego pola. Na zapytania, dlaczego kradnie, odpowiadał lakonicznie, że „mu potrzebne, to se bierze”. Gdy przez ostatnie kilka dni przejeżdżałem obok tego pola, jakiś farmer z Lublina to kosił, przerzucał, a potem (czego już nie widziałem) kostkował. Narobił się, a ktoś mu to zaczął kraść. Gdy już wracałem do domu, prawowity właściciel tych kostek ładował je na przyczepę traktora. Podjechałem i opowiedziałem mu o złodzieju z taczką. Zadziwiające, ale przyjął to z rozbawieniem. Wracając do jazdy, to pętelki dookoła Zalewu bardzo przyjemne, pomimo tłumów. Do domu dobiłem jeszcze przed zmrokiem, czyli na dzisiejsze czasy w okolicach dobranocki.- DST 56.03km
- Teren 1.00km
- Czas 02:02
- VAVG 27.56km/h
- VMAX 40.90km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 195m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Czwartek, 8 września 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 0
Pierwsza dekada września pogodowo rozpieszcza, więc wybrałem się na standardowe trzy rundki dookoła Zalewu. Zapakowałem aparat do sakwy i wyjechałem o takiej porze, aby po trzecim kółku zdążyć na wschodni brzeg tuż przed zachodem słońca. Początkowo jechało się nieco ociężale – nawet zatrzymałem się, by sprawdzić, czy klocki hamulcowe mi czasami gdzieś nie obcierają. Casus złej baletnicy i rąbka u spódnicy, bo przed wyjazdem wchłonąłem ogromny talerz pierogów ze śliwkami, które robiły za balast. Na drugim kółku nieomal zerwałem łańcuch na kombinacji zjazd-podjazd, na której trzeba szybko redukować biegi. Skakałem po kasecie tak agresywnie, że cały napęd się zaklinował. Na szczęście przestałem cisnąć na korbę i problem sam się rozwiązał. Na szczycie tego podjazdu wyprzedziłem jakiegoś rowerzystę na trekkingu, ten się jednak spiął i po kilkuset metrach wyszedł ponownie na czoło. Trochę mnie to zdziwiło, bo jak ludzie dają koło, to trzeba brać i chociaż bujać się po zmianach. A że nie miałem zbytniej ochoty na wyścigi, i do tego do jazdy na kole nie trzeba mnie jakoś specjalnie namawiać, więc przez ładnych kilka kilometrów się powiozłem. Gdy mój towarzysz podróży wyglądał już na lekko ujechanego, bezczelnie go zerwałem. W sumie to mogłem mu dać koło, ale podejrzewam, że znowu by się zaczął ścigać. Trzecią pętlę zakończyłem zgodnie z planem 20 minut przed zachodem słońca. Podjechałem więc na wschodni brzeg i porobiłem trochę zdjęć. Ponieważ zmierzch fotografowałem wczoraj, więc dzisiaj go sobie odpuściłem i dzięki temu dotarłem do domu w przyzwoitych warunkach świetlnych.Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zachód słońca z kaczką © chirality
Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
- DST 52.12km
- Teren 1.00km
- Czas 01:56
- VAVG 26.96km/h
- VMAX 43.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 175m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Środa, 7 września 2016 · dodano: 09.09.2016 | Komentarze 0
Piękny ciepły dzień, więc zapakowałem aparat w sakwę i pojechałem na trzy pętle dookoła Zalewu. Plan był taki, aby po trzecim kółku zrobić sesję fotograficzną z zachodzącym słońcem w roli głównej. Coś tam jednak źle obliczyłem, albo słońce zaczęło znikać przedwcześnie, więc na trzeciej pętli dojechałem jedynie do DDR na ul. Osmolickiej (aby później nocą już nie szlajać się po jezdni) i przez las dotarłem nad Zalew. Pochodziłem wzdłuż brzegu przez 40 minut robiąc zdjęcia i już nocą ponownie przebiłem się przez las do miejsca, w którym porzuciłem trzecią pętlę. Tym razem jechałem na pełnym oświetleniu, więc było bardzo komfortowo. Do tego zachodni brzeg skąpany w światłach latarni. Przeszkadzała jedynie lekka mgła nad Zalewem i trochę gęstsza jej wersja nad Bystrzycą.Zmierzch nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Butelka nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Odbicia © chirality
Kaczki na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Czerwienie nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zmierzch nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zmierzch nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Swiatła na zachodnim brzegu Zalewu Zemborzyckiego © chirality
Księżyc i jego odbicie © chirality
Odbicie lasu w Zalewie Zemborzyckim © chirality
- DST 44.72km
- Teren 2.00km
- Czas 01:47
- VAVG 25.08km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 145m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Wtorek, 6 września 2016 · dodano: 08.09.2016 | Komentarze 0
Załatałem wczorajszego kapcia i wyciągnąłem solidny kawałek szkła z opony. Na jazdę nie zostało zbyt wiele czasu, ale ładna pogoda kusiła. Pomyślałem więc, że dwie pętle dookoła Zalewu uda mi się wykręcić przed zmrokiem. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Pierwsze kółko przy pięknie zachodzącym słońcu. Sporo też rowerzystów na trasie. W Dąbrowie mały korek, bo jakaś kobieta złapała gumę i z powodu braku pobocza blokowała (a właściwie jej samochód) pół jezdni. Gdy zjeżdżałem ul. Żeglarską, tarcza słoneczna zaczynała dotykać horyzontu. Zmotywowało mnie to do żwawej jazdy. Na drugim kółku nadwodne robactwo rozzuchwalone brakiem Wielkiej Lampy zaczęło wylatywać na żer, ale i tak musiałem zdjąć okulary, aby poprawić sobie widoczność. W Dąbrowie do kobiety z gumą podjechała już policja i próbowała jakoś ogarnąć powstałe zamieszanie. Niby formalnie było już po zachodzie słońca, ale przejechałem obok nich bez świateł. Udało się. Gdy na ul. Żeglarskiej miałem zjeżdżać na DDR wzdłuż Bystrzycy i skierować się do bazy, zorientowałem się, że zgubiłem okulary. Cóż było robić, zawróciłem i jadąc jezdnią bez przedniego oświetlenia obserwowałem jej przeciwny pas. Robiła się już głęboka szarówka, okularów nie widać, a policjanci przy kobiecie z kapciem coraz bliżej. Aby nie kusić losu, postanowiłem objechać stróżów prawa lasem. Tam już zupełna ciemnica, więc jechałem praktycznie na pamięć. Między drzewami widziałem jednak przepiękną grę głębokich czerwieni na Zalewie i dotykającym go nieboskłonie. Muszę to niedługo obfotografować. Wyjechałem z lasu i wbiłem się na DDR wzdłuż ul. Osmolickiej. Tam, ku mojej radości, odnalazłem te cholerne okulary. Misja zakończona, więc zawróciłem, ponownie objechałem policjantów lasem i w ciemnościach wbiłem się na DDR wzdłuż Bystrzycy. Tutaj dodatkowo kładła się mgła, więc jazda przestawała być zabawna. Szczególnie, że na trasie spore tłumy, w tym wielu podobnych do mnie idiotów bez oświetlenia. Jakoś jednak doturlałem się do cywilizacji rozjaśnionej latarniami, a stamtąd już tylko rzut beretem do domu. Uff!Kapeć nie wziął się znikąd © chirality
- DST 5.25km
- Czas 00:19
- VAVG 16.58km/h
- VMAX 29.90km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 29m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie
Poniedziałek, 5 września 2016 · dodano: 05.09.2016 | Komentarze 0
Transportowo po mieście w bardzo jesiennej aurze. Zaledwie kilka kilometrów, ale i tak przemoczył mnie deszcz. Żeby tego było mało, z kilometr od domu złapałem kapcia, ale jakoś doturlałem się do celu. Ech!- DST 103.24km
- Czas 03:22
- VAVG 30.67km/h
- VMAX 44.10km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 337m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki × 7
Niedziela, 4 września 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 0
Piękna słoneczna pogoda, więc wybrałem się przekręcić standardowe siedem pętli dookoła Zalewu. W sumie trasa niezupełnie standardowa, bo na rozpoczęciu pierwszego kółka zacząłem przez roztargnienie podjeżdżać ul. Żeglarską i dopiero wtedy przypomniałem sobie, że północny brzeg powinienem był jechać po zaporze. I tak też robiłem od drugiego kółka. Bardzo wietrznie na trasie i niby otwarty zachodni brzeg miałem przyjemnie z wiatrem, ale co się z nim nawalczyłem gdzie indziej, to moje. Ogólnie jechało się tak sobie, mówiąc delikatnie. Na trasie masa ludzi, zarówno pieszych, rolkarzy, jak i rowerzystów, z których zbyt wielu zachowywało się tak, jakby mieli właśnie wychodne z ochronki dla inteligentnych inaczej. Nowe przejście dla pieszych na zachodnim brzegu stało się centrum życia towarzyskiego. Kłębiły się w jego pobliżu tłumy ludzi, zatrzymywali się na pogaduchy rowerzyści, a nawet zaparkowała ciężarówka z przyczepą, idealnie blokując DDR. Sajgon. Na trasę zabrałem tabliczkę czekolady. Po drugim kółku pomyślałem, że już czas na jej pierwszy pasek. Sięgnąłem do tylnej kieszonki, a tam tabliczka w płynie. Z paliwa nici. Musiałem więc jechać na samych bidonach. Do domu dotarłem lekko ujechany. Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 50.53km
- Czas 01:50
- VAVG 27.56km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 171m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Sobota, 3 września 2016 · dodano: 04.09.2016 | Komentarze 0
Ponowny dzień z piękną pogodą, więc pojechałem nad Zalew wykręcić standardowe trzy kółka. Na otwartym zachodnim brzegu dostawałem wiatr w twarz, ale tym razem była to świadoma decyzja, bo miałem ochotę trochę bardziej się zmęczyć. Przejazd bez jakichkolwiek zgrzytów, co mnie bardzo cieszy. Na powrocie znad Zalewu mijałem się z naginającym DDR napędzanym dwoma końmi wozem drabiniastym wypełnionym sianem. Są to już kolejne sianokosy w Lublinie. Ole!- DST 23.83km
- Czas 00:54
- VAVG 26.48km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 68m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Piątek, 2 września 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 0
Piękna pogoda (taka mogłaby trwać wiecznie), więc wypadało wykręcić pętelkę dookoła Zalewu. Jazda bardzo przyjemna, jedynie na jakimś wyboju ponownie wyskoczyła mi z uchwytu tylna lampka. Muszę coś z tym zrobić, bo kiedyś jadąc nocą mogę tego bardzo żałować. Na zachodnim brzegu wyprzedzałem dwóch policjantów na rowerach. Następnym razem muszę ich spytać, ile kilometrów wykręcają dziennie patrolując lubelskie DDR i czy bawią się w jazdę rowerem po pracy.- DST 23.93km
- Czas 01:04
- VAVG 22.43km/h
- VMAX 35.20km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 73m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Czwartek, 1 września 2016 · dodano: 02.09.2016 | Komentarze 0
Standardowa rundka dookoła Zalewu z aparatem fotograficznym w sakwie, żeby uwiecznić dla potomności budowę DDR przez Dąbrowę. Niby ciepło, ale jakoś tak ciągnęło chłodem.Nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Budowa DDR w Dąbrowie przy Zalewie Zemborzyckim © chirality
Budowa DDR w Dąbrowie przy Zalewie Zemborzyckim © chirality
Budowa DDR w Dąbrowie przy Zalewie Zemborzyckim © chirality
Budowa DDR w Dąbrowie przy Zalewie Zemborzyckim © chirality
Łyska na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Nowe przejście dla pieszych przez DDR nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Opryski pól w Lublinie © chirality
Koza z Lubelskiego Klubu Jeździeckiego © chirality
Koza z Lubelskiego Klubu Jeździeckiego © chirality
- DST 322.65km
- Czas 13:38
- VAVG 23.67km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 862m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Siedlce
Środa, 31 sierpnia 2016 · dodano: 12.10.2016 | Komentarze 0
Na północnych rubieżach województwa lubelskiego uchowała się ostatnia gmina tegoż, której jeszcze nie odwiedziłem. Chciałem zlikwidować tę białą plamę, ale jednocześnie upiec jakąś inną pieczeń przy tym samym ogniu. I dlatego postanowiłem dotrzeć do Siedlec – miasta, w którym jeszcze nigdy nie byłem. Z domu wyjechałem po szóstej. Krystalicznie czyste niebo, ale dosyć rześko (11 stopni). Sporo czasu zeszło mi na wyrwaniu się z Lublina, bo ruch samochodowy był już spory, a sygnalizacja na skrzyżowaniach nie zawsze współpracowała. Do Lubartowa jechałem tradycyjnie krajową dziewiętnastką. Pomimo solidnego ruchu lubię tę trasę, bo jej projektanci byli wspaniałomyślni jeśli chodzi o pobocze. Za miastem wbiłem się na boczne drogi bardzo różnej jakości (to taki lubelski eufemizm) i dotarłem nimi do Radzynia Podlaskiego. Tutaj po raz pierwszy zauważyłem, że niebo nie jest już klarowne, a płyną po nim ławice białych puszystych chmur. Za miastem ponownie wjechałem na DK19 i był to najgorszy odcinek podczas tego wyjazdu. Asfalty niby dobre, ale brak pobocza w połączeniu z intensywnym ruchem ciężarowym to nie jest to, co można nazwać sielanką. Kilka razy zjeżdżałem do zatoczek autobusowych, aby przepuścić sapiące za plecami kolumny ciężarówek, które na tej drodze krajowej, która wygląda jak wojewódzka, nie były w stanie normalnie wyprzedzać. W Kąkolewnicy dwa radosne momenty. Po pierwsze opuściłem krajówkę, a po drugie była to właśnie stolica ostatniej gminy mojego województwa, do której nie wjechałem rowerem. Po krótkiej euforii posuwałem się dalej na północ bocznymi drogami. Były tak boczne, że nawet nie wiedziałem, kiedy wjechałem do województwa mazowieckiego. Chmury zaczynały kłębić się coraz bardziej i przybierać stalową barwę. Przypomniałem sobie, że pogodynka wspominała coś o możliwych opadach na Podlasiu, ale kto by się tym przejmował siedząc w Lublinie. W Zbuczynie wbiłem się na DK2, a właściwie wbiłbym się, gdyby nie śmieszna DDR, którą serwują w tym mieście. Z ulgą ją w końcu opuściłem i do celu jechałem już komfortowym poboczem. W Siedlcach spory ruch i kiepskie drogi, ale jakoś doturlałem się do centrum. Potrzebowałem odpoczynku i paliwa, bo całą drogę walczyłem z przykrym czołowym wiatrem. W cukierni kupiłem na chybił trafił jakieś wypieki, dorzuciłem do tego butelkę mleka i przysiadłem się do Stefana Żeromskiego odpoczywającego na ławeczce przy bibliotece. Pisarz nie był zbyt rozmowny, więc zająłem się posiłkiem. Siedlce zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie – ładne, czyste miasto z ciekawym centrum. Czas jednak było ruszyć w dalszą drogę, bo dzień nie miał zamiaru trwać wiecznie. Przebiłem się przez zakorkowane miasto, odbębniłem kilka kilometrów kiepską DDR i skierowałem się na Garwolin. Odcinek Siedlce-Garwolin był najprzyjemniejszy podczas całego wyjazdu. Niewielki ruch, ale przyzwoite asfalty. Płasko, ale meandrująco. Sielsko, wiejsko i anielsko. A do tego pomagający wiatr. Chmury też zrobiły się ponownie białe, więc groźba deszczu została w Siedlcach. Raz zdarzyło mi się zignorować drogowskaz na Garwolin, bo ortodoksyjnie trzymałem się śladu wygenerowanego przez Gpsies. W końcu dotarłem do tego miasta, które nie zrobiło na mnie tak dobrego wrażenia, jak Siedlce. Ot, skupisko ludzkie, przez które się przejeżdża. Przysiadłem pod kościołem, zjadłem ostatnią siedlecką drożdżówkę i ruszyłem w dalszą drogę. Naciąłem się jeszcze na mały skwer, ale nie było na nim nic godnego uwagi. Wyjeżdżałem z miasta bardzo zadowolony z siebie, gdy zorientowałem się, że pod kościołem zostawiłem okulary. Musiałem zawrócić, ale na szczęście zguba nadal była tam, gdzie się spodziewałem. Chociaż obwodnicę Garwolina można objechać znacznie prościej i wbić się na regularną DK17 dużo wcześniej, Gpsies skierowało mnie na Żelechów. Nie oponowałem. Asfalty różnej jakości, a w jakimś lesie konkretne telepanie. W Żelechowie obrałem kurs na krajówkę i zignorowałem kolejny drogowskaz, tym razem na Ryki, zapraszający na drogę, której nawet nie ma u mnie na mapie (najwyższy czas ją uaktualnić). Pewnie przez ten brak elastyczności podróż się trochę wydłużyła, ale ślad rzecz święta. Na krajówce szerokie pobocze, więc jechało się bardzo dobrze. Wjechałem ponownie do województwa lubelskiego i niebo, tak jak na początku podróży, zrobiło się krystalicznie czyste. Mocny wiatr nie odpuszczał, ale teraz dostawałem go z lewej flanki. W Rykach zrobiłem krótki postój pod sklepem na pochłonięcie kolejnej flaszki mleka. Dzień zbliżał się ku końcowi, a moim celem stało się dojechanie do rozwidlenia S17 i starej krajówki jeszcze za dnia. Nim to nastąpiło, czekał mnie spory odcinek lasem, a w nim zwierzyna nic sobie nie robiła z jadących w pobliżu sznurów aut. Najpierw spłoszyłem z rowu zająca, a po chwili zatrzymałem się z tyłu pasącego się na skraju lasu jelonka. Na drodze panował jednostajny hałas, ponad który szum moich gum się nie wybił i zwierzaka nie spłoszył. Powolnym ruchem zacząłem wyciągać aparat, ale w tym momencie jelonek odwrócił się na rutynowe skanowanie otoczenia. W jego oczach pojawiła się konsternacja, przez chwilę zamarł w bezruchu, po czym czmychną w zarośla. I tyle go widziałem. Do ekspresówki udało mi się dotrzeć w miarę dobrych warunkach świetlnych i z ulgą wbiłem się na łącznik do Kurowa. Kontrast ogromny, bo ruch praktycznie żaden, co było nawet lekko deprymujące. Minąłem jakiegoś nieoświetlonego szosowca, po drodze przebiegła kuna i znalazłem się ponownie w cywilizacji po podpięciu na DK12 w Kurowie. Ten odcinek przejeżdżałem w tym roku już kilka razy, więc było łatwiej. Wiedziałem, że będzie kilka hopek i było. Pamiętałem również, że od Garbowa mam 23 km do domu, więc co raz sprawdzałem licznik. Na jednym ze zjazdów już w Lublinie nieomal zaliczyłem glebę na tragicznie pofalowanym asfalcie, ale skończyło się na strachu. Do domu dobiłem przed dwudziestą drugą jakoś niespecjalnie ujechany. Wyjazd bardzo przyjemny, bo pomimo groźnie wyglądających chmur, pogoda jednak utrzymała fason. Mazowieckie bardzo płaskie, ale i tak nie było mi dane się nudzić. Siedlce ładne, a Garwolin, że tak powiem, ma potencjał. No i wpadło 13 gmin – nieźle, bo wyszło mniej więcej 25 km na gminę.Radzyń Podlaski © chirality
Ostatnia gmina Lubelszczyzny zdobyta © chirality
Podobno placówka KOD zdołała się ewakuować © chirality
Atlas z Siedlec © chirality
"Ogary poszły w las. Pij mleko!". Stefan Żeromski na ławce w Siedlcach © chirality
Popiersie Kościuszki w Siedlcach © chirality
Mazowiecki krajobraz © chirality
Kościół w Garwolinie © chirality