Info

Więcej o mnie.

2020

2019

2018

2017

2016

2015

2014


Moje rowery
Wykresy roczne

+2
°
C
+2°
-2°
Lublin
Niedziela, 18
Poniedziałek | +1° | -1° | |
Wtorek | +2° | 0° | |
Środa | +3° | 0° | |
Czwartek | +3° | +2° | |
Piątek | +5° | 0° | |
Sobota | +2° | -3° |
Prognoza 7-dniową
Wpisy archiwalne w kategorii
100-150
Dystans całkowity: | 4817.41 km (w terenie 191.00 km; 3.96%) |
Czas w ruchu: | 209:13 |
Średnia prędkość: | 23.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.40 km/h |
Suma podjazdów: | 18177 m |
Liczba aktywności: | 43 |
Średnio na aktywność: | 112.03 km i 4h 51m |
Więcej statystyk |
- DST 100.97km
- Czas 03:22
- VAVG 29.99km/h
- VMAX 42.80km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 221m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Kwiatek Mistrzem Polski!
Niedziela, 28 września 2014 · dodano: 28.09.2014 | Komentarze 0
Tak krzyczeli jacyś ludzie z samochodu, który mnie na trasie wyprzedzał. Niech im będzie. Po odwiedzeniu jeziora Firlej w ramach inspekcji podlubelskich akwenów, dzisiaj postanowiłem podjechać nad jezioro Piaseczno, bo dawno tam nie byłem. Pomimo dosyć niskiej temperatury jechało się bardzo przyjemnie, a to zapewne za sprawą ostrego jesiennego słońca. W Łęcznej policyjna blokada i wszyscy kierowcy proszeni o dmuchanie w alkomat, ale mnie przepuścili (musiała to być jakaś większa akcja, bo w drodze powrotnej w Rogóźnie sytuacja się powtórzyła i tym razem musiałem, po raz pierwszy w życiu, dmuchać w to ustrojstwo - było nerwowo). W Ludwinie skręciłem w złą drogę i na kilka kilometrów wpakowałem się na dosyć fatalny asfalt. Nad Piasecznem posezonowa cisza i spokój; jedynie kilku wędkarzy, spacerowiczów i rowerzystów. Trochę zbyt długo chodziłem po okolicznych lasach. więc w drodze powrotnej jechałem pod zdecydowanie zbyt szybko zachodzące Słońce. Do DDR nad Bystrzycą w Lublinie dojechałem na styk ze zmrokiem i przez ostatnie kilometry musiałem trochę wytężać wzrok. Lampkę niby miałem, ale tak blisko od domu nie chciało mi się jej instalować.
Jezioro Piaseczno © chirality

Jezioro Piaseczno © chirality

Nad jeziorem Piaseczno © chirality

Jezioro Piaseczno © chirality

Jezioro Piaseczno © chirality

Jezioro Piaseczno © chirality

Na szczycie mrowiska - ciężko zrobić dobre zdjęcie mrówkom z łapy © chirality

Amanita muscaria © chirality

Armillaria mellea © chirality

Boletus badius © chirality
Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa, Jeziora Lubelszczyzny
- DST 100.92km
- Czas 03:26
- VAVG 29.39km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 17.0°C
- Podjazdy 450m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Mazovia MTB Kazimierz Dolny
Niedziela, 21 września 2014 · dodano: 23.09.2014 | Komentarze 0
Każdy pretekst, aby pojechać do Kazimierza Dolnego jest dobry. Tym razem było nim kibicowanie uczestnikom wyścigu Mazovia MTB. Rano trochę ociągałem się z wyjazdem, bo pogoda nie była za ciekawa - zimno i zanosiło się na deszcz. Przejazd do Kazimierza bez historii. Miałem jedynie okazję postudiować anatomię jeży w różnych stadiach rozjechania - było ich na asfalcie zdecydowanie zbyt wiele. Do celu dotarłem na styk, gdy właśnie ruszali zawodnicy z czołowego sektora. Na pierwszej prostej zawodnicy wzbijali wielkie tumany kurzu i jeżeli ktoś na to narzekał, to pogoda później warunki boleśnie skorygowała. Z aparatem ulokowałem się na podjeździe na ulicy Zamkowej. Ze względu na traumatyczne przeżycia z nim związane czułem, że tam będzie ciekawie. Podjazd momentami jest bardzo stromy (do 17.7%/100 m), a do tego wyłożony kocimi łbami pamiętającymi czasy króla Ćwieczka. Biorąc go z buta, robiłem jednocześnie zdjęcia zawodnikom w kolejnych stadiach wspinaczki. Na szczycie podłączyłem się do końcówki wyścigu, bo miałem nadzieję, że uda mi się porobić zdjęcia na kolejnym podjeździe. Niestety, zawodnicy po chwili skręcili na jakieś wertepy, które musiałem odpuścić. Wróciłem więc do Kazimierza zaliczając bardzo przyjemny zjazd ze Skowieszynka w stronę Bochotnicy. Na miejscu zorientowałem się, że złapałem kapcia, najpewniej na trylinkowej nawierzchni u szczytu podjazdu ulicą Zamkową. Gdy zabrałem się za wymianę dętki, zaczął siąpić drobny deszcz, który po chwili rozbujał się na dobre. Po ponadgodzinnej zlewie niebo się przejaśniło - oczami wyobraźni widziałem taplanie się w błocie rowerzystów na trasie. Na mecie zrobiłem zdjęcia kilku zawodnikom kończącym wyścig po owym taplaniu i dźwięki wydawane przez zakatowane napędy raniły serce me. Początkowo planowałem zostać w Kazimierzu do dekoracji zwycięzców, ale byłem tak przemoczony i wychłodzony, że dla własnego dobra postanowiłem się zwijać do domu. Powrót nie za przyjemny, bo do Miłocina drogi solidnie zlane i przelotne mżawki. Do domu dobiłem ufajdany po kask, ale warto było, bo atmosfera na kazimierskim wyścigu bardzo mi się podobała. Żałuję jedynie, że przed wyjazdem nie zapoznałem się z przebiegiem trasy i nie wybrałem kilku dodatkowych punktów obserwacyjnych.Wszystkie zdjęcia z wyścigu TUTAJ.

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - start wyścigu © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - pierwsza prosta w kurzu © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - pierwsza prosta w kurzu © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - początek podjazdu ulicą Zamkową © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - początek podjazdu ulicą Zamkową © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - pierwsza stromizna ulicy Zamkowej (15.5%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - pierwsza stromizna ulicy Zamkowej (15.5%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - pierwsza stromizna ulicy Zamkowej (15.5%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - wypłaszczenie między stromiznami na ulicy Zamkowej © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - druga stromizna ulicy Zamkowej (17.7%/100m + 14.0%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - druga stromizna ulicy Zamkowej (17.7%/100m + 14.0%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - druga stromizna ulicy Zamkowej (17.7%/100m + 14.0%/100m) © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - finisz © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - finisz © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - wielka czystka © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - wielka czystka © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - wielka czystka © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - wielka czystka © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - nagrody dla zwycięzców © chirality

Mazovia MTB Kazimierz Dolny - podium © chirality

Rynek w Kazimierzu Dolnym © chirality

Panorama Kazimierza Dolnego ze wzgórza zamkowego © chirality

Kazimierska taksówka © chirality

Wróżbitki w Kazimierzu Dolnym © chirality

Ruiny zamku w Kazimierzu Dolnym © chirality

Tablica nagrobna na tyłach kościoła farnego w Kazimierzu Dolnym © chirality

Kapeć w Kazimierzu Dolnym © chirality
- DST 103.90km
- Czas 03:17
- VAVG 31.64km/h
- VMAX 47.10km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 302m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew Zemborzycki × 7
Środa, 27 sierpnia 2014 · dodano: 28.08.2014 | Komentarze 0
Drzewiej zdarzyło mi się opleść Zalew siedem razy za jednym posiedzeniem, więc niejako z sentymentu postanowiłem to powtórzyć. Tym razem chciałem jednak kręcić kółka zgodnie z ruchem wskazówek zegara, żeby uniknąć nieprzyjemnego lewoskrętu z ulicy Osmolickiej w ulicę Żeglarską. Pogoda typowo jesienna - chłodno, wietrznie i do tego snujące się po niebie groźnie wyglądające chmury. No ale dzięki temu ruch na DDR raczej niewielki. Przez pierwsze trzy kółka było nawet interesująco, ale później znałem już na pamięć rozkład wszystkich kamyczków, gałazek, jak i rozjechanych na maź mirabelek i wiewiórek. Wzdłuż trasy były rozwieszone tablice informujące o jakimś serwisie rowerowym i rzeczywiście w okolicach ośrodka Marina ktoś gorliwie manipulował przy umieszczonym na stojaku rowerze. Nie wiem, czy to jakaś jednodniowa partyzantka, czy coś permanentnego. Przez trzy kółka omijałem stojące na dosyć ciasnym zakręcie na ulicy Cienistej rowerzystki, które oddawały się plotom - pewnie nie widziały się kilkanaście lat i stąd tak długi postój. Pod wieczór zdecydowanie się ochłodziło, więc z ulgą odhaczyłem ostatnią pętelkę i zwiałem do domu. Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 124.01km
- Czas 04:10
- VAVG 29.76km/h
- VMAX 45.60km/h
- Temperatura 31.0°C
- Podjazdy 340m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Kock
Wtorek, 8 lipca 2014 · dodano: 08.07.2014 | Komentarze 0
Dzisiejszym celem był przejazd do Lubartowa i odbiór różowej koszulki za udział w Święcie Roweru. Jazda na północ z mocnym wiatrem, ale wiedziałem, że po nawrocie zapłacę za to z parabankowymi odsetkami. W Lubartowie trochę mi zeszło nim znalazłem sklep rowerowy (wiedziałem, że jest na ulicy jakiegoś wieszcza, ale nie pamiętałem którego), ale jak już dostałem upragnioną koszulkę, to żałowałem, że nie wyjechałem z Lublina topless, bo mógłbym w tym różu trochę się polansować tu i teraz. Ponieważ z nieba lał się żar, postanowiłem pojechać jeszcze trochę na północ, do mojej ulubionej lodziarni na jeziorem Firlej. Nad wodą sezon już się rozkręcił na dobre, wszędzie tłumy ludzi, a w powietrzu unosił się wyrafinowany zapach smażonych ryb. Lodziarnia miała w ofercie lody we wszystkich kolorach tęczy, więc na kilka gałek się szarpnąłem. W trakcie zajadania lodów pomyślałem, że pojadę jeszcze trochę dalej na północ do Kocka na tamtejszy cmentarz wojenny. Przed samym miastem, DK17 przepoczwarzyło się w S17, na którą się bezsensownie wpakowałem. Obyło się jednak bez ofiar. W mieście (bardzo zadbanym i dynamicznie rozrastającym się) wypytywałem miejscowych o cmentarz - początkowo wysyłali mnie na jakieś polne dróżki, ale w końcu dwójka dzieci pokazała, co i jak. Cmentarz bardzo ładnie utrzymany, chociaż mniejszy, niż się spodziewałem. Spoczywają na nim żołnierze polegli w ostatniej bitwie Kampanii Wrześniowej razem ze swoim dowódcą. Były dwie płyty poświęcone gen. Kleebergowi, co mnie trochę zdziwiło.W drodze powrotnej wpadłem jeszcze raz do Firleja, by zrobić rundkę po DDR wokół jeziora. Wszędzie pełno piachu z plaży i półprzytomnych spacerowiczów, więc z hamowaniem miałem sporo zabawy. Powrót do Lublina dosyć ciężki ze względu na demoralizujący wiatr. Już w samym mieście jakiś ukraiński TIR nieomal wcisnął mnie w krawężnik. Doszedł mnie na podjeździe i zaczął się nań wspinać z taką samą prędkościa jak ja. Byłem zmuszony odpuścić, bo te wielkie koła były stanowczo zbyt blisko, a na prawo uciekać nie mogłem. Byłem wkurzony jak statystyczny Brazylijczyk po 35 minutach meczu Brazylia-Niemcy.

Koszulka XXI Lubartowskiego Święta Roweru - awers © chirality

Koszulka XXI Lubartowskiego Święta Roweru - rewers © chirality

Lody w Firleju do wyboru do koloru © chirality

Jezioro Firlej © chirality

Tatarak nad jeziorem Firlej © chirality

Rynek w Kocku z animowaną fontanną © chirality

Cmentarz wojenny w Kocku © chirality

Kwatery żołnierskie na cmentarzu w Kocku © chirality

Płyta ku pamięci gen. Kleeberga na cmentarzu w Kocku © chirality
Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 137.95km
- Teren 10.00km
- Czas 05:23
- VAVG 25.63km/h
- VMAX 45.50km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 480m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Kombinacja lubelska
Czwartek, 3 lipca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj chciałem połączyć objazd standardowej pętli dookoła Zalewu Zemborzyckiego z ustawką Rowerowego Lublina (RL). Dwukrotny objazd Zalewu wszedł mi solidnie w nogi ze względu na dosyć silny wiatr. Gdzieś na trasie wzdłuż wody wyprzedziła mnie para szosowców, a ponieważ nie cisnęli jakoś specjalnie ostro, więc siadłem im na koło. Jadąc obok siebie zaserwowali mi solidne krycie i przez kilka kilometrów jechałem jak król. Z tego etapu jazdy wróciłem trochę upodlony i do tego spóźniony, tak że nawet nie miałem czasu, aby uzupełnić płyny. W rezultacie, przez cały wyjazd z RL, na który zdążyłem na styk, myślałem o czymś zimnym i mokrym z lodówki. Na tej ustawce, której celem były południowo-wschodnie okolice Lublina, pojawiło się bodajże 11 rowerzystów. Tempo było generalnie bardzo spokojne, chociaż momentami peleton ożywał w konwulsjach ściganek. Było również kilka terenowych odcinków, które uświadomiły mi, jak mało jeżdżę w tym roku po czymś innym niż asfalt. Monotonię jazdy przerywały zmasowane ataki miejscowych psów, które w tym dniu chyba też miały wychodne. Skąd tyle frustracji w psiej nacji, nie wiem. Jakieś 10 km od domu, już na DDR wzdłuż Zalewu, wyprzedził naszą grupę samotny rowerzysta. Siadłem mu na kole i powiozłem się praktycznie do mety. Żeby nie wyglądało to jakoś źle, dałem krótką zmianę, ale nie robiłem tego z jakimś wielkim sercem. Gdy ktoś mi siada na kole, mam odruchową i irracjonalną tendencję do mocniejszego niż zwykle deptania na korbę. Aby tego uniknąć, powtarzam sobie w myślach "zwolnij" jak mantrę. Zawodnik, za którym jechałem też cisnął zbyt mocno (znacznie mocniej, niż gdy nas wyprzedzał) i oczekiwałem, że lada moment się zatrze. Chociaż miał zdecydowanie dosyć, to jednak dotrwał do momentu naszego rozstania, co mu się chwali.W domu czekała mnie niemiła niespodzianka w postaci jedynie częściowo zapisanego śladu z wyjazdu z RL. Po raz kolejny popełniłem sztubacki błąd i nie zmieniłem częstotliwości rejestrowania punktów do śladu. Moj Garmin zbierał je co sekundę, a że limit punktów na ślad wynosi 10 tysiecy, więc po niecałych 3 godzinach, zaczął najstarsze punkty zastępować najnowszymi. Już miałem zamiar postawić siebie w kącie, ale tym razem zauważyłem, że folder Garmina "Archive" uległ niedawnej modyfikacji. Okazuje się, że Garmin co prawda zastępuje najstarsze punkty najnowszymi, gdy limit punktów się wyczerpuje, ale najstarszych fragmentów śladu nie wysyła do piekła, tylko zapisuje je w dedykownym folderze. Dobre i to. Mimo, że pliki gpx. można w prosty sposób scalać, nie zrobiłem tego tym razem, bo może tak być, że pliki te mają jakieś fragmenty audytorskie, które pomagają wykryć manipulację. Nie, kogo ja oszukuję. Po prostu nie chciało mi się w tym babrać, dlatego ślad z wyjazdu z RL wkleiłem w dwóch kawałkach.
- DST 100.06km
- Czas 03:19
- VAVG 30.17km/h
- VMAX 48.50km/h
- Temperatura 18.0°C
- Podjazdy 503m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Wysokie
Wtorek, 24 czerwca 2014 · dodano: 25.06.2014 | Komentarze 0
Próba rozciągnięcia południowej lubelskiej pętli do miejscowości Wysokie. Żeby trochę urozmaicić, trasa przejechana lewoskrętnie. Generalnie, drogi reprezentowały typowy lubelski standard, czyli widelec miał co tłumić. W okolicach Tarnawki przejeżdżałem obok zabitego dzika - szkoda zwierzaka, ale gdybym był na góralu jechałby ze mną na ramie do domu.Muszę trochę zmienić ustawienie siodła albo kierownicy, bo pod koniec jazdy ból w lędźwiowym fragmencie kręgosłupa psuł radość z jazdy. Ekstrapolując te odczucia, nie mam wątpliwości, że przy dłuższych dystansach taka dolegliwość jest w stanie człowieka zgnoić na cacy.

Kościół w Wysokiem © chirality

Niebo nad Wysokiem © chirality

Maszt w Bożym Darze © chirality
Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 104.10km
- Czas 03:32
- VAVG 29.46km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 295m
- Sprzęt Szosant
- Aktywność Jazda na rowerze
Zalew, Zalew, Zalew, Zalew, Zalew, Zalew, Zalew
Środa, 30 kwietnia 2014 · dodano: 01.05.2014 | Komentarze 0
Kilka dni przerwy od roweru, bo albo padało, albo mogło padać, albo mogło móc padać. Z rana też objawił się przelotny deszcz, ale dzięki wysokiej temperaturze wszystko szybko przeschło. Zaplanowałem dalej wgryzać się w rower szosowy na pętli dookoła Zalewu Zemborzyckiego. Aby trochę chronić się przed wiatrem, objeżdżałem wodę w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Ceną za to jest nieprzyjemny lewoskręt z Osmolickiej w Żeglarską, gdyż nadjeżdżające z naprzeciwka Zemborzycką samochody mają tendencję do ścinania zakrętu. Do tego naginają tak, jakby w domu mleko kipiało. Mniej wiecej 40% pętli dookoła Zalewu to lekko telepiąca kostka, 40% to piękna asfaltowa DDR, a reszta to kiepski asfalt na Osmolickiej. Pewnie dlatego pod koniec jazdy zaczynały boleć mnie ręce. W sumie wykręciłem siedem pętelek. Niby chciałem osiem, ale to by już było trochę bez sensu. Na trasie kilka spięć z rolkarzami. Zachowują się tak, jakby przeprowadzali skoordynowaną próbę przejęcia DDRów. Kategoria 100-150, dzień, rower szosowy, samotnie, szosa
- DST 104.16km
- Czas 04:05
- VAVG 25.51km/h
- VMAX 46.60km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 455m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Moja mała Golgota
Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 0
Na forum Rowerowego Lublina wątek dotyczący jazdy pod górkę doprowadził mnie do bardzo profesjonalnie zrobionej bazy podjazdów. Baza żyje i każdy może pomóc w jej rozbudowie. Niestety, Lubelszczyzna jest jeszcze skromnie reprezentowana, ale moją uwagę zwrócił opis podjazdu w Kazimierzu Dolnym. Jestem z nim właściwie na ty, bo w zeszłym roku grawitacja zmusiła mnie do przebycia jego najgorszej część z buta. W sumie sam się o to prosiłem, bo w moim rowerze coś takiego jak młynek nie funkcjonowało. Podjazd jest stosunkowo krótki, ale jego nawierzchnia z epoki kamienia ciosanego irytuje na potęgę. Dzisiaj jest taki wyjątkowy dzień, że lekkie umartwienie ciała jest jak najbardziej na miejscu. Postanowiłem więc odwiedzić Kazimierz Dolny i trochę się upodlić. Czasu miałem niewiele, ale oszacowałem, że zdążę obrócić przed zmrokiem. Oszacowania wzięły w łeb, gdy tuż za Lublinem złapałem kapcia. Zazwyczaj nie wożę gadżetów do łatania, ale dzisiaj przezornie zabrałem skuwacz do łańcucha, a razem z nim kilka innych rzeczy jako balast. W Kazimierzu pustki, ale czuję, że to cisza przed burzą. Nieszczęsny podjazd okazał się mniej drenujący z sił, niż się spodziewałem. Co prawda, zjeżdżający w przeciwnym kierunku samochód zmusił mnie do pakowania się na jakiś nieprzyzwoity gradient, ale kilkumetrowe wypłaszczenie mniej więcej w połowie drogi pozwoliło nogom trochę odpocząć.Powrót do Lublina zapomnianymi przez Boga i GDDKiA drogami lokalnymi pod porywisty wiatr, który z uporem maniaka nie popuszczał. Byłem tak pogrążony w rozmyślaniach, że nawet nie zauważyłem, iż omijam Wojciechów szerokim łukiem i jadę na Bełżyce. Od tej miejscowości na drogach krajobraz zaiste księżycowy (zapomniane przez Boga, ale nie przez GDDKiA), więc warto było się tamtędy turlać. W trasę wybrałem się bez oświetlenia, ale szczęśliwie dotarłem do domu przed regularną nocą. Wyjazd trochę na wariata, ale sprawił mi dużo radości.
- DST 110.81km
- Czas 04:27
- VAVG 24.90km/h
- VMAX 44.60km/h
- Temperatura 16.0°C
- Podjazdy 444m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Globus
Poniedziałek, 7 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 0
Dzisiaj bardzo chciałem połączyć parę standardowych pętelek dookoła Zalewu Zemborzyckiego z tradycyjną poniedziałkową przejażdżką Rowerowego Lublina (RL). Pogoda była wręcz idealna, ale łeb mi tak pękał, że miałem opory przed wyjściem na rower. Pomyślałem jednak, że może uda się ten ból jakoś rozjechać. Początki na to nie wskazywały i na pierwszej pętelce kilka razy miałem ochotę walnąć się gdzieś w krzakach i poleżeć brzuchem do góry. Z czasem jednak ból rzeczywiście minął i druga pętelka to była już czysta przyjemność. Na DDR kładły się jakieś dzieciaki. Nie wiem, o co chodziło, ale tym razem wyhamowałem. Po powrocie do domu miałem kwadrans, aby przebić się przez miasto (całe dwie ulice) na ustawkę RL. Na miejscu stawiło się ośmiu rowerzystów - szosy, trekkingi, MTB, słowem cała oranżeria. Przejechaliśmy spokojnym tempem krótką trasę po podlubelskich siołach. Tereny bardzo fajne - nie płasko jak stół, ale i bez ostrych górek. Wręcz idealna trasa na rozjazd.- DST 101.65km
- Czas 04:05
- VAVG 24.89km/h
- VMAX 41.30km/h
- Temperatura 11.0°C
- Podjazdy 323m
- Sprzęt Banana Rama
- Aktywność Jazda na rowerze
Jezioro Firlej
Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 29.03.2014 | Komentarze 0
Krystalicznie czyste niebo zachęcało do jazdy. Pomimo tego, że w cieniu nie było oficjalnie ciepło, to pełne słońce robiło ogromną różnicę. W czasie dzisiejszego wyjazdu często spoglądałem w niebo. W każdej chwili było ono poryte śladami kondensacyjnymi zostawianymi przez samoloty - czasami byłem w stanie naliczyć ich kilkanaście. Żadne ulotki w łamaniej polszczyźnie z nieba nie spadały, więc to pewnie nasi są zwarci i gotowi z powodów wiadomych. A jako cel dzisiejszego wyjazdu obrałem jezioro Firlej na Wysoczyźnie Lubartowskiej. Mam do tego miejsca ogromny sentyment, bo w dzieciństwie spędzałem tam każde wakacje. Wtedy jezioro wydawało mi się bezkresne jak ocean, gdy tak naprawdę jest bardzo małe. Sama trasa przez lubelskie wioski spokojna, nie licząc jednej tempówki z psem, którą wygrałem o długość kła. Szlak wiódł w sporej części przez lasy, więc wiatr zbytnio nie dokuczał. Nad samym jeziorem jeszcze pustki - w sezonie robi się tam bardzo tłoczno. Dookoła jeziora jest dobrej jakości ścieżka rowerowa, którą trzeba objechać. Marcowe słońce tak mnie rozleniwiło, że jak się rozsiadłem, to nie chciałem opuszczać tego miejsca. Zazwyczaj wracam znad Firleja do Lublina DK19 - idealny asfalt i szerokie pobocze to jej atuty - ale jakoś dzisiaj nie miałem ochoty na igranie z losem, bo ruch samochodowy potrafi tam być obłędny. Dlatego powrót tą samą trasą, co GPSowi puryści mogą uznać za bluźnierstwo. Na trasie strzelałem fotki, ale aparat mi był padł i nie chce się podzielić zawartością swoich czeluści. Wcześniej czy później go do tego jednak zmuszę i coś tutaj wrzucę... słowo się rzekło, zdjęcia u płotu.
U celu podróży - za znakiem Dziki Zachód czyli DK19 © chirality

Firlej Beach © chirality

Jezioro Firlej z DDR © chirality

Lampy na jeziorze Firlej © chirality

Nasi? © chirality

Wypoczywający rower nad jeziorem Firlej © chirality