Info

avatar Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl

2020 button stats bikestats.pl

2019 button stats bikestats.pl

2018 button stats bikestats.pl

2017 button stats bikestats.pl

2016 button stats bikestats.pl

2015 button stats bikestats.pl

2014 button stats bikestats.pl

Wykresy roczne

Wykres roczny blog rowerowy chirality.bikestats.pl

Archiwum



Wpisy archiwalne w kategorii

dzień

Dystans całkowity:41096.61 km (w terenie 931.90 km; 2.27%)
Czas w ruchu:1712:38
Średnia prędkość:23.93 km/h
Maksymalna prędkość:63.10 km/h
Suma podjazdów:151627 m
Liczba aktywności:790
Średnio na aktywność:52.02 km i 2h 10m
Więcej statystyk
  • DST 23.15km
  • Czas 01:14
  • VAVG 18.77km/h
  • VMAX 35.60km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 138m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie

Poniedziałek, 27 czerwca 2016 · dodano: 29.07.2016 | Komentarze 0

Dziesięć stopni mniej, niż przez ostatnie kilka dni, ale i tak ciepło.


Kategoria <50, dzień, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 301.76km
  • Teren 15.00km
  • Czas 15:07
  • VAVG 19.96km/h
  • VMAX 36.10km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Podjazdy 872m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wschodnie ekstremum Polski

Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 26.10.2016 | Komentarze 0

Tydzień temu wyruszyłem na zachód, by zaliczać brakujące gminy macierzystego województwa, więc tym razem padło na przeciwny kierunek. Przy okazji postanowiłem dotrzeć do najbardziej na wschód położonego skrawka naszego kraju. Planowałem wyjechać o 5:00, ale ostatecznie zebrałem się na 6:40, co i tak jest dla mnie nieprzyzwoicie wczesną porą. Termometr wskazywał już 24 stopnie, ale widziałem, że to tylko preludium. Na serwisówce drogi ekspresowej do Piask sięgnąłem beztrosko po bidon i dopiero wtedy zorientowałem się, że zostawiłem go w domu. Nieortodoksyjnie odpukałem w malowaną ramy stal, żeby to nie był zły omen na dalszą podróż. W Piaskach byłem około ósmej i na rynku kupiłem coś do picia. Tablica nad jezdnią informowała, że temperatura dobiła już do 27 stopni. Trochę chłodził mocny czołowy wiatr, który towarzyszył mi przez połowę trasy aż do Zosina. Za Siedliszczkami trafił się pierwszy odcinek terenowy. Urokliwie, ale grunt lekko podmokły. Trochę też tam błądziłem i przez spory kawałek jechałem wzdłuż niewłaściwego brzegu jakiejś rzeczki. Od Biskupic aż do Rejowca poruszałem się tropem linii kolejowej Lublin-Chełm. Trasę, którą z perspektywy pociągu znam na pamięć, jechałem po raz pierwszy „obok”. Za Oleśnikami przekroczyłem Wieprz i kanał Wieprz-Krzna i wbiłem się na kolejny terenowy odcinek, tym razem przez las. Bardzo szeroka i dobrze ubita przeciwpożarówka, więc jechało się przyzwoicie. Minąłem cementownię i dotarłem do Rejowca, gdzie zrobiłem krótką przerwę przed popiersiem Mikołaja Reja, założyciela tego miasta (właściwie osady, bo prawa miejskie Rejowiec odzyska na początku 2017 roku). W zeszłym tygodniu odwiedziłem rodzinne strony Jana Kochanowskiego, więc podróże zaczynają się z wolna robić lekko literackie. Jako że byłem w niecce Pagórów Chełmskich, musiałem się z niej teraz wygrzebać. Moim kolejnym celem stała się Żmudź, miejsce urodzin mojej babci. Odcinek krajobrazowo piękny, ale pofałdowany, więc trzeba się było trochę napracować. Za miasteczkiem wbiłem się na DW844 Chełm-Hrubieszów. Niezbyt ciekawie, bo brak pobocza i masa szalejących kierowców. W Białopolu zrobiłem krótką przerwę na obalenie butelki mleka, a przed zjazdem z drogi wojewódzkiej w Raciborowicach rozsiadłem się na obiad na zadaszonym przystanku. Z nieba lał się żar, asfalt promieniował gorącem, więc odpoczynek był konieczny. Koniec końców ruszyłem jednak w dalszą drogę. Gdy byłem przed Hrebennem, zaczął się mecz Polakow ze Szwajcarami na Euro. Chodzi o czas, bo mecz odbywał się we Francji, a nie w okolicach Hrebennego. Od tej chwili starałem się wydedukować wynik obserwując ruch samochodowy i miny mijanych ludzi. Do Bugu dotarłem w Strzyżowie i zacząłem nareszcie zmieniać kierunek jazdy, którego całkowite odkręcenie nastąpiło w Zosinie. Na drogach tłoczno, ale ze względu na mecz, Polaków wywiało i większość samochodów była na ukraińskich blachach. Za przejściem granicznym w Zosinie wbiłem się na gruntówkę, którą chciałem docisnąć jak najdalej na wschód w kolano Bugu. Droga się skończyła i niby nad rzeką był wał, po którym można było się przejechać, ale podrdzewiała tablica informowała o zakazie przekraczania granicy państwa. Ta co prawda znajduje się w połowie nurtu rzeki, ale wolałem nie ryzykować i poza tablicę się nie zapuściłem, chociaż może chyba raczej na pewno jest to legalne. Na nawigacji widziałem, że jeszcze kilkadziesiąt metrów mogłem na wschód ujechać, ale po lekkim ataku paranoi miałem dziwne przeczucie, że jestem obserwowany. Dlatego też wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Skierowałem się następnie wzdłuż Bugu do Dorohuska, łykając kilometry typowych nadbużańskich krajobrazów. Po minimalnym ruchu samochodowym wnosiłem, że w meczu Polaków trwała dogrywka. W Bereżnicy zatrzymałem się w sklepie na uzupełnienie płynów, jednak żaden z jego bywalców nie znał wyniku. Jeden twierdził, że padł remis i obie drużyny przeszły dalej, ale raczej nie wziąłem tego poważnie. W Dubience nadziałem się na Piknik Świętojański. Na rynku masa ludzi, śpiewające gospodynie i niezbyt trzeźwy jegomość tańczący w zapodawanym przez nie rytmie. Wyjeżdżając z miasteczka popełniłem nawigacyjny błąd i wpakowałem się na gruntówkę przez las, która ciągnęła się aż do Mościsk. Nieprzyjemnie, bo przy zachodzącym już słońcu leśne gzy były bezlitosne. Zauważyłem wtedy, że jest pewna prędkość graniczna, powyżej której giez nie atakuje. Niestety utrzymanie jej na piaszczystych bezdrożach nie zawsze było możliwe, więc kilka ukąszeń musiałem znieść. A mogłem tego uniknąć, gdybym z Dubienki pojechał asfaltem przez Uchańkę, ech... W Dorohusku zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy. Rosyjski pociąg targający cysterny z gazem turlał się w tę i nazad, jakby Władimir Władimirowicz wahał się, czy zakręcać kurek, czy jeszcze nie. Za miastem wbiłem się na DK12, której nie opuściłem już aż do mety. Wiatr miałem całą drogę w plecy już od Zosina, ale był on znacznie słabszy, niż ten, który uprzykrzał mi jazdę wcześniej. Do Chełma dotarłem równo z zachodem słońca i już przed miastem zapuściłem pełne oświetlenie. Na ul. Rejowieckiej zamknęli mi dosłownie przed nosem Biedronkę. Beształem siebie o to przez resztę trasy rozważając, gdzie zmarnowałem te kilka kluczowych sekund. Przejazd do Piask, nie licząc wtargnięcia kota, bez historii. I całe szczęście, bo ruch ciężarowy był niewiarygodnie intensywny. W Piaskach tradycyjna przerwa na stacji benzynowej i przejazd do Lublina serwisówką już bez jakichkolwiek stresów. W domu zameldowałem się konkretnie ujechany około pierwszej w nocy. Późno, ale była to sprawiedliwa cena za równie późny start. Wyjazd sprawił mi masę radości i to pomimo skwaru i wiatru, które solidnie dawały w kość. Piękne krajobrazy wschodniej Polski w pełni to jednak rekompensowały.


Jezioro w liliach
Jezioro w liliach © chirality

Krajobraz w fiolecie
Krajobraz w fiolecie © chirality

Cementownia Rejowiec
Cementownia Rejowiec © chirality

Cementownia Rejowiec
Cementownia Rejowiec © chirality

Popiersie Mikołaja Reja w Rejowcu
Popiersie Mikołaja Reja w Rejowcu © chirality

Green Velo
Green Velo © chirality

Dzisiaj rów, jutro główna na BS
Dzisiaj rów, jutro główna na BS © chirality

Na Żmudź!
Na Żmudź! © chirality

Pagóry Chełmskie
Pagóry Chełmskie © chirality

Wiatr w Żmudzi
Trawa i dym targane wiatrem w Żmudzi © chirality

Mój rower w Horodle
Mój rower w Horodle © chirality

Kościół w Horodle
Kościół w Horodle © chirality

Przydrożne pół krzyża
Przydrożne pół krzyża © chirality

Impreza w Dubience
Impreza w Dubience © chirality

Czołg w Dubience
Czołg w Dubience © chirality

Rosyjski pociąg w Dorohusku
Rosyjski pociąg w Dorohusku © chirality

Cementownia w Chełmie
Cementownia w Chełmie © chirality

Cementownia w Chełmie
Cementownia w Chełmie © chirality

Zachód słońca w Chełmie
Zachód słońca w Chełmie © chirality



  • DST 24.04km
  • Teren 1.00km
  • Czas 00:56
  • VAVG 25.76km/h
  • VMAX 35.40km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Podjazdy 73m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Czwartek, 23 czerwca 2016 · dodano: 29.07.2016 | Komentarze 0

Przejechałem się pod wieczór dookoła Zalewu. Tak jak wczoraj, w cywilnym wdzianku i bez kasku, więc zamiast jezdni wpadło trochę lasu. Bardzo ciepło, więc sporo narodu na trasie. Pomimo tego wyjazd bardzo przyjemny.


Kategoria <50, dzień, samotnie, szosa, teren


  • DST 48.16km
  • Teren 1.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 21.40km/h
  • VMAX 34.50km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Podjazdy 192m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po Lublinie i Zalew Zemborzycki

Środa, 22 czerwca 2016 · dodano: 22.07.2016 | Komentarze 0

Transportowo po mieście w niezłym upale. Nie obyło się bez odkryć. Przedłużono DDR na al. Spółdzielczości Pracy do granic Lublina. Drobna rzecz, a cieszy, bo na tym odcinku ruch samochodowy jest szalony. Na powrocie przejechałem wzdłuż Bystrzycy cześć mojej dawnej standardowej pętelki. No i okazało się, że wyremontowano najbardziej zmasakrowany kawałek asfaltu, na którym byłem zmuszony szosówką podskakiwać, żeby jakoś go przejechać. Teraz asfalt gładki, krawężniki wyprostowane, ale pętla i tak nadal nieprzejezdna. Mijałem też czyszczarkę zbierającą z DDR śmieci, które przyniosła ostatnia burza. Pod sam wieczór przejechałem się dookoła Zalewu. Ponieważ wyjechałem, jak stałem i do tego bez kasku, więc nie chciałem zapuszczać się na jezdnię. Dlatego wpadł krótki kawałek lasem. Na wysokości Lubelskiego Klubu Jeździeckiego mijałem grupę ok. 50 biegaczy. W przeciwieństwie do rolkarzy, jest to zdyscyplinowana sekta, która do praktykowania swojego hobby wykorzystuje chodniki. Dojazd do zapory na Zalewie elegancko wysprzątany i jedynie na wysokości Mariny nadal lekki syf. Piękna pogoda, więc rowerzystów zatrzęsienie.






  • DST 260.09km
  • Teren 20.00km
  • Czas 12:19
  • VAVG 21.12km/h
  • VMAX 39.60km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 801m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kozienice

Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 21.10.2016 | Komentarze 0

W tym roku chciałbym objechać wszystkie gmin województwa lubelskiego, w których mój rower jeszcze nie postawił swojej stopy. Gminy peryferyjne są na tyle daleko, że dotarcie do nich i powrót to wyprawa na cały dzień. Samo się jednak nie pojedzie, więc dzisiaj padło na zachodnie rubieże heimat'u. Trasę rozrysowałem w Gpsies pod górala. Przy takim założeniu ten serwis bierze pod uwagę wszelkiej maści drogi, nawet takie o wątpliwej proweniencji, aby wyznaczyć optymalną trasę. Istnieje wtedy pewne ryzyko, że wyprodukowany ślad wyprowadzi człowieka w przysłowiowe kartofle, ale generalnie rzecz biorąc różnorodność napotykanych nawierzchni i wielka niewiadoma, która może czyhać za zakrętem, też mają swój urok. Z domu wyjechałem bardzo późno, bo po dziesiątej. Zawsze planuję w długie trasy ruszać ze wschodem słońca, ale poranek nieubłaganie to weryfikuje. Bywam o to na siebie zły, bo wiem, że konsekwencją będzie szlajanie się na rowerze po nocach. No ale coś za coś. Kiedyś naprawdę wyjadę z kurami, żeby się przekonać, czy warto. Pogoda była rewelacyjna – ciepło, ale na niebie pierzaste obłoki trzymające w ryzach pełną lampę. Na wiatr nie narzekałem, bo jak to na pętli, raz pomagał, raz przeszkadzał. Wyjazd z Lublina trasą na Warszawę. Przejeżdżając obok faceta szabrującego czereśnie w sadzie, pokiwałem mu z dezaprobatą palcem. Zdezorientowany odmachał mi jakby na powitanie. Po zjechaniu z głównej drogi zaczęły się ładne krajobrazy. Bocianów siedzących na gniazdach i spacerujących po łąkach zatrzęsienie. Na jednym z pierwszych odcinków terenowych wyskoczyła mi z uchwytu tylna lampka i rozsypała się w drobny mak. Udało mi się ją złożyć, ale schowałem ją do sakwy nie chcąc ryzykować jej zniszczeniem, gdy zanosiło się na jazdę w nocy. Przez całą trasę aż do granicy województwa odurzały mnie fale aromatu truskawek – uprawy wcześniej czułem, niż widziałem. Te rejony to lubelskie zagłębie truskawkowe, więc wrażenia węchowe to dodatkowy bonus. Niedziela i pewnie dlatego tylko na jednym polu spotkałem dużą grupę ludzi przy zbiorach. Chciałem ich jakoś przywitać, ale mój ukraiński nie jest najlepszy. W Drążgowie przekroczyłem Wieprz. Na nawrocie już tej rzeki jednak nie spotkałem, bo topi się ona w Wiśle między Dęblinem a Puławami, które znajdowały się na mojej trasie. W Rykach krótki postój pod sklepem na uzupełnienie płynów. Po przekroczeniu Wisły w Dęblinie wylądowałem po raz pierwszy w tym roku w obcym województwie. I to od razu w mazowieckim! Drogowskazy na Kozienice swoje, a ja swoje, bo nawigacja wyprowadziła mnie na gruntówkę wzdłuż rzecznego wału. Widać było, że trasa nie jest zbyt uczęszczana, bo momentami przedzierałem się przez konkretne chaszcze. Spłoszyłem sarny i ledwo objechałem wygrzewającego się w poprzek drogi grubego, czarnego i nieprzyzwoicie długiego węża. Nim się jednak zatrzymałem, nim wyciągnąłem aparat, to uciekł w zarośla. A nie byłem na tyle głupi, żeby go tam szukać. Od tego momentu każda leżąca na drodze gałąź wydawała mi się podejrzana, bo lepiej dmuchać na zimne. Po powrocie do domu internet pouczył, że była to żmija zygzakowata odmiany melanistycznej, zwana żmiją piekielną. Klawo jak cholera. Gdzieś przed Kozienicami spotkałem jeszcze na asfalcie żmiję w normalnym ubarwieniu, która rozmiarowo nie dorastała tamtej czarnej do pięt (o ile węże mają pięty). W samych Kozienicach zrobiłem krótki postój przed Biedronką, a ponieważ miałem problemy ze zidentyfikowaniem jakiegoś centrum tego grodu, więc udałem się w dalszą drogę. Trasa do Pionek w większości terenowa przez Puszczę Kozienicką. Pięknie, ale odcinek ciężki, bo momentami grząski piach i sporo powalonych drzew po ostatnich wichurach. Aby uniknąć gleby jechałem wypięty z pedałów, ale i tak niektóre kawałki musiałem brać z buta. Tuż przed wyjazdem z lasu wyścig z jaszczurką. Ja w lewo, ona w lewo, ja w prawo, ona w prawo. W konsekwencji nawet nie wiem, czy ją rozjechałem. Tryumfalny wjazd do Pionek po trylince, która czasy świetności miała dawno za sobą. Już wolałem ten leśny piach, bo taka telepanina po zmasakrowanym betonie mocno wchodzi w dłonie. W mieście krótka przerwa na wymianę baterii i uzupełnienie kalorii, ale nie chciałem się rozsiadać, bo dzień nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Jako że w Pionkach zaczął się właściwy powrót do domu, skierowałem się na wschód ku Wiśle. Przejeżdżając przez Czarnolas bezwiednie zacząłem cytować słowa poety „Litwo! Ojczyzno moja!”. Wzruszenie, w przeciwieństwie do Słońca, sięgało zenitu. Do województwa lubelskiego i ostatniej nowej gminy zaplanowanej na ten wyjazd (Janowiec jest jedyną lubelską gminą leżącą całkowicie na lewym brzegu Wisły) wjechałem równo z zachodem słońca i pomimo tego, że było jeszcze w miarę jasno, dla spokoju zapaliłem tylne lampki. Z rogatek Janowca dostrzegłem na prawym brzegu Wisły intrygującą formację geologiczną. Okazała się nią Skarpa Dobrska, z którą miałem przyjemność ostatniego sylwestra, gdy głęboką nocą wyrosła przede mną za Dobrem czarna ściana, a poziomice na mapie zaczęły się niezdrowo zagęszczać. W samym Janowcu konkretny podjazd pod ruiny zamku. Oficjalnie kocie łby, ale nie miałem ochoty na martyrologię, więc wybrałem chodnik. Od Góry Puławskiej jechałem już na pełnym oświetleniu, bo i tak wycisnąłem z długiego dnia, ile się dało. Do Puław wjechałem starym mostem, który posiada dylatacje bardziej przyjazne dla rowerowych kół, niż jego następca. W centrum ostatnie uzupełnienie płynów, a na rogatkach pożegnalna mocna fala zapachu truskawek. W Kurowie zatrzymałem się na rynku, gdzie wyjadłem prowiant, który wiozłem jeszcze z domu. Za godzinę północ, ale noc była przyjemnie ciepła. Trochę obawiałem się tych ostatnich ~30 km, bo ta jazda po ciemku już zaczynała mnie z lekka nużyć. W Markuszowie zobaczyłem kątem oka w bocznej uliczce szosowca, który po chwili mnie doszedł i przejechaliśmy razem aż pod sam Lublin. Gawędziło się tak dobrze, że cała trasa upłynęła nadspodziewanie szybko. Od Garbowa, w którym niedawno zamykałem wielką pętlę, zaczęło ostro błyskać na południu. Grzmoty jednak nie były słyszalne, więc burza szalała jeszcze bezpiecznie daleko. Pomimo, że Gpsies wysyłało mnie w Garbowie na Tomaszowice i dotarcie do Lublina DW830, to jednak postanowiłem trzymać się DK12 do samego końca. W domu zameldowałem się kilkanaście minut po północy. Godzinę później rozpętała się burza. Podsumowując, wyjazd bardzo przyjemny, bo i pogoda dopisała, jak i było sporo odcinków po bezdrożach i bezludziach. Wpadło przy tym 11 nowych gmin, co daje ok. 20 km na gminę – pod tym względem przejażdżka okazała się bardzo efektywna.

Pocztówkowa Lubelszczyzna
Pocztówkowa Lubelszczyzna © chirality

Wierzby płaczące
Wierzby płaczące © chirality

Bocian na łące
Bocian na łące © chirality

Wiatraki
Wiatraki © chirality

Żółte pole
Żółte pole © chirality

Lubelska gruntówka
Lubelska gruntówka © chirality

Promienie słońca
Promienie słońca © chirality

Wisła w Dęblinie
Wisła w Dęblinie © chirality

Kabelki z Elektrowni Kozienice
Kabelki z Elektrowni Kozienice © chirality

Eektryczna symetria

Elektryczna symetria © chirality

Kozienice
Kozienice © chirality

Puszcza Kozienicka
Puszcza Kozienicka © chirality

Wjazd do Puszczy Kozienickiej
Wjazd do Puszczy Kozienickiej - mój rower jest z ALP © chirality

Rzeźba św. Franiciszka na skraju Puszczy Kozienickiej
Rzeźba św. Franiciszka na skraju Puszczy Kozienickiej © chirality

Pionki
Pionki © chirality

Kamień z Czarnolasu. Wiadomo, kto po nim stąpał
-Aha, największa rzecz bym zapomniał... kamyk, o który Pan prosił z... Czarnogóry przywiozłem
-Z góry?!
-Z Czarnolasu oczywiście! Pamiątka. Pan wie, kto po nim stąpał?!! Tu kładę, Panie Janie kochany. Wieczorem będzie czas pogadać sobie o starych Polakach, a na razie...
© chirality

Zachód słońca
Zachód słońca © chirality

Zachód słońca
Zachód słońca na granicy województw © chirality

Skarpa Dobrska z lewego brzegu Wisły
Skarpa Dobrska z lewego brzegu Wisły © chirality

Ruiny w Janowcu
Ruiny w Janowcu © chirality



  • DST 22.64km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:02
  • VAVG 21.91km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Sobota, 18 czerwca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 0

Tak jak stałem, przejechałem się dookoła Zalewu. Ciepło i wiatr już słabiutki. Wschodni brzeg po terenie, żeby zobaczyć zniszczenia po piątkowej burzy. W lesie sporo powalonych drzew. Widać, że siła żywiołu była ogromna, bo ulegały mu zdrowe i silne okazy. Często jedno drzewo powalało stojące obok, itd. Raz musiałem przejść pod drzewem blokującym przejazd jak szlaban. Trochę ryzykowne, bo opierało się ono na jakichś wątłych gałązkach. DDR nad Zalew już przejezdna – ktoś pociął blokujące ją drzewa i usunął kloce na pobocze.


Kategoria <50, dzień, samotnie, szosa, teren


  • DST 25.22km
  • Czas 01:05
  • VAVG 23.28km/h
  • VMAX 38.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Podjazdy 79m
  • Sprzęt Banana Rama
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Piątek, 17 czerwca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 0

Po przejściu frontu, któremu towarzyszyła kilkuminutowa potężna burza, przejechałem się dookoła Zalewu z aparatem w sakwie, aby udokumentować zniszczenia. O wsiadaniu na szosówkę nawet w takich warunkach nie myślałem. I słusznie. Na trasie do Zalewu masa oderwanej od macierzy flory, w tym dwa powalone drzewa. W Dąbrowie jednak lepiej, niż się spodziewałem – na DDR sporo gałęzi, ale nic poza tym. Ponieważ jednak wiatry były nadal mocarne, jechałem przez las z duszą na ramieniu, bo wokół rozlegał się złowieszczy chrobot. Na zachodnim brzegu dostawałem momentami solidny podmuch w plecy, który bez specjalnego pedałowania niósł mnie ponad 30 km/h. Podejrzewam, że o wybieraniu się dookoła Zalewu na szosówce mogę na kilka dni zapomnieć. Taki mamy klimat.


Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality

Krajobraz po burzy: Zalew Zemborzycki w Lublinie
Krajobraz po burzy: Zalew Zemborzycki w Lublinie © chirality

Kaczki nad Zalewem Zemborzyckim
Kaczki nad Zalewem Zemborzyckim © chirality

Miłośnicy mocnego wiatru na Zalewie Zemborzyckim
Miłośnicy mocnego wiatru na Zalewie Zemborzyckim © chirality

Idealne miejsce na naukę
Idealne miejsce na naukę © chirality

Cholerni rowerzyści
Cholerni rowerzyści © chirality

Miłośnik wiatru nad Zalewem Zemborzyckim
Miłośnik wiatru nad Zalewem Zemborzyckim © chirality

Brakuje tylko dmuchawców
Brakuje tylko dmuchawców © chirality

Platformy kontra zatrzaski
Platformy kontra zatrzaski © chirality

Nie tama a zapora, to już oficjalne
Nie tama a zapora, to już oficjalne © chirality

Kacza rodzina na Zalewie Zemborzyckim
Kacza rodzina na Zalewie Zemborzyckim © chirality

Kategoria <50, dzień, sakwy, samotnie, szosa


  • DST 50.39km
  • Czas 01:40
  • VAVG 30.23km/h
  • VMAX 44.60km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Czwartek, 16 czerwca 2016 · dodano: 13.07.2016 | Komentarze 0

Trzy kółka dookoła Zalewu. Ciepło, ale burza wisiała w powietrzu. Byłem przygotowany, że na trasie złapie mnie deszcz. Szczególnie, że na zachodzie widziałem ulewy. No ale skończyło się na strachu i jednak całą trasę objechałem na sucho. Pewnie właśnie ze względu na niestabilną pogodę ruch na trasie niewielki. Wiało z południa, więc co się pobujałem z wiatrem na zachodnim brzegu, to moje.




  • DST 50.40km
  • Czas 01:39
  • VAVG 30.55km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 161m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Środa, 15 czerwca 2016 · dodano: 12.07.2016 | Komentarze 0

Wczoraj cały dzień w deszczu, dzisiaj rano też nieciekawie, ale po południu zrobiło się ładnie. Pojechałem przekręcić trzy kółka dookoła Zalewu. Spory ruch, ale jechało się bardzo przyjemnie. Szczególnie, że świat zdążył już przeschnąć (nie licząc kilku kałuż). Na ul. Osmolickiej jakieś wykopy – hmm, może będzie tam oświetlenie? Na DDR na zachodnim brzegu mijałem dwóch policjantów robiących fotki i zbierających wymiary kółkiem na patyku. Pewnie dokumentowali miejsce jakiejś kolizji z udziałem rowerzysty. Jest tam dosyć ostry zakręt, więc o nieszczęście nietrudno.




  • DST 50.37km
  • Czas 01:42
  • VAVG 29.63km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Podjazdy 172m
  • Sprzęt Szosant
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zalew Zemborzycki

Poniedziałek, 13 czerwca 2016 · dodano: 12.07.2016 | Komentarze 0

Standardowa pańszczyzna, czyli trzy kółka dookoła Zalewu. Ciepło, ale mocny wiatr ze wschodu trochę dokuczał na otwartym zachodnim brzegu. W sumie przejazd bez przygód, ale mogło być zupełnie inaczej, gdybym nie wyhamował przed kotem, który postanowił przebiec DDR w najmniej odpowiednim momencie. Łajza minęła się z przednim kołem o centymetry. W Dąbrowie pracowali geodeci i pewnie zbierali pomiary do budowy brakującego odcinka DDR wokół Zalewu. Ten kawałek ma być gotowy na koniec sezonu, więc w następnym roku nie trzeba będzie się już bujać po jezdni na ulicach Osmolickiej i Żeglarskiej.