Info
Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.Więcej o mnie.
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
Moje rowery
Wykresy roczne
+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w kategorii
sakwy
Dystans całkowity: | 10184.58 km (w terenie 522.50 km; 5.13%) |
Czas w ruchu: | 526:12 |
Średnia prędkość: | 19.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.90 km/h |
Suma podjazdów: | 40333 m |
Liczba aktywności: | 153 |
Średnio na aktywność: | 66.57 km i 3h 26m |
Więcej statystyk |
- DST 47.37km
- Teren 1.00km
- Czas 02:08
- VAVG 22.20km/h
- VMAX 36.40km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 212m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie i Zalew Zemborzycki
Środa, 29 czerwca 2016 · dodano: 31.07.2016 | Komentarze 0
Transportowo po mieście, a potem wieczorna pętelka dookoła Zalewu. Znowu bez kasku i rowerowego kubraczka, więc zamiast ruchliwej szosy wybrałem kawałek lasem. Tłoczno, szczególnie, gdy jechałem DDR nad Zalew, masy ludzi jechały w przeciwnym kierunku. Czekam na dzień, kiedy ta trasa się zapcha.- DST 23.15km
- Czas 01:14
- VAVG 18.77km/h
- VMAX 35.60km/h
- Temperatura 23.0°C
- Podjazdy 138m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie
Poniedziałek, 27 czerwca 2016 · dodano: 29.07.2016 | Komentarze 0
Dziesięć stopni mniej, niż przez ostatnie kilka dni, ale i tak ciepło.- DST 301.76km
- Teren 15.00km
- Czas 15:07
- VAVG 19.96km/h
- VMAX 36.10km/h
- Temperatura 33.0°C
- Podjazdy 872m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Wschodnie ekstremum Polski
Sobota, 25 czerwca 2016 · dodano: 26.10.2016 | Komentarze 0
Tydzień temu wyruszyłem na zachód, by zaliczać brakujące gminy macierzystego województwa, więc tym razem padło na przeciwny kierunek. Przy okazji postanowiłem dotrzeć do najbardziej na wschód położonego skrawka naszego kraju. Planowałem wyjechać o 5:00, ale ostatecznie zebrałem się na 6:40, co i tak jest dla mnie nieprzyzwoicie wczesną porą. Termometr wskazywał już 24 stopnie, ale widziałem, że to tylko preludium. Na serwisówce drogi ekspresowej do Piask sięgnąłem beztrosko po bidon i dopiero wtedy zorientowałem się, że zostawiłem go w domu. Nieortodoksyjnie odpukałem w malowaną ramy stal, żeby to nie był zły omen na dalszą podróż. W Piaskach byłem około ósmej i na rynku kupiłem coś do picia. Tablica nad jezdnią informowała, że temperatura dobiła już do 27 stopni. Trochę chłodził mocny czołowy wiatr, który towarzyszył mi przez połowę trasy aż do Zosina. Za Siedliszczkami trafił się pierwszy odcinek terenowy. Urokliwie, ale grunt lekko podmokły. Trochę też tam błądziłem i przez spory kawałek jechałem wzdłuż niewłaściwego brzegu jakiejś rzeczki. Od Biskupic aż do Rejowca poruszałem się tropem linii kolejowej Lublin-Chełm. Trasę, którą z perspektywy pociągu znam na pamięć, jechałem po raz pierwszy „obok”. Za Oleśnikami przekroczyłem Wieprz i kanał Wieprz-Krzna i wbiłem się na kolejny terenowy odcinek, tym razem przez las. Bardzo szeroka i dobrze ubita przeciwpożarówka, więc jechało się przyzwoicie. Minąłem cementownię i dotarłem do Rejowca, gdzie zrobiłem krótką przerwę przed popiersiem Mikołaja Reja, założyciela tego miasta (właściwie osady, bo prawa miejskie Rejowiec odzyska na początku 2017 roku). W zeszłym tygodniu odwiedziłem rodzinne strony Jana Kochanowskiego, więc podróże zaczynają się z wolna robić lekko literackie. Jako że byłem w niecce Pagórów Chełmskich, musiałem się z niej teraz wygrzebać. Moim kolejnym celem stała się Żmudź, miejsce urodzin mojej babci. Odcinek krajobrazowo piękny, ale pofałdowany, więc trzeba się było trochę napracować. Za miasteczkiem wbiłem się na DW844 Chełm-Hrubieszów. Niezbyt ciekawie, bo brak pobocza i masa szalejących kierowców. W Białopolu zrobiłem krótką przerwę na obalenie butelki mleka, a przed zjazdem z drogi wojewódzkiej w Raciborowicach rozsiadłem się na obiad na zadaszonym przystanku. Z nieba lał się żar, asfalt promieniował gorącem, więc odpoczynek był konieczny. Koniec końców ruszyłem jednak w dalszą drogę. Gdy byłem przed Hrebennem, zaczął się mecz Polakow ze Szwajcarami na Euro. Chodzi o czas, bo mecz odbywał się we Francji, a nie w okolicach Hrebennego. Od tej chwili starałem się wydedukować wynik obserwując ruch samochodowy i miny mijanych ludzi. Do Bugu dotarłem w Strzyżowie i zacząłem nareszcie zmieniać kierunek jazdy, którego całkowite odkręcenie nastąpiło w Zosinie. Na drogach tłoczno, ale ze względu na mecz, Polaków wywiało i większość samochodów była na ukraińskich blachach. Za przejściem granicznym w Zosinie wbiłem się na gruntówkę, którą chciałem docisnąć jak najdalej na wschód w kolano Bugu. Droga się skończyła i niby nad rzeką był wał, po którym można było się przejechać, ale podrdzewiała tablica informowała o zakazie przekraczania granicy państwa. Ta co prawda znajduje się w połowie nurtu rzeki, ale wolałem nie ryzykować i poza tablicę się nie zapuściłem, chociaż może chyba raczej na pewno jest to legalne. Na nawigacji widziałem, że jeszcze kilkadziesiąt metrów mogłem na wschód ujechać, ale po lekkim ataku paranoi miałem dziwne przeczucie, że jestem obserwowany. Dlatego też wycofałem się na z góry upatrzone pozycje. Skierowałem się następnie wzdłuż Bugu do Dorohuska, łykając kilometry typowych nadbużańskich krajobrazów. Po minimalnym ruchu samochodowym wnosiłem, że w meczu Polaków trwała dogrywka. W Bereżnicy zatrzymałem się w sklepie na uzupełnienie płynów, jednak żaden z jego bywalców nie znał wyniku. Jeden twierdził, że padł remis i obie drużyny przeszły dalej, ale raczej nie wziąłem tego poważnie. W Dubience nadziałem się na Piknik Świętojański. Na rynku masa ludzi, śpiewające gospodynie i niezbyt trzeźwy jegomość tańczący w zapodawanym przez nie rytmie. Wyjeżdżając z miasteczka popełniłem nawigacyjny błąd i wpakowałem się na gruntówkę przez las, która ciągnęła się aż do Mościsk. Nieprzyjemnie, bo przy zachodzącym już słońcu leśne gzy były bezlitosne. Zauważyłem wtedy, że jest pewna prędkość graniczna, powyżej której giez nie atakuje. Niestety utrzymanie jej na piaszczystych bezdrożach nie zawsze było możliwe, więc kilka ukąszeń musiałem znieść. A mogłem tego uniknąć, gdybym z Dubienki pojechał asfaltem przez Uchańkę, ech... W Dorohusku zatrzymał mnie zamknięty przejazd kolejowy. Rosyjski pociąg targający cysterny z gazem turlał się w tę i nazad, jakby Władimir Władimirowicz wahał się, czy zakręcać kurek, czy jeszcze nie. Za miastem wbiłem się na DK12, której nie opuściłem już aż do mety. Wiatr miałem całą drogę w plecy już od Zosina, ale był on znacznie słabszy, niż ten, który uprzykrzał mi jazdę wcześniej. Do Chełma dotarłem równo z zachodem słońca i już przed miastem zapuściłem pełne oświetlenie. Na ul. Rejowieckiej zamknęli mi dosłownie przed nosem Biedronkę. Beształem siebie o to przez resztę trasy rozważając, gdzie zmarnowałem te kilka kluczowych sekund. Przejazd do Piask, nie licząc wtargnięcia kota, bez historii. I całe szczęście, bo ruch ciężarowy był niewiarygodnie intensywny. W Piaskach tradycyjna przerwa na stacji benzynowej i przejazd do Lublina serwisówką już bez jakichkolwiek stresów. W domu zameldowałem się konkretnie ujechany około pierwszej w nocy. Późno, ale była to sprawiedliwa cena za równie późny start. Wyjazd sprawił mi masę radości i to pomimo skwaru i wiatru, które solidnie dawały w kość. Piękne krajobrazy wschodniej Polski w pełni to jednak rekompensowały.Jezioro w liliach © chirality
Krajobraz w fiolecie © chirality
Cementownia Rejowiec © chirality
Cementownia Rejowiec © chirality
Popiersie Mikołaja Reja w Rejowcu © chirality
Green Velo © chirality
Dzisiaj rów, jutro główna na BS © chirality
Na Żmudź! © chirality
Pagóry Chełmskie © chirality
Trawa i dym targane wiatrem w Żmudzi © chirality
Mój rower w Horodle © chirality
Kościół w Horodle © chirality
Przydrożne pół krzyża © chirality
Impreza w Dubience © chirality
Czołg w Dubience © chirality
Rosyjski pociąg w Dorohusku © chirality
Cementownia w Chełmie © chirality
Cementownia w Chełmie © chirality
Zachód słońca w Chełmie © chirality
- DST 48.16km
- Teren 1.00km
- Czas 02:15
- VAVG 21.40km/h
- VMAX 34.50km/h
- Temperatura 29.0°C
- Podjazdy 192m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie i Zalew Zemborzycki
Środa, 22 czerwca 2016 · dodano: 22.07.2016 | Komentarze 0
Transportowo po mieście w niezłym upale. Nie obyło się bez odkryć. Przedłużono DDR na al. Spółdzielczości Pracy do granic Lublina. Drobna rzecz, a cieszy, bo na tym odcinku ruch samochodowy jest szalony. Na powrocie przejechałem wzdłuż Bystrzycy cześć mojej dawnej standardowej pętelki. No i okazało się, że wyremontowano najbardziej zmasakrowany kawałek asfaltu, na którym byłem zmuszony szosówką podskakiwać, żeby jakoś go przejechać. Teraz asfalt gładki, krawężniki wyprostowane, ale pętla i tak nadal nieprzejezdna. Mijałem też czyszczarkę zbierającą z DDR śmieci, które przyniosła ostatnia burza. Pod sam wieczór przejechałem się dookoła Zalewu. Ponieważ wyjechałem, jak stałem i do tego bez kasku, więc nie chciałem zapuszczać się na jezdnię. Dlatego wpadł krótki kawałek lasem. Na wysokości Lubelskiego Klubu Jeździeckiego mijałem grupę ok. 50 biegaczy. W przeciwieństwie do rolkarzy, jest to zdyscyplinowana sekta, która do praktykowania swojego hobby wykorzystuje chodniki. Dojazd do zapory na Zalewie elegancko wysprzątany i jedynie na wysokości Mariny nadal lekki syf. Piękna pogoda, więc rowerzystów zatrzęsienie.- DST 260.09km
- Teren 20.00km
- Czas 12:19
- VAVG 21.12km/h
- VMAX 39.60km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 801m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Kozienice
Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 21.10.2016 | Komentarze 0
W tym roku chciałbym objechać wszystkie gmin województwa lubelskiego, w których mój rower jeszcze nie postawił swojej stopy. Gminy peryferyjne są na tyle daleko, że dotarcie do nich i powrót to wyprawa na cały dzień. Samo się jednak nie pojedzie, więc dzisiaj padło na zachodnie rubieże heimat'u. Trasę rozrysowałem w Gpsies pod górala. Przy takim założeniu ten serwis bierze pod uwagę wszelkiej maści drogi, nawet takie o wątpliwej proweniencji, aby wyznaczyć optymalną trasę. Istnieje wtedy pewne ryzyko, że wyprodukowany ślad wyprowadzi człowieka w przysłowiowe kartofle, ale generalnie rzecz biorąc różnorodność napotykanych nawierzchni i wielka niewiadoma, która może czyhać za zakrętem, też mają swój urok. Z domu wyjechałem bardzo późno, bo po dziesiątej. Zawsze planuję w długie trasy ruszać ze wschodem słońca, ale poranek nieubłaganie to weryfikuje. Bywam o to na siebie zły, bo wiem, że konsekwencją będzie szlajanie się na rowerze po nocach. No ale coś za coś. Kiedyś naprawdę wyjadę z kurami, żeby się przekonać, czy warto. Pogoda była rewelacyjna – ciepło, ale na niebie pierzaste obłoki trzymające w ryzach pełną lampę. Na wiatr nie narzekałem, bo jak to na pętli, raz pomagał, raz przeszkadzał. Wyjazd z Lublina trasą na Warszawę. Przejeżdżając obok faceta szabrującego czereśnie w sadzie, pokiwałem mu z dezaprobatą palcem. Zdezorientowany odmachał mi jakby na powitanie. Po zjechaniu z głównej drogi zaczęły się ładne krajobrazy. Bocianów siedzących na gniazdach i spacerujących po łąkach zatrzęsienie. Na jednym z pierwszych odcinków terenowych wyskoczyła mi z uchwytu tylna lampka i rozsypała się w drobny mak. Udało mi się ją złożyć, ale schowałem ją do sakwy nie chcąc ryzykować jej zniszczeniem, gdy zanosiło się na jazdę w nocy. Przez całą trasę aż do granicy województwa odurzały mnie fale aromatu truskawek – uprawy wcześniej czułem, niż widziałem. Te rejony to lubelskie zagłębie truskawkowe, więc wrażenia węchowe to dodatkowy bonus. Niedziela i pewnie dlatego tylko na jednym polu spotkałem dużą grupę ludzi przy zbiorach. Chciałem ich jakoś przywitać, ale mój ukraiński nie jest najlepszy. W Drążgowie przekroczyłem Wieprz. Na nawrocie już tej rzeki jednak nie spotkałem, bo topi się ona w Wiśle między Dęblinem a Puławami, które znajdowały się na mojej trasie. W Rykach krótki postój pod sklepem na uzupełnienie płynów. Po przekroczeniu Wisły w Dęblinie wylądowałem po raz pierwszy w tym roku w obcym województwie. I to od razu w mazowieckim! Drogowskazy na Kozienice swoje, a ja swoje, bo nawigacja wyprowadziła mnie na gruntówkę wzdłuż rzecznego wału. Widać było, że trasa nie jest zbyt uczęszczana, bo momentami przedzierałem się przez konkretne chaszcze. Spłoszyłem sarny i ledwo objechałem wygrzewającego się w poprzek drogi grubego, czarnego i nieprzyzwoicie długiego węża. Nim się jednak zatrzymałem, nim wyciągnąłem aparat, to uciekł w zarośla. A nie byłem na tyle głupi, żeby go tam szukać. Od tego momentu każda leżąca na drodze gałąź wydawała mi się podejrzana, bo lepiej dmuchać na zimne. Po powrocie do domu internet pouczył, że była to żmija zygzakowata odmiany melanistycznej, zwana żmiją piekielną. Klawo jak cholera. Gdzieś przed Kozienicami spotkałem jeszcze na asfalcie żmiję w normalnym ubarwieniu, która rozmiarowo nie dorastała tamtej czarnej do pięt (o ile węże mają pięty). W samych Kozienicach zrobiłem krótki postój przed Biedronką, a ponieważ miałem problemy ze zidentyfikowaniem jakiegoś centrum tego grodu, więc udałem się w dalszą drogę. Trasa do Pionek w większości terenowa przez Puszczę Kozienicką. Pięknie, ale odcinek ciężki, bo momentami grząski piach i sporo powalonych drzew po ostatnich wichurach. Aby uniknąć gleby jechałem wypięty z pedałów, ale i tak niektóre kawałki musiałem brać z buta. Tuż przed wyjazdem z lasu wyścig z jaszczurką. Ja w lewo, ona w lewo, ja w prawo, ona w prawo. W konsekwencji nawet nie wiem, czy ją rozjechałem. Tryumfalny wjazd do Pionek po trylince, która czasy świetności miała dawno za sobą. Już wolałem ten leśny piach, bo taka telepanina po zmasakrowanym betonie mocno wchodzi w dłonie. W mieście krótka przerwa na wymianę baterii i uzupełnienie kalorii, ale nie chciałem się rozsiadać, bo dzień nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. Jako że w Pionkach zaczął się właściwy powrót do domu, skierowałem się na wschód ku Wiśle. Przejeżdżając przez Czarnolas bezwiednie zacząłem cytować słowa poety „Litwo! Ojczyzno moja!”. Wzruszenie, w przeciwieństwie do Słońca, sięgało zenitu. Do województwa lubelskiego i ostatniej nowej gminy zaplanowanej na ten wyjazd (Janowiec jest jedyną lubelską gminą leżącą całkowicie na lewym brzegu Wisły) wjechałem równo z zachodem słońca i pomimo tego, że było jeszcze w miarę jasno, dla spokoju zapaliłem tylne lampki. Z rogatek Janowca dostrzegłem na prawym brzegu Wisły intrygującą formację geologiczną. Okazała się nią Skarpa Dobrska, z którą miałem przyjemność ostatniego sylwestra, gdy głęboką nocą wyrosła przede mną za Dobrem czarna ściana, a poziomice na mapie zaczęły się niezdrowo zagęszczać. W samym Janowcu konkretny podjazd pod ruiny zamku. Oficjalnie kocie łby, ale nie miałem ochoty na martyrologię, więc wybrałem chodnik. Od Góry Puławskiej jechałem już na pełnym oświetleniu, bo i tak wycisnąłem z długiego dnia, ile się dało. Do Puław wjechałem starym mostem, który posiada dylatacje bardziej przyjazne dla rowerowych kół, niż jego następca. W centrum ostatnie uzupełnienie płynów, a na rogatkach pożegnalna mocna fala zapachu truskawek. W Kurowie zatrzymałem się na rynku, gdzie wyjadłem prowiant, który wiozłem jeszcze z domu. Za godzinę północ, ale noc była przyjemnie ciepła. Trochę obawiałem się tych ostatnich ~30 km, bo ta jazda po ciemku już zaczynała mnie z lekka nużyć. W Markuszowie zobaczyłem kątem oka w bocznej uliczce szosowca, który po chwili mnie doszedł i przejechaliśmy razem aż pod sam Lublin. Gawędziło się tak dobrze, że cała trasa upłynęła nadspodziewanie szybko. Od Garbowa, w którym niedawno zamykałem wielką pętlę, zaczęło ostro błyskać na południu. Grzmoty jednak nie były słyszalne, więc burza szalała jeszcze bezpiecznie daleko. Pomimo, że Gpsies wysyłało mnie w Garbowie na Tomaszowice i dotarcie do Lublina DW830, to jednak postanowiłem trzymać się DK12 do samego końca. W domu zameldowałem się kilkanaście minut po północy. Godzinę później rozpętała się burza. Podsumowując, wyjazd bardzo przyjemny, bo i pogoda dopisała, jak i było sporo odcinków po bezdrożach i bezludziach. Wpadło przy tym 11 nowych gmin, co daje ok. 20 km na gminę – pod tym względem przejażdżka okazała się bardzo efektywna.Pocztówkowa Lubelszczyzna © chirality
Wierzby płaczące © chirality
Bocian na łące © chirality
Wiatraki © chirality
Żółte pole © chirality
Lubelska gruntówka © chirality
Promienie słońca © chirality
Wisła w Dęblinie © chirality
Kabelki z Elektrowni Kozienice © chirality
Elektryczna symetria © chirality
Kozienice © chirality
Puszcza Kozienicka © chirality
Wjazd do Puszczy Kozienickiej - mój rower jest z ALP © chirality
Rzeźba św. Franiciszka na skraju Puszczy Kozienickiej © chirality
Pionki © chirality
-Aha, największa rzecz bym zapomniał... kamyk, o który Pan prosił z... Czarnogóry przywiozłem
-Z góry?!
-Z Czarnolasu oczywiście! Pamiątka. Pan wie, kto po nim stąpał?!! Tu kładę, Panie Janie kochany. Wieczorem będzie czas pogadać sobie o starych Polakach, a na razie... © chirality
Zachód słońca © chirality
Zachód słońca na granicy województw © chirality
Skarpa Dobrska z lewego brzegu Wisły © chirality
Ruiny w Janowcu © chirality
- DST 25.22km
- Czas 01:05
- VAVG 23.28km/h
- VMAX 38.40km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 79m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Piątek, 17 czerwca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 0
Po przejściu frontu, któremu towarzyszyła kilkuminutowa potężna burza, przejechałem się dookoła Zalewu z aparatem w sakwie, aby udokumentować zniszczenia. O wsiadaniu na szosówkę nawet w takich warunkach nie myślałem. I słusznie. Na trasie do Zalewu masa oderwanej od macierzy flory, w tym dwa powalone drzewa. W Dąbrowie jednak lepiej, niż się spodziewałem – na DDR sporo gałęzi, ale nic poza tym. Ponieważ jednak wiatry były nadal mocarne, jechałem przez las z duszą na ramieniu, bo wokół rozlegał się złowieszczy chrobot. Na zachodnim brzegu dostawałem momentami solidny podmuch w plecy, który bez specjalnego pedałowania niósł mnie ponad 30 km/h. Podejrzewam, że o wybieraniu się dookoła Zalewu na szosówce mogę na kilka dni zapomnieć. Taki mamy klimat.Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: DDR nad Bystrzycą w Lublinie © chirality
Krajobraz po burzy: Zalew Zemborzycki w Lublinie © chirality
Kaczki nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Miłośnicy mocnego wiatru na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Idealne miejsce na naukę © chirality
Cholerni rowerzyści © chirality
Miłośnik wiatru nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Brakuje tylko dmuchawców © chirality
Platformy kontra zatrzaski © chirality
Nie tama a zapora, to już oficjalne © chirality
Kacza rodzina na Zalewie Zemborzyckim © chirality
- DST 45.45km
- Czas 02:05
- VAVG 21.82km/h
- VMAX 39.20km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 232m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Polanówka i po Lublinie
Czwartek, 9 czerwca 2016 · dodano: 10.07.2016 | Komentarze 0
Przejechałem się do Polanówki pofotografować maki (ostatni dzwonek, bo sporo z nich to już makówki). Później trochę transportowo po mieście. Ciepło, ale niebo zachmurzone na tyle, że momentami spodziewałem się nawet deszczu. Do tego mocny północny wiatr, który na otwartym zachodnim brzegu Zalewu Zemborzyckiego wziąłem mężnie na lico.Maki i chabry w życie © chirality
Kwitnące maki © chirality
Pylon w makach © chirality
Trzy stadia maku © chirality
Czerwone maki © chirality
Rower w makach © chirality
Kwitnące maki © chirality
Czerwone maki na Monte Polanówka © chirality
- DST 81.53km
- Czas 03:31
- VAVG 23.18km/h
- VMAX 45.00km/h
- Temperatura 13.0°C
- Podjazdy 430m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Piaski
Niedziela, 15 maja 2016 · dodano: 06.06.2016 | Komentarze 0
Przejazd po okolicy, aby obfotografować kwitnące rzepaki. Zimna Zośka okazała się nie tylko zimna, ale i wietrzna. I dlatego o jeździe na krótko można było zapomnieć. Na Zalewie Zemborzyckim tłumy żaglówek korzystających z konkretnego wiatru. Do rogatek Bychawy miałem go generalnie z boku, a po skręcie na Piotrków zaczął nawet pomagać. W Osowej obfotografowałem bocianie gniazdo. Tato bocian był trochę zirytowany moją obecnością, więc po chwili z niego wyleciał. Znad gałęzi wystawała głowa drugiego boćka, więc w gnieździe się dzieje. Do Piask z wiatrem poszło sprawnie, nawet po wertepach w okolicach Chmiela. Ze względu na święto, wszystko pozamykane, więc na piaseckim rynku nie rozsiadałem się na zbyt długo. Powrót do Lublina serwisówką ekspresówki pod centralnie wiejący mocny wiatr, a do tego przy niskim słońcu zaczynało zaciągać konkretnym chłodem. I dlatego dobicie do bazy powitałem z ulgą.Żaglówki na Zalewie Zemborzyckim © chirality
Kasztanowa aleja w Żabiej Woli © chirality
Na Piotrków! © chirality
Bychawa otoczona rzepakiem © chirality
Czuwanie © chirality
Wróbel ma drucie © chirality
Okolice Chmiela © chirality
Hopki w okolicach Chmiela © chirality
- DST 56.87km
- Czas 02:28
- VAVG 23.06km/h
- VMAX 42.60km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 320m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Nałęczów
Niedziela, 10 kwietnia 2016 · dodano: 31.05.2016 | Komentarze 0
Niezbyt ciekawa pogoda, bo w nocy padał deszcz, a dzień był ponury. Postanowiłem jednak przejechać się do Nałęczowa, bo dosyć dawno tam nie byłem. Przykry północny wiatr, który na szczęście miałem zazwyczaj z boku. Do celu bocznymi drogami przez Motycz, Palikije i Wojciechów. Na rogatkach Lublina porozmawiałem sobie na światłach z kierowcą, który kilka chwil wcześniej wyprzedził mnie na gazetę, a później bawił się w wyprzedzanie innych pojazdów z prawej. W lasach wypatrzyłem dywany kwitnących zawilców, więc wiosna pełną gębą. W samym Nałęczowie tradycyjna krótka ścianka, przed którą trzeba zrzucać z blatu na gwałt i już byłem w centrum. Poszwendałem się trochę po parku – sporo ludzi, ale atmosfera tradycyjnie senna. Powrót do Lublina główną drogą bez historii. Żenujący asfalt przy wjeździe do miasta, który akurat wypada na podjeździe, po zimie wygląda jeszcze gorzej. Nie wiem, czy te wjazdy do Lublina to taka ziemia niczyja i dlatego nie ma nikogo, kto by się poczuwał do położenia tam jakiegoś asfaltu? Powrót jeszcze za dnia, ale i tak z Nałęczowa jechałem na tylnych lampkach dla świętego spokoju.Bolesław Prus na ławce w Nałęczowie © chirality
Sztuka (a właściwie trzy) w Nałeczowie © chirality
Nałęczowski staw © chirality
Nałęczowskie kaczki © chirality
Rowery w Nałęczowie © chirality
Nałęczowska alejka © chirality
Łabędź w kadrze © chirality
Popiersie Stefana Żeromskiego w Nałęczowie © chirality
Sztuka w Nałęczowie © chirality
Para w Nałęczowie © chirality
- DST 69.79km
- Czas 03:14
- VAVG 21.58km/h
- VMAX 40.20km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 323m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Bychawa
Środa, 6 kwietnia 2016 · dodano: 29.05.2016 | Komentarze 0
Podjechałem na lubelski Plac Litewski porobić trochę zdjęć, bo od jutra zaczyna się jego przebudowa. Później miałem zamiar pobujać się dookoła Zalewu Zemborzyckiego, ale już nad samą wodą zmieniłem plany i pojechałem do Bychawy. Trochę ryzykowna zmiana, bo nie zabrałem żadnych narzędzi, więc w najgorszym wypadku narażałem się na 30 km z buta. W Bychawie krótki postój pod ruinami, ale trzeba się było zwijać, bo niebo zaczęły wypełniać groźnie wyglądające chmury. Powrót pod konkretny północny wiatr, który nieźle mnie wytarmosił. Do tego pod wieczór temperatura zaczęła lecieć ostro w dół. Na szczęście deszcze pojawiały się tylko symboliczne. Nad Zalewem powiozłem się kilka kilometrów na kole jakiegoś górala, co zawsze cieszy. Do domu dobiłem już w szarówce i rychło w czas, bo w trasę wybrałem się bez lampki.Marszałek na Placu Litewskim w Lublinie © chirality
Grand Hotel na Krakowskim Przedmieściu w Lublinie © chirality
Kościół Kapucynów św. Piotra i Pawła w Lublinie © chirality
"Baobab" na Placu Litewskim w Lublinie © chirality
Kwitnące magnolie na Placu Litewskim w Lublinie © chirality
Pomnik Konstytucji 3 Maja na Placu Litewskim w Lublinie © chirality
Pomnik Unii Lubelskiej w Lublinie © chirality
Krakowskie Przedmieście w Lublinie © chirality
Eksplozja tataraku nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Wkurzony łabędź w Bychawie © chirality
Ruiny w Bychawie © chirality
Kosarzewka w Bychawie © chirality
Ciemne chmury nad Bychawą © chirality
Pylon i drzewo © chirality