Info
Jestem chirality z Lublina. Mam przejechane 42279.29 km, w tym 945.90 km w terenie, z prędkością średnią 23.87 km/h.Więcej o mnie.
2020
2019
2018
2017
2016
2015
2014
Moje rowery
Wykresy roczne
+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w kategorii
sakwy
Dystans całkowity: | 10184.58 km (w terenie 522.50 km; 5.13%) |
Czas w ruchu: | 526:12 |
Średnia prędkość: | 19.35 km/h |
Maksymalna prędkość: | 47.90 km/h |
Suma podjazdów: | 40333 m |
Liczba aktywności: | 153 |
Średnio na aktywność: | 66.57 km i 3h 26m |
Więcej statystyk |
- DST 151.15km
- Czas 06:51
- VAVG 22.07km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 731m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Batorz
Niedziela, 31 lipca 2016 · dodano: 19.09.2016 | Komentarze 0
Wyjechałem z domu dosyć późno, bo około piętnastej. W planie miałem standardową rundkę do Wysokiego z dodatkową pętelką z Draganów do Batorza. Jadąc wzdłuż Zalewu Zemborzyckiego delektowałem się błękitnym niebem. Zapowiadało się co prawda, że wiatr będzie przeszkadzał w pierwszej połowie trasy, no ale nie można mieć wszystkiego. W drodze do Bychawy pojawiły się skazy w tej sielance, bo zauważyłem szeroką falangę chmur sunących z zachodu, które bezpardonowo zrzucały deszcz. Trochę mnie to zaskoczyło, bo prognozy były raczej dobre, ale oceniłem, że jadąc cały czas na południe, zejdę tym chmurom z linii strzału. Z tym schodzeniem zeszło mi aż do Wysokiego. Wyglądało to lekko surrealistycznie, bo przed sobą na południu i wschodzie miałem cały czas błękitne niebo, a za plecami nieboskłon kotłował się w zwałach chmur. W Wysokiem pojawiły się przebłyski słońca i już zacząłem sobie przybijać mentalnie piątkę. Nie trwały one jednak długo. Wjechałem na pętelkę do Batorza i ponownie na prawej flance wypełzły ciemne chmury. Co gorsza, zaczęło z nich zdrowo błyskać jakieś 4 km ode mnie. W okolicy Studzianek wspiąłem się na najwyższy, bardzo wyeksponowany punkt trasy i ogarnęła mnie lekka cykoria, bo leżące nieopodal podkraśnickie lasy stały się celem ataku błyskawic. I to nie jakichś takich rachitycznych, ale solidnych, jak z filmów grozy. Nic tam po mnie, więc z ulgą zjechałem do Batorza. Tutaj zrobiłem sobie przerwę, bo inaczej wracając do Wysokiego wjechałbym prosto w burzę. Akurat odbywał się piknik z okazji 90-lecia gminy Batorz, który postanowiłem odwiedzić. Fajne klimaty. Ze sceny miejscowa poetka recytowała swój utwór. Leciał on mniej więcej tak: „Nasza gmina Batorz jest bardzo piękna, kto tu raz zawita, zawsze ją pamięta”. Trzeba mieć serce z kamienia, żeby się nie wzruszyć. Chmury odeszły, dosłownie, w siną dal, więc udałem się w dalszą drogę. Nie ujechałem daleko, bo w Wólce Batorskiej złapała mnie konkretna zlewa, przed którą udało mi się schronić na przystanku PKS. Deszcz szybko przeminął i od tej pory aż do Lublina jechałem po mokrych drogach. Odcinek Batorz-Dragany bardzo przyjemny. O ile dojazd do Batorza po hopkach, o tyle nawrót płaski jak stół, bo meandrujący pomiędzy wzgórzami. Aż do Lublina byłem również świadkiem przedstawienia na północnym i wschodnim niebie, którym od czasu do czasu wstrząsały konwulsje wyładowań gdzieś w czeluściach chmur. Były tak silne, że ogromne połacie nieba zmieniały na krótką chwilę barwę. Byłem w bezpiecznej odległości, więc mogłem to obserwować bez obaw. Z nadejściem nocy, która złapała mnie w Wysokiem, to przedstawienie prezentowało się jeszcze bardziej dramatycznie. Od Wysokiego jechałem na pełnym oświetleniu (beształem siebie w myślach, bo przed wyjazdem rozważałem pozostawienie lampki w domu). Odcinek do Piotrkowa w sporym stresie, bo intensywny ruch samochodowy, droga mokra i kiepska, a do tego pozbawiona pobocza. Po dotarciu do masztu w Bożym Darze zrobiło się z górki i po chwili z ulgą dotarłem do Piotrkowa. W Czerniejowie minąłem straż obywatelską blokującą drogę do planowanej spalarni zwłok. „Nie dla krematorium” – głosił jeden z transparentów. Na DDR wzdłuż Zalewu napotkałem tuptającego jeża. Nie był jednak zbyt towarzyski i zwiał na jakąś posesję przez oczko w siatce. Był tak gruby, że przez chwilę miał problemy z przeciśnięciem się, ale w końcu odniósł pełny sukces. Do domu dotarłem kilka minut po 23. Wycieczka udana, bo pomimo generalnie paskudnej pogody, udało mi się przemykać w bezpiecznej odległości od deszczów i burz.Ucieczka przed deszczem w okolicach Bychawy © chirality
Okolice Starej Wsi - widok na południowy-wschód © chirality
Okolice Starej Wsi - widok na północny-zachód © chirality
Okolice Wysokiego © chirality
Fakt, bo prognozy były zupełnie inne © chirality
Burza nad kraśnickimi lasami © chirality
Okolice Studzianek © chirality
Okolice Studzianek © chirality
Okolice Studzianek © chirality
Festyn w Batorzu © chirality
Festyn w Batorzu © chirality
Zlewa w Wólce Batorskiej © chirality
Okolice Wólki Batorskiej © chirality
- DST 85.18km
- Czas 04:47
- VAVG 17.81km/h
- VMAX 35.70km/h
- Temperatura 28.0°C
- Podjazdy 474m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Powrót spod Zamościa
Niedziela, 24 lipca 2016 · dodano: 14.01.2017 | Komentarze 0
Skrawek nocy po intensywnym dniu nie był najlepszy. Chłodnawo i niewygodnie. Momentami pewnie zasypiałem, ale generalnie tkwiłem na granicy między jawą a snem. Pobudka po piątej i przed szóstą ruszyłem w drogę. Bardzo ciężko było rozruszać mięśnie, ale wiedziałem, że z każdym przejechanym kilometrem będzie z tym lepiej. Początkowo okolicę spowijała lekka mgła i było chłodnawo, ale wraz ze wschodzącym słońcem temperatura szybko rosła. Do tego stopnia, że musiałem czym prędzej jakoś uzupełnić płyny. Jak na złość, w niedzielny poranek nie było to takie proste. Gdy już traciłem nadzieję, trafiłem na otwartą knajpę, gdzie mogłem w końcu ugasić pragnienie. Niewiele dalej trafiłem też na otwarty sklep. Schroniłem się tam pod rozłożystym drzewem i zrobiłem dłuższą przerwę. Wdałem się w pogawędkę z miejscowym miłośnikiem tanich trunków. Jednak gdy mój kompan zniknął na chwilę w czeluściach sklepu po nastepną butelkę, postanowiłem się stamtąd po angielsku zmyć. Odcinek do Piask mocno pofałdowany, więc wszedł w nogi. W mieście termometr wskazywał 28 stopni, ale kręciłem dalej i koniec końców jakoś doczłapałem się serwisówką ekspresówki do Lublina. Podsumowując, ten dwudniowy wyjazd był pełen wrażeń, ale również solidnie dał mi w kość. Kardynalnym błędem był zbyt późny wyjazd z domu, przez który nie byłem w stanie zamknąc pętli bez przerwy na sen. Późny wyjazd spowodował również to, że po wioskach tułałem się głuchą nocą, gdy pieski dokazywały. Tarmoszenie roweru z sakwami po wielu trudnych odcinkach terenowych również kosztowało mnie sporo sił. Przy okazji tego wyjazdu wpadło 11 gmin, dzięki którym „wyczyściłem” sporą połać mojego województwa.Mgły w okolicach Zamościa © chirality
Sarny we mgle © chirality
Sarna © chirality
Zjazd do Zamościa od strony Krasnegostawu © chirality
Pofalowanie © chirality
Okolice Zamościa © chirality
Krasnystaw © chirality
Trasa Krasnystaw-Piaski © chirality
Maszt w Piaskach © chirality
- DST 322.34km
- Teren 40.00km
- Czas 17:35
- VAVG 18.33km/h
- VMAX 39.70km/h
- Temperatura 26.0°C
- Podjazdy 1405m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Korona Roztocza Wschodniego
Sobota, 23 lipca 2016 · dodano: 14.01.2017 | Komentarze 0
Zaplanowałem wyjazd, podczas którego mógłbym upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu. Jego pierwszym etapem miało być dotarcie nad Nielisz w ramach objazdu lubelskich jezior. Początkowo miałem zamiar wyjechać z domu o drugiej rano, aby nad wodę dotrzeć razem ze wschodem słońca na sesję fotograficzną. Koniec końców wyjechałem o piątej, ale ponieważ niebo było zaciągnięte chmurami, to i tak nie miało znaczenia, kiedy nad ten Nielisz dotrę. Tak siebie przynajmniej rozgrzeszałem za brak motywacji. Początkowo jakoś specjalnie ciepło nie było, bo raptem 13 stopni. Nad Zalewem Zemborzyckim ponuro, ale i tak na jego brzegu tłumy wędkarzy moczących kije. Ciekawe, że jeszcze nie widziałem, by ktoś tam cokolwiek złowił. Do masztu w Bożym Darze jechałem przetartym szlakiem, bo trasa pokrywała się ze standardową pętelką do Wysokiego. W Zielonej odbiłem jednak na Krzczonów i po hopkach przez Żółkiewkę dotarłem nad Nielisz. Gdy robiłem nad nim zdjęcia, dojechał do mnie konkretnie objuczony sakwiarz, a właściwie torbiarz. Jechał z Tczewa do Polańczyka w Bieszczadach (to się nazywa wycieczka!), a że nasze trasy się pokrywały, więc ruszyliśmy w dalszą drogę razem. W Szczebrzeszynie zrobiliśmy krótką przerwę, aby mój kompan mógł uzupełnić zapas płynów. Wtem pod rynek podjechały radiowozy i policjanci zaczęli kierować ruchem. Powód zamieszania wyjaśnił się, gdy do miasta wtoczyły się autokary z pielgrzymami na Światowe Dni Młodzieży. Machali nam, to i my machaliśmy, bo jednak staropolska gościnność zobowiązuje. Po machaniu ruszyliśmy w dalszą podróż jezdnią a później przyjmną DDR, ale w Zwierzyńcu nasze drogi się rozeszły. Sakwiarz pojechał na Biłgoraj, a ja na Józefów, w którym powitały mnie znaki objazdu do Suśca. Nie wiedziałem, czy dałoby się jechać pierwotną trasą rowerem, ale dla pewności do Hamerni udałem się jednak objazdem. Pogoda zaczynała się poprawiać. Wyjrzało słońce, a przy czystym niebie zrobiła się konkretna lampa. Od Zwierzyńca jechałem przez lasy Roztoczańskiego Parku Narodowego i Parku Krajobrazowego Puszczy Solskiej usłane dywanami owocujących właśnie jagodników. Asfalty marne, ale jokoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. W Suściu atmosfera czysto letniskowa. Na większości domów wisiały szyldy zachęcające turystów do noclegu. Tamże zaczął się też drugi etap mojej podróży, czyli przejechanie niebieskiego szlaku pieszego Szumów na Tanwi i Jeleniu (15 km). Jego początek wiódł przez piękne lasy, aż w końcu dobiłem do rzeki. Bardzo malowniczo, a szumy głośniejsze, niż się spodziewałem. Tłumy ludzi na szczęście tylko w pobliżu drogi w Hucie Szumy, gdzie znajduje się wypożyczalnia kajaków. Dalej już tylko pojedynczy turyści. Z mapy widzę, że tutaj pierwszy raz wjechałem na chwilę do województwa podkarpackiego. W dalszej części trasy, która biegła pograniczem, zdarzyło mi się to jeszcze kilka razy. Nad Tanwią robiłem częste postoje na fotografowanie ze statywu i lokując się na stromym stoku nieomal utopiłem aparat w rzece. Sztuka wymaga ofiar. Po kilku kilometrach odjechałem od Tanwi i zaczęły się schody. Dosłownie. Kamienne schody prowadzące na szczyt sporego wzniesienia, które musiałem brać z buta. Dalej spokojny kawałek przez las, na którym pojawiły się ostrzeżenia o niebezpieczeństwach na szlaku. Myślałem, że ktoś dramatyzuje, ale kilkaset metrów dalej ukazało się strome urwisko najeżonego korzeniami. Jakoś udało mi się ten kawałek przebrnąć i po chwili zamknąłem pętelkę lądując ponownie w Suścu. Teraz przyszła kolej na trzeci etap tego wyjazdu, czyli atak na polską część Korony Roztocza Wschodniego. Wjechałem na dłużej do województwa podkarpackiego i przez Narol, jak i i po krótkim postoju przy cmentarzu cholerycznym na rogatkach Jędrzejówki, dotarłem do Huty Złomy. Tam rozpocząłem zdobywanie Wielkiego Działu. Minąłem umocnienia linii Mołotowa (betonowe płyty i bunkier) i zacząłem ostatni podjazd. Gdyby nie piaszczyste odcinki, dałoby się go podjechać po całości, bo jakichś zabójczych gradientów nie było, a tak niektóre fragmenty musiałem brać z buta. Przed szczytem przejechałem obok jakiegoś biednego zwierzaka złapanego we wnyki. Przestraszony wydawał złowrogie dźwięki i był bardzo niespokojny, więc nie było najmniejszej szansy, abym mógł mu bezpiecznie pomóc. Na szczycie Wielkiego Działu drogowskaz i punkt pomiarowy, dzięki któremu wiedziałem, że na pewno jestem w jego najwyższym punkcie. Zjechałem do Woli Wielkiej i rozpocząłem podjazd na dwa Goraje. W lesie wyskoczyło co prawda kilka zakazów ruchu, ale je zignorowałem. Szlak momentami znikał pod gęstymi krzakami i gdyby nie to, że trasę miałem wklepaną w nawigację, łatwo byłoby się zgubić. Sam szczyt Długiego Goraju, najwyższego szczytu polskiej części Roztocza, też zarośnięty chaszczami, więc trudno było się tam wgramolić nawet z buta. A o wjechaniu rowerem nie było mowy. Potem delikatne siodło, przez które przebiega granica województw podkarpackiego i lubelskiego, i podejście na Krągły Goraj. Minąłem kolejny sowiecki bunkier, nieco wyżej jakiś nieoznakowany słup i w końcu dotarłem na szczyt. Wyżej w województwie lubelskim nie ma nigdzie! Niestety ze względu na gęste zalesienie widoki były kiepskie, a wręcz żadne. Szkoda. Później zjazd do Huty Lubyckiej, gdzie z ulgą wróciłem na asfalt. Do Lubyczy Królewskiej dotarłem, gdy zaczynało już szarzeć. Co prawda mogłem teraz jechać do Zamościa elegancką DK17 przez Tomaszów Lubelski, ale czwartym etapem tego wyjazdu miało być zaliczanie brakujących gmin południowo-wschodnich rubieży województwa lubelskiego. Dlatego też po krótkiej przerwie na uzupełnienie prowiantu, zacząłem meandrowanie do Zamościa bocznymi drogami, których jakość była generalnie taka sobie. Jazda po takich rewirach nocą wiąże się zazwyczaj z częstymi atakami psów. Tak było i tym razem. Doszło to tego, że przez tereny z zabudowaniami jechałem z przednią lampką w dłoni, by oślepiać każdego goniącego mnie czworonoga. Rykoszetem obrywało się też bocianom śpiącym na stojąco na gniazdach. Gdzieś na wyboistej drodze wypuściłem lampkę z dłoni i z duszą na ramieniu obserwowałem, jak robi salta na asfalcie. Na szczęście nie zgasła, bo bez niej dalsza jazda byłaby niemożliwa. Trochę martwiły mnie też dogorywające baterie w nawigacji, ale na kilka minut przed dwudziestą drugą natrafiłem w Ulhówku na jeszcze otwarty sklep. Za Łaszczowem skierowałem się ku Tyszowcom na trzecią już w tym roku wizytę (wcześniej tu i tu). Poprzednio przejeżdżałem obok farmy wiatrowej, lecz teraz w okolicach Dobużka trasa wiodła pomiędzy jej wiatrakami. Szumiące majestatyczne giganty. Zresztą podczas tego wyjazdu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że farmy wiatrowe wyrastają na pagórkowatym Roztoczu jak grzyby po deszczu. Za Tyszowcami jechałem przez chwilę trasą na Tomaszów Lubelski, którą pokonywałem wcześniej w przeciwnym kierunku, ale w Kaliwach odbiłem na Zubowice, by kontynuować zaliczanie gmin. W miejscowości Dub przejechałem obok szpaleru ustawionych przy drodze straganów i rozświetlonego jak na Zaduszki cmentarza. Nie wiem, co to za lokalny zwyczaj, ale specjalnie się przyglądałem i nie widziałem grobu, na którym nie paliłaby się lampka. W nocy w pełni lata wyglądało to dosyć nietypowo. Za cmentarzem zasadziła się na mnie spora grupka psów, więc na krótkim odcinku podkręciłem tempo. Pomimo bardzo późnej pory mijałem od czasu do czasu pracujące na polach kombajny. Rzucały potężne snopy światła i wydawały pomruki zadowolenia pochłaniając kolejne łany zboża. Łunę Zamościa dostrzegłem z daleka i już nie mogłem się doczekać dotarcia do niego, bo gonitw z psami zaczynałem już mieć serdecznie dosyć. Na zamojskim rynku zameldowałem się o trzeciej nad ranem i trochę tam posiedziałem. Niby mogłem robić ciekawe nocne zdjęcia, szczególnie że targałem w sakwie statyw, ale jakoś nie miałem na to weny. Początkowo planowałem dotrzeć do Lublina opłotkami przez Żółkiewkę, ale zmieniłem plany i ruszyłem DK17 w kierunku Krasnegostawu. Nie ujechałem jednak daleko, bo w Sitańcu złapał mnie kryzys i odechciało mi się kręcić. Ulokowałem się więc na przystanku, opatuliłem w folię NRC i postanowiłem przeczekać do świtu. Opis końcówki tego wyjazdu tutaj.Wiatrak © chirality
Podlubelski krajobraz © chirality
Bociany na łące © chirality
Jezioro Nielisz © chirality
Dzika część jeziora Nielisz © chirality
Objuczony rower mojego kompana w Szczebrzeszynie © chirality
Chrząszcz w Szczebrzeszynie © chirality
Zegar słoneczny w Józefowie © chirality
Zegar słoneczny w Józefowie © chirality
Mrowisko w Roztoczańskim PN © chirality
Powalone drzewo w Roztoczańskim PN © chirality
Pomnik partyzantów w Roztoczańskim PN © chirality
Szlak w Roztoczańskim PN © chirality
Susiec © chirality
Pawlak molestujący Kargula © chirality
Piłsudski tu był © chirality
Puszcza Solska © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi w czerni i bieli © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szlak pieszy wzdłuż Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Szumy na Tanwi © chirality
Owocujący jagodnik © chirality
Grzyby na mchu © chirality
Szumy na Jeleniu © chirality
Wodospad na Jeleniu © chirality
Ostrzeżenia na szlaku © chirality
Urwisko w Puszczy Solskiej © chirality
Urwisko w Puszczy Solskiej © chirality
Skrzypy © chirality
Puszcza Solska © chirality
Piaski w Puszczy Solskiej © chirality
Roztoczański krajobraz © chirality
Roztoczański widok © chirality
Roztoczański krajobraz © chirality
Kolumna w Narolu © chirality
Rogatki Jędrzejówki © chirality
Cmentarz choleryczny w Jędrzejówce © chirality
Krzyż u podnóża Wiekiego Działu © chirality
Tablica informacyjna o linii Mołotowa © chirality
Elementy linii Mołotowa u podnóża Wielkiego Działu © chirality
Sowiecki bunkier na stoku Wielkiego Działu © chirality
Moja nawigacja na szczycie Wielkiego Działu © chirality
Wielki Dział © chirality
Stok Wielkiego Działu © chirality
Sowiecki bunkier u szczytu Krągłego Goraja © chirality
Mój rower na dachu województwa lubelskiego (Krągły Goraj) © chirality
Okolice Lubyczy Królewskiej © chirality
Zmierzch na Roztoczu © chirality
Zmierzch na Roztoczu © chirality
Zmierzch na Roztoczu © chirality
- DST 27.87km
- Czas 01:09
- VAVG 24.23km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Piątek, 15 lipca 2016 · dodano: 16.07.2016 | Komentarze 0
Wiatry tarmoszące okolicę uspokoiły się po południu, więc wieczorem wybrałem się na pętlkę dookoła Zalewu. Z aparatem, bo na powrocie chciałem uwiecznić dla potomności podświetloną w barwy francuskiej tricolore Arenę Lublin. Rower w błocie po wczorajszym lesie i łańcuch rzężący ostatkiem sił – dobrej prezencji brak. Przejażdżka miała być luźna i była, z wyjątkiem nawrotu, na którym z jakimś góralem pobujałem się po zmianach. Zajechałem pod stadion jeszcze za dnia. Francuskie kolory jakieś takie wątłe, więc przeszedłem się tam wieczorem. Zastanawiam się tylko, w jakich kolorach ten stadion będzie podświetlony następnym razem. No a gdy wróciłem do domu, w Turcji już trwał pucz. Obyś żył w ciekawych czasach.Zachód słonca w Lublinie © chirality
Arena Lublin © chirality
Arena Lublin we francuskich barwach © chirality
Arena Lublin we francuskich barwach © chirality
- DST 43.11km
- Teren 6.00km
- Czas 02:21
- VAVG 18.34km/h
- VMAX 35.80km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 255m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie i Zalew Zemborzycki
Czwartek, 14 lipca 2016 · dodano: 17.07.2016 | Komentarze 0
Transportowo po mieście, a później pętelka dookoła Zalewu Zemborzyckiego. Bardzo wietrzny dzień i to był jeden z powodów, dla których nad Zalew wybrałem się okrężną drogą przez Stary Gaj. W lesie bardzo wilgotno i momentami niezłe błoto, ale nie było mi żal, bo rower i tak do prania. Pojechałem z aparatem fotografować runo leśne, ale między drzewami było już tak ciemno, że z niezbyt szybkimi szkłami nie było ciekawie. Z lasu wyjechałem z zachodem słońca, więc pętla dookoła Zalewu już w kiepskich warunkach świetlnych. Lampka przednia nie pomagała. Chyba dlatego, że zostawiłem ją w domu. Pod wieczór mocny wiatr zaczął przepoczwarzać się w huragan i gdy na zachodnim brzegu dostałem go w plecy, niósł mnie niewiarygodnie. Niewiele brakowało, a przejechałbym wtedy małego kota, ale jakoś udało mi się go w głębokiej szarówce wypatrzeć i ostro wyhamować. Na trasie od Zalewu sporo idiotów bez oświetlenia (łącznie ze mną).Stary Gaj w Lublinie © chirality
Grzyb nadgryziony © chirality
Grzyb pod liściem dębu © chirality
Receptakl sromotnika smrodliwego objedzony przez muchy (jedna właśnie kończy obiad) © chirality
Śpi jak Meksykanin © chirality
Lepszy grzyb w dłoni, niż gołąb na dachu © chirality
Ślimak z grzybami © chirality
Ku jasności © chirality
Zachód słońca pod Lublinem © chirality
- DST 48.99km
- Czas 02:13
- VAVG 22.10km/h
- VMAX 43.30km/h
- Temperatura 24.0°C
- Podjazdy 216m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie i Zalew Zemborzycki
Środa, 13 lipca 2016 · dodano: 13.07.2016 | Komentarze 0
Transportowo po mieście, a pod wieczór kółko dookoła Zalewu. Praktycznie cały dzień przewalały się po okolicy ciężkie chmury, ale nijak nie chciało z nich nic padać. Miałem opory przed wyskoczeniem nad Zalew, ale pomyślałem, że skoro do tej pory nie lunęło, to byłbym pechowcem, gdyby zaczęło padać, akurat gdy będę przez godzinę w trasie. Objazd Zalewu przyjemny i to pomimo tłumów. Łańcuch od ostatniego mokrego weekendu domaga się smaru i musi go dostać, bo jego dźwięki zaczynają mnie lekko irytować.- DST 24.69km
- Teren 1.00km
- Czas 01:10
- VAVG 21.16km/h
- VMAX 36.70km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Sobota, 9 lipca 2016 · dodano: 09.07.2016 | Komentarze 0
Cały dzień kiepska pogoda, bo ulewy przechodziły falami. Po jednej z nich postanowiłem jednak zaryzykować i pojechać nad Zalew zobaczyć święto militarystów z NATO. Późno tam dotarłem, więc impreza już się powoli zwijała. Potem rundka dookoła wody. W lesie niezłe błoto, więc upaprałem zarówno siebie, jak i rower.Święto NATO nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie © chirality
Święto NATO nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie © chirality
Święto NATO nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie © chirality
Święto NATO nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie © chirality
Święto NATO nad Zalewem Zemborzyckim w Lublinie © chirality
- DST 34.45km
- Teren 1.00km
- Czas 01:43
- VAVG 20.07km/h
- VMAX 41.80km/h
- Temperatura 22.0°C
- Podjazdy 127m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Po Lublinie i Zalew Zemborzycki
Piątek, 8 lipca 2016 · dodano: 09.07.2016 | Komentarze 0
Na początku transportowo/turystycznie po mieście, a potem pętelka dookoła Zalewu. Trochę czasu mi zeszło w parku pod Zamkiem Lubelskim, bo tam sporo dziwnych muzykantów, więc druga część przejażdżki już o dosyć późnej porze. Do domu dobiłem po zachodzie słońca, ale jeszcze za jasności.Dobra zmiana: Gilotyna w centrum Lublina © chirality
Ostrze lubelskiej gilotyny © chirality
Ciasna uliczka na lubelskim Starym Mieście © chirality
"Władimir" na lubelskim Starym Mieście (WTF?) © chirality
Instrumenty perkusyjne na festiwalu Wschód Kultury - Inne Brzmienia w Lublinie © chirality
- DST 24.09km
- Teren 1.00km
- Czas 00:57
- VAVG 25.36km/h
- VMAX 37.70km/h
- Temperatura 19.0°C
- Podjazdy 71m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki
Niedziela, 3 lipca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0
Za dnia dosyć paskudna pogoda, bo wietrznie i deszczowo. Pod wieczór zdecydowanie się poprawiło i przeschło, więc pojechałem z aparatem na rundkę dookoła Zalewu. Na szczęście w lesie nawet nie było mokro. Nad wodą złapałem zachód słońca i do domu zajechałem jeszcze za jasności.Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
Zachód słońca nad Zalewem Zemborzyckim © chirality
- DST 134.37km
- Teren 10.00km
- Czas 06:17
- VAVG 21.39km/h
- VMAX 39.80km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 289m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Łukie
Sobota, 2 lipca 2016 · dodano: 06.07.2016 | Komentarze 0
Po inspekcji jeziora Kunów, w ramach objazdu lubelskich akwenów, teraz padło na Jezioro Łukie, które szczyci się mianem największego na terenie Poleskiego Parku Narodowego. Z domu wyjechałem po czternastej, gdy termometr wskazywał ponad trzydzieści stopni. Trasa do celu identyczna do tej, którą przemierzyłem zimą jadąc nad Bikcze. No ale wtedy wszystko przykrywał śnieg i temperatura była o jakieś 50 stopni niższa, więc nie oczekiwałem, że będę się nudził. Wiatr lekko przeszkadzał, ale dawał w ramach rekompensaty trochę ochłody. Zrobiłem tradycyjną krótką przerwę przy ruinach w Zawieprzycach, a następnie na rozstaju dróg w Ludwinie, gdzie uzupełniłem szybko kurczące się zapasy płynów. Potem kilka kilometrów ruchliwą DW820 – nie było za ciekawie, bo droga bez pobocza, a kolumny samochodów wyprzedzały na styk. Dlatego też z ulgą skręciłem w boczną drogę prowadzącą nad Piaseczno. Na skraju lasów pojawili się już pierwsi sprzedawcy jagód i kurek, więc pewnie warto samemu zapuścić się w knieje za runem. W Starym Załuczu wyprzedziłem jakąś wycieczkę rowerową i wbiłem się na gruntówkę, która zaprowadziła mnie nad bagna przylegające do jeziora. Wybudowano nad nimi kilkukilometrową drewnianą kładkę, która prowadzi do właściwego brzegu. Szerokość tej kładki nie powala, ale że oficjalnie jest ona przeznaczona wyłącznie dla ruchu pieszego, więc nie ma co narzekać. Trochę jednak szkoda, bo człowiek skupia się bardziej na jeździe (bagna błędów nie wybaczają), niż na obserwowaniu krajobrazów, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Na pomoście wychodzącym nad lustro jeziora nie byłem sam, bo przez chwilę gościło tam kilkuosobowe towarzystwo pieszo-rowerowe. Jeden z rowerzystów zepsuł mi humor pokazując nadciągające z północy chmury, które wypisz wymaluj wyglądały jak burzowe. Samo jezioro bardzo urokliwe – widać, że toczy ono z bagnem walkę o przetrwanie. Z bagien wyrwałem się drugą odnogą kładki i po krótkim odcinku gruntowym opuściłem teren Parku. Później bocznymi drogami do Urszulina, gdzie lokalna władza walnęła znak zakazu ruchu rowerów, zmuszający do przetestowania kilkusetmetrowego odcinka DDR. Za Bogdanką zaczęły pojawiać się przelotne deszcze. Nie martwiły mnie one, bo temperatura była nadal bardzo wysoka. Niepokoiły mnie jednak błyskawice wypluwane ze zwałów ciemnych chmur, które szeroką ławą zbliżały się od północy. Grzmotów jeszcze nie słyszałem, ale świadomość tego, że pogoda może się w każdej chwili załamać dodawała mi motywacji do jazdy. Pomimo, że na trasie wypiłem sporo płynów, to jednak czułem się cholernie odwodniony i przez ostatnie 30 km wizualizowałem moment, gdy wyciągam z lodówki zimne piwo. Zmaterializował się on po dwudziestej drugiej, gdy dotarłem do domu. Koniec końców pośpiech okazał się zbędny, bo pogoda zeszła na psy dopiero nad ranem. Podsumowując, wyjazd bardzo udany. Jezioro Łukie jest bardzo pięknym zakątkiem Poleskiego Parku Narodowego, a temu, kto wpadł na pomysł wybudowania tam kładki nad bagnami należą się wielkie brawa. Mam też nadzieję, że nie jest to moja ostatnia wizyta w tym miejscu. Poniżej pozwoliłem sobie wkleić film grupy rowerowej TSR z Lubartowa z ich wyjazdu nad Jezioro Łukie.Desant na osty © chirality
Niezła balanga © chirality
Charlęż latem © chirality
A tak było zimą © chirality
Charlęż latem © chirality
A tak było zimą © chirality
Dolina Wieprza w Zawieprzycach © chirality
Uczta na ostach © chirality
Początek ścieżki przyrodniczej "Spławy" nad Jeziorem Łukie © chirality
Poleski Park Narodowy © chirality
Kładka nad bagnami w brzezinie © chirality
Torfowisko przejściowe nad Jeziorem Łukie © chirality
Torfowisko przejściowe nad Jeziorem Łukie © chirality
Domek dla pszczół © chirality
Kładka nad bagnami © chirality
Ols kępowo-dolinkowy nad Jeziorem Łukie © chirality
Kładka nad bagnami © chirality
Miejsce piknikowe na Jeziorem Łukie © chirality
Skalpowanie maślaka © chirality
Skrzypy © chirality
Pomost nad Jezioro Łukie © chirality
Jezioro Łukie © chirality
Jezioro Łukie © chirality
Jezioro Łukie © chirality
Jezioro Łukie © chirality
Jezioro Łukie © chirality
Raczej niesprawny wiatrak © chirality
Prześwity © chirality
Kopalnia Bogdanka © chirality
Kopalnia Bogdanka © chirality